Dzięki Solidarności opiekunki wróciły do pracy
Dwie pracownice Domu Pomocy Społecznej Bankowiec w Sieradzu zostały przywrócone do pracy. To niewątpliwy sukces Solidarności, która doprowadziła w ich obronie do ogólnopolskiej manifestacji w mieście.
- Sprawa jest bezprecedensowa, bo sąd przywrócił je, chociaż miały umowy na czas określony - uważa Krzysztof Sokołowski, przewodniczący NSZZ Solidarność Podregionu Ziemia Sieradzka. - Inna rzecz, że te umowy były zawarte bezprawnie, co przyznał sąd, i po powrocie do pracy kobiety zawarły już umowy na czas nieokreślony.
Krzysztof Sokołowski podkreśla, że takie rozstrzygnięcie ma znaczenie dla wszystkich pracowników. - Z jednej strony, żeby nie pozwalali na dyskryminację, a z drugiej nie zniechęcali do związkowej działalności - podkreśla przewodniczący Sokołowski. - Owszem, oficjalnym powodem zwolnienia obu pań z Bankowca były przyczyny ekonomiczne. Jednak dlaczego właśnie one straciły pracę? Bo nie kryły się z działalnością związkową. 29 sierpnia 2008 roku były na manifestacji w stolicy, a 2 września zostały im wręczone wypowiedzenia.
Przewodniczący dodaje, że kobiety łatwo było zwolnić, bo pracując na czas określony nie miały ochrony prawnej. Przysługiwało im tylko dwutygodniowe wypowiedzenie, pracodawca nie musiał pytać związku zawodowego o zgodę, choć były jego członkiniami, nie był też zobowiązany podawać przyczyny rozwiązania stosunku pracy.
Sąd potwierdził, że istniał związek między działalnością związkową opiekunek, a ich udziałem w manifestacji. Dodał też, że pracodawca obchodził prawo, stosując umowy na czas określony. I że w ten sposób Bankowiec zatrudniał aż 40% pracowników.
Przypomnijmy, że opiekunki mogły pracować jeszcze dwa lata, a straciły zajęcie tuż po ogólnopolskiej manifestacji Solidarności w Warszawie, gdzie pojechały upomnieć się o godne zarobki, a później emerytury. Wcześniej zapisały się do NSZZ Solidarność przy sieradzkim Domu Pomocy Społecznej Bankowiec, w którym nie było dotąd związków. Obie łączą to zwolnienie ze swoją związkową działalnością, chociaż na manifestację pojechały w czasie wolnym.
Dariusz Olejnik, starosta sieradzki, któremu podlega Bankowiec, mówi, że z wyrokiem sądu się nie zgadza, ale go respektuje. - Bankowiec to nie jest moje prywatne ranczo, lecz administrowana placówka, więc muszę ten wyrok przełknąć. Zresztą ta cała manifestacja Solidarności była hucpą - nie kryje zdenerwowania starosta Olejnik. - Z naszej strony przy zwolnieniu pracownic nie doszło do żadnych uchybień ani błędu. Nie popełniła go też pani dyrektor domu pomocy.
Helena Płóciennik-Wasiak, dyrektorka Domu Pomocy Społecznej Bankowiec, mówi, że sąd nie kwestionował sposobu rozwiązania umowy z pracownicami. - Wskazał jednak na względy społeczne. Zwolnione pracownice długo pozostawały bez pracy. Sprawy w sądzie toczyły się prawie dwa lata i w tym czasie obie panie szukały zatrudnienia. Wykazały się dużą determinacją, ale go nie znalazły. Sąd postanowił więc, żeby dać im szansę i tak się stało - mówi Płóciennik-Wasiak.
23 października 2008 roku do Sieradza przyjechało około tysiąca członków Solidarności z całego kraju. Stanęli w obronie dwóch kobiet oraz godnej pracy i płacy. Nie zabrakło Janusza Śniadka, szefa krajowej Solidarności, i Waldemara Krenca, przewodniczącego zarządu regionu łódzkiej Solidarności.
Polecamy wydanie Internetowe: "Dziennik Łódzki"