Polska#dziejesienazywo IPN z policją w domu Czesława Kiszczaka. Łukasz Warzecha: to czubek góry lodowej

#dziejesienazywo IPN z policją w domu Czesława Kiszczaka. Łukasz Warzecha: to czubek góry lodowej

- Po raz pierwszy opinia publiczna tak dobitnie się przekonała, iż w opowieściach o tym, że byli funkcjonariusze komunistycznego reżimu zostawili sobie różnego rodzaju zabezpieczenia w postaci dokumentów, nie ma przesady. Myślę, że to jest w ogóle czubek góry lodowej, jeśli chodzi nawet o samego Kiszczaka. Pojawia się pytanie, jak tymi dokumentami grali przez cały czas III RP - mówił w programie #dziejesienazywo Łukasz Warzecha.

Warzecha przypomniał, że już wiele lat temu Piotr Gontarczyk i Sławomir Cenckiewicz w swojej książce "niezbicie wykazali", jakie związki z SB miał Wałęsa. - Tutaj możemy dostać tylko pewne uzupełnienie - dodał.

- Czy ta niezwykle kuriozalna akcja pani Kiszczakowej, która poszła z nielegalnymi dokumentami do IPN, wynikała z kondycji zaawansowanego wieku, potrzeb materialnych, czy też stoi za tym czyjaś podpowiedź bądź interes? Mówimy o takich dokumentach, że każda wersja jest możliwa - podkreślił publicysta.

- Były takie przypadki, że funkcjonariusze SB robili sobie instytucję ubezpieczeniową. Znajdowano teczki już wcześniej - podkreślił z kolei Cezary Łazarewicz. Przypomniał, że o archiwum Kiszczaka mówiło się od dziesiątków lat.

- One były jakimś zabezpieczeniem. Jestem ciekawy, co to za dokumenty. Sprawa Popiełuszki, Przemyka, różnych pobić - być może tam znajdziemy odpowiedź na nierozwiązane zagadki - mówił dziennikarz Wirtualnej Polski.

Warzecha ocenił, że w reżimie lat 80. Kiszczak był postacią bardziej centralną i ważniejszą, niż generał Jaruzelski.

- Jeśli chodzi o aparat represji to tak, bo Jaruzelski się bezpośrednio tym nie zajmował, nawet przymykał oko. Sprawa Przemyka pokazała, że Kiszczak był główną postacią rozgrywającą. Jaruzelski być może się domyślał, tak wynika z zapisów Rakowskiego - powiedział Łazarewicz.

"Wałęsa unika dyskusji"

Prowadzący program, Michał Kobosko, zauważył, że Wałęsa wyraźnie ma dosyć, jest zmęczony dyskusją na swój temat.

- Wałęsa jej unika. Prawdopodobnie boi się tego, co mógłby usłyszeć. Już tyle razy się mówiło, że mógłby raz opowiedzieć o tym, jaka była jego przeszłość, przyznać się do tego i sprawa byłaby załatwiona - stwierdził Warzecha.

W jego ocenie, były prezydent psychicznie wiele zainwestował w wizerunek osoby niezłomnej od A do Z, a jest on nie do utrzymania. - Nawet Gontarczyk i Cenckiewicz pisali, że momenty słabości zdarzały się wszystkim. Nie ma w tym nic aż tak strasznego. Bardziej wątpliwe jest to, co pod wpływem szantażu mógł robić Wałęsa jako prezydent w latach 90. Pod koniec swojego życia mógłby się wreszcie z nami - Polakami z tej swojej przeszłości rozliczyć otwarcie - dodał.

Również Łazarewicz stwierdził, że bohaterowie również mieli chwile słabości. - W wypadku Wałęsy po represjach roku 1970, nawet to rozumiem. On miał taki moment w 1992 roku, kiedy do PAP wysłał swoje oświadczenie i uderzył się w pierś. To nie zmieniało tego, co on robił w roku 1980. Nawet wg Gontarczyka i Cenckiewicza wychodziło, że przerwał tę współpracę w roku 1976. On o tym mówił kolegom z wolnych związków zawodowych, więc nie było to tajemnicą - powiedział.

Zdaniem Łazarewicza, Wałęsa powinien uderzyć się w pierś i przeprosić. - Te dokumenty wydają się niepodważalne. Nie zmieniają postaci rzeczy, że w 1980 roku był przywódcą strajku, a w latach 80. przywódcą opozycji podziemnej. Czas prezydentury - te dokumenty mogły mieć wpływ na podejmowane przez Wałęsę decyzje, kiedy tymi teczkami grano. Kiedy poprosił MSW o dokumenty na swój temat i zwrócił z wyrwanymi kartkami. To kładzie cień na to wszystko - podkreślił dziennikarz.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)