Dziecko zadławiło się smoczkiem, są zarzuty dla pielęgniarki
Zarzut nieumyślnego narażenia życia noworodka, który zadławił się smoczkiem w szpitalu im. Madurowicza w Łodzi, przedstawiła prokuratura 55-letniej pielęgniarce z tego szpitala. Życie dziecka uratowali lekarze z innego szpitala, którym udało się wyjąć smoczek.
05.10.2009 | aktual.: 05.10.2009 12:22
Doświadczonej pielęgniarce, 55-letniej Krystynie G., grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności. Kobieta nie przyznała się do zarzucanego jej czynu i odmówiła składania wyjaśnień - poinformował rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania.
Do wypadku doszło w czerwcu tego roku, a prokuraturę Łódź-Polesie zawiadomił dziadek dziecka, a później także dyrektor szpitala. Jak ustalono, kilkudniowy noworodek tuż po urodzeniu trafił z matką do szpitala im. Madurowicza; dziecko przebywało na oddziale patologii noworodka.
Według prokuratury feralnego dnia jedna z pielęgniarek, Krystyna G., aby uspokoić płaczące dziecko podała mu smoczek od butelki, czyli smoczek, którego w takich przypadkach nie powinno się dziecku podawać. Noworodek zadławił się smoczkiem, który utkwił w jego przełyku. Okazało się, że rodzina chłopczyka przekazała wcześniej szpitalowi smoczek-gryzak, ale pielęgniarka nie dała go dziecku.
Po zdarzeniu pielęgniarka próbowała wraz z jedną z lekarek ratować dziecko, ale smoczka nie udało się wyjąć. Wyjęli go dopiero lekarze ze szpitala przy ul. Spornej, gdzie chłopczyk trafił w ciężkim stanie. Wraz ze smoczkiem z przełyku dziecka usunięto też gazik, który prawdopodobnie był w smoczku.
Według śledczych podanie smoczka naraziło życie dziecka, ale na szczęście - zdaniem biegłego - nie doszło do poważnych skutków zdrowotnych. Powstałe u dziecka obrażenia biegła oceniła jako średnie.
Pielęgniarce przedstawiono zarzut nieumyślnego narażenia noworodka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślnego spowodowania średnich obrażeń ciała, czyli takich, które "naruszyły czynności narządów ciała i spowodowały rozstrój zdrowia dziecka na czas powyżej siedmiu dni".
55-letnia kobieta jest doświadczoną pielęgniarką, od lat pracującą w służbie zdrowia. W szpitalu im. Madurowicza pracowała na stanowisku starszej pielęgniarki. Po zdarzeniu została odsunięta od pracy do czasu wyjaśnienia sprawy.