Dziecko mieszka w szpitalu - matki nie stać na leczenie
Pawełek ma niespełna rok. Nigdy nie widział nic poza salą szpitalną na oddziale leczenia żywieniowego w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym, która jest jego domem. Mimo strasznej choroby, mógłby jednak przebywać w domu ze swoimi rodzicami! Niestety, mama chłopca i ośmiorga jego rodzeństwa nie chce podjąć się opieki nad chorym maluchem. Powodem jest brak pieniędzy.
10.08.2010 | aktual.: 11.08.2010 10:52
Dyrekcja szpitala kieruje dziś sprawę do sądu rodzinnego, by zdecydował, co robić z dzieckiem. Chłopiec ma szansę na adopcję, pod warunkiem że sąd zdecyduje o pozbawieniu matki praw rodzicielskich i znajdzie się rodzina chętna do zaopiekowania się nim.
Gazeta dotarła do rodziców chłopca. Mieszkają w małej wsi pod Krakowem, w starym, trzypokojowym domku. Nie ma łazienki, toaleta znajduje na podwórku. O pralce Kazimiera, mama Pawełka, może jedynie pomarzyć. Dom w zimie ogrzewany jest piecem kaflowym.
Kazimiera M. mówi wprost, że nie stać jej na dojazdy do szpitala i opiekę nad synkiem. - Mąż pracuje dorywczo, zarabia 400 złotych miesięcznie, ja zajmuję się dziećmi i domem - mówi kobieta. - Liczę się z tym, że sąd pozbawi mnie praw rodzicielskich. Ale nie jestem w stanie nic zmienić. Ledwo wiążemy koniec z końcem - rozkłada ręce.
Pawełek jest wcześniakiem, urodził się w 28. tygodniu ciąży. Ważył tysiąc gramów i miał martwiczne zapalenie jelit. Życie chłopca wisiało na włosku. Specjaliści walczyli o nie kilka miesięcy. Udało się. Teraz Pawełek ma 40 centymetrów jelit (normalna długość to 1,5 - 2 m).
Doc. Mikołaj Spodaryk jest zadowolony ze swojego pacjenta. - Dobrze się rozwija, widzi, słyszy, ma z nami świetny kontakt , uśmiecha się, przytula, lubi się bawić. Tylko że szpital to nie miejsce, gdzie powinien być. Musi mieć dom i rodzinę, która pomoże mu stanąć na nogi - kwituje doc. Spodaryk. Jeśli tak się stanie, będzie mógł pójść do przedszkola, szkoły. W Polsce żyje 400 dorosłych osób bez jelit.
Tymczasem najbliższą i najukochańszą osobą dla Pawełka jest Marta Stachowska, pielęgniarka edukacyjna z oddziału. Gdy bierze chłopca na ręce, mały kurczowo się trzyma jej fartucha, przytula się i uśmiecha. Jak każde dziecko uwielbia być na rękach... mamy.
Co robić z małymi pacjentami?
W Polsce działają dwie placówki dla chorych dzieci, których rodzice nie chcą zabrać do domu. W Krakowie nie ma takiego ośrodka. Działają tylko w Otwocku i Częstochowie. Są po to, by mali pacjenci pozostawieni przez rodziców nie trafiali ze szpitali do domów dziecka. W tych placówkach maluchy są diagnozowane i leczone. Lekarze, prawnicy, psychologowie z tych ośrodków starają się, by dzieci jak najszybciej trafiły do adopcji lub rodziny zastępczej.
Żywienie dożylne może odbywać się w domu
Rodzice kończą specjalny kurs na oddziale, by móc opiekować się chorymi dziećmi. Szkolenie trwa kilka tygodni, po otrzymaniu kwalifikacji wraz z dziećmi jadą do domów. Większość świetnie sobie radzi. Szpital później bezpłatnie dostarcza rodzicom worki z jedzeniem, zapewnia też opiekę lekarską. Rodzice są zobowiązani do zapewnienia sterylnych warunków i całodobowej opieki nad dzieckiem.
Polecamy w wydaniu internetowym: www.krakow.naszemiasto.pl