Dzieciołapka Kroloppa
Zabawa nazywała się rozbieraną ruletką. Nie wiadomo, kiedy Wojciech Krolopp, dyrektor chóru Polskie Słowiki, ją wymyślił. Prokuratura przesłuchała świadków, którzy opisują zabawę w rozbieraną ruletkę podczas trasy koncertowej w lutym 2002 r. Opowiada jedna z przesłuchiwanych matek: "Krolopp zadawał pytania, a jeśli któreś z dzieci nie potrafiło na nie odpowiedzieć, musiało się rozebrać. Często sam dyrektor pomagał zdejmować ubranie, szczególnie bieliznę. Zawsze jego ręce zaczepiały o genitalia".
23.06.2003 07:25
Kiedy jej syn wrócił z trasy koncertowej i opowiedział o ruletce, natychmiast wypisała go z chóru i poszła do psychologa. Matka innego chłopca mówi: "Gdy któryś z młodych chórzystów był już rozebrany, Krolopp dziękował pozostałym, a nagi wybraniec zostawał z nim w pokoju". - Powiedziałem rodzicom, że pan Krolopp dobierał się do mnie, dotykał moich genitaliów, próbował mnie całować, przyciskał mnie do ściany i ocierał się o mnie. Rodzice zażądali od dyrektora Kroloppa wyjaśnień. Powiedział im, że wszystko zmyśliłem, by się zemścić za to, że mnie publicznie strofował. Zapewniał, że pedofilia go brzydzi. Gdy rodzice wrócili z tej rozmowy, dostałem od ojca po pysku - mówi jeden z byłych chórzystów, obecnie dwudziestolatek. Podobne zeznania złożył przed prokuratorem.
Kolejny były chórzysta opowiada o tym, jak Wojciech Krolopp brał jego i innych chłopców na kolana, próbował całować w szyję, wkładał rękę w spodnie, obmacywał genitalia. Teraz zauważa, że dyrektor wybierał chłopaków słabych, nie mających wielkiego talentu śpiewaczego. Od jego decyzji zależało to, czy w ogóle będą śpiewać, czy zmieszczą się w ekipie wyjeżdżającej na zagraniczne tournée. Każdy wyjazd na Zachód był nagrodą: dzieci czuły się wyróżnione, za występ dostawały pieniądze (o wysokości wypłacanych sum decydował dyrektor - często różnica między najniższymi i najwyższymi była nawet pięciokrotna). Większość nie opowiadała rodzicom o tym, co robił z nimi Krolopp, bo nie chciała ich zawieść. - Krolopp organizował obozy dla chłopców z chóru jeszcze wtedy, gdy nie był jego dyrektorem. Na jeden taki obóz, ponad 20 lat temu, pojechałem z nim samochodem. Mieszkaliśmy w zamku w sąsiednich, połączonych pokojach. Każdej nocy kilkakrotnie wchodził nago do mojego łóżka i dobierał się do mnie - opowiada były
chórzysta, obecnie mężczyzna ponadtrzydziestoletni.
System Kroloppa
Z opowieści chłopców z chóru wyłania się system osaczania nieletnich przez ich opiekuna i mistrza. System polegał na tym, że stopniowo Krolopp wprowadzał chłopców w różne kręgi wtajemniczenia. Najpierw sprawdzał, czy czują się zakłopotani rozmowami na tematy erotyczne. Potem było wspólne oglądanie erotycznych zdjęć i przekonywanie chłopców, że pewien poziom bliskości między mężczyznami nie jest niczym nagannym. Oprócz chłopców słabych Krolopp wybierał też ambitnych, dążących do kariery, dla których wyrzucenie z chóru byłoby życiową klęską. Osoba mająca opory przed zbliżeniem z nim natychmiast odczuwała jego niezadowolenie - nie dostawała się na przykład do grupy wyjeżdżającej za granicę lub była ostro krytykowana podczas prób. U tych, których molestował seksualnie, wywoływał potem poczucie winy lub czynił ich współwinnymi. Niektórych mógł po prostu kupować nagrodami.
Poznańska prokuratura zatrzymała Wojciecha Kroloppa, a sąd aresztował go w ubiegłym tygodniu. Zarzucono mu uprawianie stosunków seksualnych z nieletnimi poniżej 15. roku życia, czyli pedofilię. Zarzucono mu też wykorzystywanie pozycji dyrektora chóru do nakłaniania chłopców do czynów nierządnych. Prokuratura ustala teraz, od jak dawna Wojciech Krolopp, od 43 lat związany z poznańskim chórem, dopuszczał się czynów pedofilskich. Z zeznań przesłuchanych dotychczas świadków wynika, że mogło to trwać nawet od trzydziestu lat. Prokuratura planuje przesłuchanie wszystkich byłych i obecnych członków chóru. Tuż po zatrzymaniu Wojciecha Kroloppa w jego domu znaleziono około 500 kaset wideo z materiałami pedofilskimi, a także płyty DVD i setki zdjęć rozebranych chłopców. Prokuratura sprawdza obecnie, czy na filmach i zdjęciach nie występują członkowie chóru, którym kierował Wojciech Krolopp. On sam pojawia się na wielu fotografiach i filmach.
Mocne dowody
Policja zainteresowała się sprawą przypadkowo. - W marcu tego roku do komisariatu przyszła matka kilkunastoletniego chłopca, mieszkająca w poznańskiej dzielnicy Rataje. Spytała, co ma zrobić, bo przypuszcza, że jej syn ma podejrzane kontakty z mężczyznami mieszkającymi w pobliżu. Policjantka, która z nią rozmawiała, nie zbagatelizowała sprawy. W efekcie 27 maja tego roku zatrzymano 22-letniego Wiesława M. i 23-letniego Rafała P. Zarzucono im popełnienie czynów lubieżnych wobec nieletnich - opowiada Andrzej Borowiak, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu. Szybko ustalono, że pokrzywdzonych nieletnich było więcej - wszyscy mieszkali na Ratajach i nie mieli nic wspólnego z chórem. Z chórem związani byli natomiast aresztowani: Wiesław M. jako nastoletni chłopiec śpiewał w Poznańskich Słowikach Stefana Stuligrosza, zaś Rafał P. jako 13-latek śpiewał w Polskich Słowikach, kierowanych już wówczas przez Wojciecha Kroloppa. Od 2000 r. obaj pracowali przez pewien czas w Polskich Słowikach jako bibliotekarze.
Po aresztowaniu Rafała P. na policję zgłosiła się matka jednego z chórzystów i zeznała, że Rafał P. molestował jej syna w bibliotece chóru Kroloppa. Przesłuchano również chłopca, który potwierdził, że Rafał P. zmuszał jego i innych chłopców do oglądania pism pornograficznych i obnażania się. Gdy przesłuchano kolejnych chórzystów, jeden z nich zeznał, że to nie Rafał P. molestował go seksualnie, lecz dyrektor Wojciech Krolopp.
- To zeznanie było punktem zwrotnym, potem wszystko poszło jak lawina. Szybko ustaliliśmy pierwszą grupę potencjalnych pokrzywdzonych, by jak najszybciej zatrzymać dyrektora. Do prokuratury sam zgłosił się mężczyzna, który zeznał, że był przez dyrektora chóru seksualnie wykorzystywany. Kilkunastu przesłuchanych w następnych dniach potwierdziło zeznania pokrzywdzonych - mówi Mirosław Adamski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. - Musieliśmy podjąć zdecydowane działania wobec dyrektora, bo zaczyna się okres wakacyjnych wyjazdów, a ponadto dowiedzieliśmy się, że 23 czerwca chór wybierał się na zagraniczne tournée. Dyrektor musiał wiedzieć, co się wokół niego dzieje, i obawialiśmy się, że może z tournée nie wrócić - mówi prokurator Adamski. Na razie prokuratura zarzuciła Wojciechowi Kroloppowi, że zmuszał do stosunków seksualnych dwóch nieletnich: w wypadku jednego z nich działo się to w latach 1993-1996, w wypadku drugiego - w latach 1992-1998. Za przestępstwo, o które oskarżany jest Krolopp, grozi kara
do dziesięciu lat pozbawienia wolności. - W wypadku przestępstwa pedofilii, w dodatku z udziałem osoby publicznej, praca prokuratury i policji jest drobiazgowo kontrolowana. Żeby nie popełnić błędu, zaangażowaliśmy prokuratorów, policjantów i psychologów specjalizujących się w tego typu przestępstwach. Dowody były na tyle mocne, że sąd nie miał wątpliwości i zastosował areszt. Dowody musiały być mocne, bo sprawa dotyczy człowieka-instytucji, znanego na całym świecie - mówi Andrzej Borowiak, rzecznik poznańskiej policji. Jak nam ujawnił sędzia Piotr Górecki, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu, rozprawa, na której zdecydowano o aresztowaniu Wojciecha Kroloppa, trwała godzinę. - Skoro sąd podjął decyzję o aresztowaniu tak znanej osobistości, to znaczy, że uznał, iż w materiałach prokuratury są poważne dowody na to, że to właśnie on popełnił przestępstwo - mówi sędzia Górecki.
Siatka Kroloppa?
Prokuratura sprawdza obecnie, czy Wojciech Krolopp mógł działać w międzynarodowej siatce pedofilów. Pierwszym badanym tropem jest belgijski menedżer Jean-Pierre A., od lat działający w Europejskiej Federacji Chórów (Wojciech Krolopp był jego zastępcą), który już pod koniec lat 70. organizował wyjazdy Polskich Słowików do Belgii i Holandii. O Belgu chórzyści z Polskich Słowików mówią "sponsor" lub po prostu Jean Pierre. Belg jest również szefem wydawnictwa muzycznego, które w latach 90. wydało co najmniej cztery płyty z muzyką Polskich Słowików. - Jean-Pierre organizował święta Bożego Narodzenia w Belgii lub Holandii, zapraszał też chłopców z chóru na swego rodzaju zjazdy integracyjne. Wiem, że był bardzo hojny - mówi ojciec jednego z chłopców, który u Jean-Pierre'a był w 1993 r. - Wiem, że mój syn miał jakieś doświadczenia z Jean-Pierre'em, ale nie chce o tym mówić. Zdarzyło się to podczas jednego z wyjazdów do Paryża przed pięcioma laty. Jean-Pierre, podobnie jak Wojciech Krolopp, lubił obwozić dzieci
samochodami, kupował im prezenty - mówi matka 16-letniego obecnie chórzysty. Wspomniani już Wiesław M. i Rafał P. przez pół roku byli gośćmi Belga na przełomie lat 1997/1998 (w tym czasie w Polsce byli poszukiwani jako osoby zaginione). Obaj odnaleźli się w lipcu 1998 r. - Na razie mamy tylko belgijski trop, staramy się potwierdzić te informacje. Jeśli to się uda, poprosimy belgijski wymiar sprawiedliwości o pomoc prawną - mówi Mirosław Adamski.
Nazwisko Belga pojawiło się w dokumentach zdobytych podczas wielkiej akcji policyjnej przeciwko pedofilom, przeprowadzonej w 19 krajach w grudniu 2001 r. Osoby współpracujące z Europejską Federacją Chórów były wówczas sprawdzane pod kątem ich związków z międzynarodową siatką pedofilów działających głównie przez Internet. Interpol zwrócił uwagę na środowisko chórzystów, bo wskutek tego, że chóry chłopięce podróżują po całym świecie, pedofile mogli mieć łatwy dostęp do nieletnich. Innym wątkiem, którym zajmie się prokuratura, są rejsy jachtami (po Morzu Śródziemnym i na Mazurach) - Wojciech Krolopp miał na nie zabierać niektórych podopiecznych. Podczas rejsów po Morzu Śródziemnym jachty miały zawijać do przystani w pobliżu Nicei, gdzie Krolopp korzystał podobno z willi należącej do jednego z członków Europejskiej Federacji Chórów. Gdyby te tropy się potwierdziły, oznaczałoby to, że chłopcy z Polskich Słowików mogli być wykorzystywani i polecani sobie przez międzynarodową siatkę pedofilów. - Jest jeszcze za
wcześnie, żeby mówić o czymś więcej dowodowo, ale będziemy badać każdy wątek, w tym oczywiście kontakty zagraniczne - zapewnia Andrzej Borowiak.
Komitet Obrony Kroloppa
- Oczywiście wszyscy wiedzieli o orientacji seksualnej dyrektora Kroloppa, ale homoseksualizm a pedofilia to przecież zupełnie co innego - mówi jedna z nauczycielek szkoły chóralnej, przy której działał chór Polskie Słowiki. Dyrektor szkoły Jan Lehmann przyznaje, że docierały do niego sygnały wskazujące na pedofilskie praktyki, lecz traktował je bardzo ostrożnie. - W takich sprawach zawsze istnieje obawa, że to może być jakaś rozgrywka, dlatego byłem ostrożny - mówi Lehmann. - To, co się wydarzyło, było dla mnie wstrząsem. Nie wiedziałam o tym, bo od 1990 r. nie mam żadnego kontaktu z chórem - mówi Alina Kurczewska, córka Jerzego Kurczewskiego, założyciela Polskich Słowików. W ubiegłą środę rodzice dzieci śpiewających w chórze zorganizowali demonstrację poparcia dla Kroloppa. "Jesteśmy tu po to, aby wszcząć kontratak wobec oszczerstw, które padły pod adresem Wojciecha Kroloppa" - mówił Jan Mirosław Rybski, ojciec jednego z chórzystów, organizator spotkania. "Moje dziecko śpiewa w chórze, bywało na wyjazdach
i nic się nie działo. Będę broniła dyrektora" - krzyczała jedna z matek. Tylko matka jednego chórzysty stwierdziła: "Dochodziły do mnie sygnały, że w chórze i w szkole dzieje się coś niedobrego, syn opowiadał o zachowaniach, które nie były normalne, dlatego uważam, że sprawa musi być wyjaśniona. Oburza mnie, że wszyscy zajmują się losem dyrektora Kroloppa, a nikt nie zastanawia się, że ten człowiek jest podejrzany o pedofilię, czyli jedno z najcięższych przestępstw, najbardziej destrukcyjnych dla psychiki młodych ludzi. Dlaczego nikt nie martwi się o pokrzywdzone dzieci?". Kobieta została zaatakowana przez innych rodziców. W piątek dwudziestu rodziców demonstrowało pod poznańskim aresztem, żądając uwolnienia Wojciecha Kroloppa. Na ręce władz więziennych przekazali mu kwiaty.
Podobne protesty organizowano, gdy wybuchła afera abp. Juliusza Paetza, podejrzewanego o seksualne molestowanie kleryków. Tylko nieugięta postawa niektórych księży, przede wszystkim ks. prof. Tomasza Węcławskiego, dziekana wydziału teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, zadecydowała o odwołaniu abp. Paetza ze stanowiska przez Jana Pawła II. Mimo decyzji papieża abp Paetz nie usunął się w cień: demonstracyjnie bywa na publicznych imprezach, na przykład kilka dni temu na Turnieju Tenorów w Poznaniu (zasiadał w loży honorowej m.in. ze Stefanem Mikołajczakiem, marszałkiem województwa) i konsekwentnie zaprzecza zarzutom, choć pokrzywdzeni nie odwołali zeznań.
Violetta Krasnowska
Współpraca: Marcin Kącki "Gazeta Poznańska"