Dzieci chore z biedy
Trafiają do szpitala kilka razy w roku, choć wystarczyłoby leczenie w domu. Ale w domu nie ma lekarstw, tylko grzyb na ścianie, a do ubikacji trzeba chodzić na podwórko. Lekarze z Łodzi zrobili ponury bilans - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
26.11.2007 | aktual.: 26.11.2007 09:20
Paulina, 14 lat. Mieszka w czynszowej kamienicy w centrum Łodzi. Z rodzicami i siostrą muszą się zmieścić w jednym pokoiku bez wygód. Kuchnia jest za przepierzeniem z mebli, toaleta na korytarzu. Rodzice bezrobotni, dziewczynka ma problemy w szkole.
Przez kilka miesięcy Paulina skarżyła się na bóle serca. Kiedy zemdlała w szkole, karetka zawiozła ją do szpitala. Paulina ma poczucie choroby, co pozwala jej uciec przed swoimi problemami. A kiedy jest w szpitalu, rodzice staja się lepsi. Odwiedzają ją. Przynoszą upominki. Rozmawiają z nią i ze sobą.
Zdaniem lekarki Paulina, gdyby żyła w innych warunkach, nie miałaby takich problemów ze zdrowiem.
Dzieci z takich domów najczęściej trafiają do szpitala z powodu infekcji dróg oddechowych, bólów brzucha i omdleń.
Hospitalizacje dzieci z problemem społecznym stają się w łódzkim szpitalu im.Korczaka regułą. Co 20. pacjent to dziecko chore z biedy.