PolskaDziadek Jannat: mówiłem, że jedziemy na śmierć

Dziadek Jannat: mówiłem, że jedziemy na śmierć

"Super Express" publikuje wywiad z dziadkiem Jannat - dziewczynki, która zmarła po powrocie z Polski do Iraku. Niepotrzebnie wróciliśmy do Iraku. Gdybyśmy zostali, ona nadal by żyła. Mówiłem, że jedziemy na śmierć - mówi Basim, dziadek 11-miesięcznej Jannat, która przeszła we Wrocławiu skomplikowaną operację serca i kilka dni temu odleciała do Bagdadu. Zmarła w czwartek rano.

Dziadek Jannat: mówiłem, że jedziemy na śmierć
Źródło zdjęć: © PAP

22.09.2007 | aktual.: 22.09.2007 04:16

Dziadek dziewczynki zapewnia, że dziecko miało w Iraku dobrą opiekę. Wszyscy przy niej czuwali, szczególnie mama. Tu panuje potworny klimat. Jest strasznie gorąco i duszno. Nie ma prądu. Udało nam się kupić paliwo do agregatu prądotwórczego. Musieliśmy dać łapówkę, a i tak zapłaciliśmy jeszcze sto dolarów. Teraz litr kosztuje 75 centów, a jeszcze rok temu za dolara można było kupić 70 litrów paliwa (litr kosztował 1,5 centa). Dlatego musimy oszczędzać. Agregat nie może chodzić cały czas, więc w domu jest straszna duchota - wyjaśnia.

Mamy też problem z wodą, pojawia się tylko od czasu do czasu, głównie w nocy. Mamy zbiorniki na dachu i wtedy ją łapiemy. To nie są odpowiednie warunki dla dziecka, ale najlepsze, jakie mogliśmy jej tu stworzyć. Nie ma też opieki lekarskiej, a w Polsce wszyscy się nią troskliwie opiekowali - dodaje.

Mężczyzna opowiada dziennikowi, że dziewczynka "po prostu przestała oddychać". A jeszcze w dzień w środę wyglądała na zdrową. Zapewnia, że Jannat przyjmowała wszystkie lekarstwa. Dopiero w nocy zaczęła mieć duszności.

Na pytanie dziennikarza dlaczego nie pojechali do szpitala od razu, gdy tylko dziewczynka zaczęła mieć duszności, odpowiada, że nie mogli. W nocy w Bagdadzie jest bardzo niebezpiecznie, poza tym moja przepustka chyba nie jest już ważna, a tu panuje godzina policyjna. Wyjechaliśmy z samego rana, ale szpital jest daleko. W mieście panują ogromne korki, co chwila są kontrole - tłumaczy się.

Basim dodaje, że nie może wrócić do pracy w polskiej bazie jako tłumacz. Od środy leżę w łóżku, nie mam siły nawet wstać. Poza tym nie chcę się pokazywać poza domem, nie chcę, aby wiedziano, że wróciłem. Boję się, że swoją osobą ściągnę niebezpieczeństwo na rodzinę. Muszę dojść do siebie i pomyśleć, co dalej. Może wyjedziemy z kraju, nie wiem jeszcze gdzie. Najbardziej chciałbym wrócić do Polski i tam zamieszkać z rodziną - mówi "Super Expressowi". (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)