Dyspozytor odmówił wysłania karetki, więc mężczyzna pojechał do szpitala taksówką. Zmarł w drodze
Pewien mieszkaniec podwarszawskiego Piaseczna musiał pojechać do szpitala, ze względu na problemy z sercem. Dyspozytor pogotowia miał mu odmówić wysłania karetki, więc 37-latek zamówił taksówkę. Do placówki nigdy nie dotarł, ponieważ zmarł w drodze, w aucie.
19.11.2021 12:59
Tragiczną historię jako pierwszy opisał Super Express. Dramatyczne zdarzenia miały miejsce w środę 17 listopada w centrum Piaseczna. Przy skrzyżowaniu ulic Dworcowej i Jana Pawła II, czyli dwóch głównych arteriach miasta zmarł 37-latek, który jechał taksówką do szpitala, aby ratować własne życie.
Piaseczno. Mężczyzna potrzebował pomocy. Zmarł w taksówce
Wedle relacji "Super Expressu", 37-latek zadzwonił na numer alarmowy jeszcze przed południem. Mężczyzna miał skarżyć się na kłopoty z sercem. Dyspozytor pogotowia miał wysłuchać zgłaszającego, jednakże nie podjął decyzji o wysłaniu do niego karetki.
Stan 37-latka był na tyle poważny, że zdecydował się dotrzeć do szpitala samodzielnie. Niestety jego stan się pogorszył w taksówce, która go wiozła do placówki. Gdy 37-latek stracił przytomność, kierowca natychmiast się zatrzymał i wezwał służby.
Na miejscu pojawili się strażacy, karetka pogotowia i śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Pomimo reanimacji, mężczyzny nie udało się uratować. Świadek akcji ratunkowej relacjonował, że śmierć syna widziała jego matka, która była na miejscu zdarzenia.
Śmierć w taksówce. Ruszyło śledztwo
Sprawą tragicznej śmierci mężczyzny zajęła się prokuratura, a także służby wojewody mazowieckiego, który nadzoruje pracę dyspozytorni medycznej na Mazowszu. Niewysłanie karetki do 37-latka potwierdziła w rozmowie Ewa Filipowicz, rzeczniczka wojewody mazowieckiego. Jej zdaniem "nie było takiej potrzeby".
– Podczas prowadzenia wywiadu medycznego przez dyspozytora medycznego, osoba zgłaszająca nie sygnalizowała objawów mogących wskazywać na stan zagrożenia zdrowia u pacjenta. Dyspozytor miał też udzielić choremu informacji o dalszym postępowaniu i możliwości udania się na izbę przyjęć – powiedziała Filipowicz w rozmowie z "Super Expressem".
Źródło: "Super Express"