Dyrektorzy: od 1 stycznia szpitalom grozi paraliż
Ilu lekarzy zabraknie? I jaką podwyżkę im
dać? Zastanawiają się dyrektorzy szpitali w całej Polsce. Wszystkim wychodzi,
że od 1 stycznia szpitalom grozi paraliż - pisze "Gazeta Wyborcza".
14.11.2007 | aktual.: 14.11.2007 09:05
To jak błędne koło: od Nowego Roku unijne przepisy nie pozwolą lekarzom pracować dłużej niż 48 godzin tygodniowo. Chyba że podpiszą na to zgodę. Lekarze uzależniają zgodę od znaczących podwyżek - na co szpitali nie stać. A jeśli zgody nie podpiszą - szpitale nie zdołają obsadzić wszystkich oddziałów.
Mam 1200 łóżek, 450 lekarzy. Zsumowałem liczbę godzin przepracowanych we wrześniu przez wszystkich lekarzy. Podzieliłem to przez etaty. I już wiem, że będę miał problem. Brakuje 130 lekarzy - mówi Wojciech Szrajber, dyrektor jednego z największych szpitali w Łodzi, im. Kopernika.
Na 650 łóżek jest 140 lekarzy. Żeby nie łamać prawa, w każdym oddziale musi być przynajmniej ośmiu lekarzy. Jeśli uwzględnimy urlopy i zwolnienia, taki zespół wystarczy na styk. Ale nie mam nawet tego. Brakuje mi co najmniej 25 specjalistów- martwi się dyrektor szpitala w Sieradzu Dariusz Kałdoński.
Autorzy unijnych przepisów chcieli być świętsi od papieża i stworzyli najbardziej rygorystyczne normy w całej Unii - mówi dyrektor Kałdoński. A teraz ja muszę się martwić o to, żeby po 1 stycznia szpital mógł działać - dodaje.
Dyrektorowi Kałdońskiemu z Sieradza wyszło, że aby nie łamać nowej ustawy, musi zmienić system pracy w szpitalu. I zaproponował lekarzom pracę na zmiany albo kontrakty. Bo lekarz na kontrakcie jest przedsiębiorcą i przepisy o czasie pracy przestają go obowiązywać.
Lekarze się strasznie zdenerwowali. O kontraktach rozmawiać nie chcą. Pieniądze niby są większe- tłumaczą. Ale sami musielibyśmy płacić ZUS i podatki. Nie ma chorobowego i płatnych urlopów. Z kolei praca zmianowa oznacza niższe zarobki - nie będzie płatnych dodatkowo dyżurów i odpadnie możliwość dorobienia w gabinetach - tłumaczą gazecie.(PAP)