Dyduch ubolewa nad atakiem na dziennikarza
Mogę jedynie ubolewać nad tą przykrą sytuacją, nie wyobrażam sobie jak można w taki sposób potraktować dziennikarza. Znowu ucierpiało dobre imię SLD - powiedział w rozmowie z PAP, sekretarz generalny SLD, Marek Dyduch. Dyduch odniósł się w ten sposób do piątkowego ataku dwóch działaczy młodzieżówki SLD na fotoreportera "Newsweeka" Adama Tuchlińskiego.
Sekretarz SLD zapewnił, że w poniedziałek sprawą zajmie się sąd partyjny. "Jeśli okaże się, że rzeczywiście w tę sprawę były zamieszane osoby z naszej partii, wyciągnięte zostaną wobec nich konsekwencje" - podkreślił. Jego zdaniem, na ostateczny osąd należy poczekać do momentu w którym "zostaną sprawdzone wszystkie okoliczności tej bulwersującej sprawy".
Adam Tuchliński w piątek po południu robił zdjęcia byłemu prezesowi Narodowego Funduszu Zdrowia Aleksandrowi Naumanowi, byłemu ministrowi zdrowia, szefowi mazowieckiego SLD Mariuszowi Łapińskiemu, byłemu szefowi gabinetu politycznego Łapińskiego - Waldemarowi Deszczyńskiemu i Małgorzacie Kazubowskiej, która jest towarzyszką życia Naumana i szefową rady nadzorczej firmy "Centrum Osteoporozy" (której prezesem jest Deszczyński - red).
Fotografowane osoby znajdowały się w miejscu publicznym, w ogródku letnim restauracji "Pod Żubrem", mieszczącej się w gmachu siedziby SLD w Warszawie. Fotoreporter powiedział, że na zlecenie tygodnika zrobił kilkanaście zdjęć. Nauman mówił, że jest tam prywatnie i poprosił go, by wylegitymował się, po czym spisał jego imię, nazwisko i redakcję. "W tym czasie Łapiński telefonował do prawnika, by zablokować publikację tego zdjęcia" - mówił reporter.
"Poczekałem, aż pani Kazubowska wróci do stolika i znowu zrobiłem zdjęcia. Pan Nauman bardzo się tym zdenerwował, mówił żebym 'sp.......ł' i inne tego typu słowa. Gdy pan Łapiński wstał od stolika, uznałem, że pora zakończyć fotografowanie. Powiedziałem 'do widzenia' i wyszedłem z budynku" - opisał zdarzenie fotograf.
Kiedy wyszedł z budynku zaatakowało go dwóch mężczyzn. "Krzyczeli do mnie 'K...a, oddawaj film', zacząłem uciekać. Próbowałem wejść do sklepu, żeby się schronić, ale nie wpuścił mnie jakiś przechodzień. Dogonili mnie między dwoma samochodami, upadłem na ziemię, przykryłem aparat ciałem. Mężczyzna szarpał za pasek aparatu, krzyczał, żebym oddał film i nazywał mnie 'k...ą'" - relacjonował.
Redakcja "Newsweeka" konsultuje się z prawnikami co do możliwości kroków prawnych w sprawie napaści na fotoreportera i publikacji zdjęć - poinformował szef działu krajowego pisma Dariusz Wilczak.
Wersja zdarzeń podawana przez Naumana jest inna. Według niego, podczas obiadu podszedł mężczyzna i zaczął robić zdjęcia. Nauman spytał go skąd jest, a po uzyskaniu tej informacji prosił, by przestał go fotografować. (mk)