Dwa dni do zapaści
Z powodu braku porozumienia z lekarzami podstawowej opieki zdrowotnej opolski oddział NFZ przedstawił wczoraj plan awaryjny dla służby zdrowia, który ma obowiązywać w województwie od 1 stycznia.
30.12.2003 08:10
Fundusz - po uzgodnieniu wczoraj przed południem na spotkaniu z dyrektorami zoz-ów - zamierza oprzeć leczenie pacjentów o placówki publiczne. Głównie o szpitale, które wyraziły chęć świadczenia usług z zakresu podstawowej opieki zdrowotnej oraz o te przychodnie, które zawarły już umowy na poz. Tych ostatnich zgłosiło się jednak tylko 118, czyli o połowę mniej placówek niż działających w tym roku. W praktyce oznacza to więc, że od nowego roku pół miliona mieszkańców Opolszczyzny (na milion ubezpieczonych), w razie choroby będzie musiało przeważnie szukać ratunku na izbie przyjęć najbliższego szpitala, oddalonej nierzadko o kilkanaście, a nawet o kilkadziesiąt kilometrów. Natomiast z systemu wypadnie, jeśli faktycznie nie dojdzie do porozumienia (a zostały na to jeszcze dwa dni) ponad 300 lekarzy. Ich gabinety zostaną zamknięte na kłódkę, a oni sami zostaną pozbawieni środków do życia. Ucierpią i pacjenci, i medycy.
- Działamy w stanie wyższej konieczności - powiedział wczoraj Kazimierz Łukawiecki, dyrektor opolskiego oddziału NFZ. - Lekarze ze stowarzyszenia zarzucają nam, że uważamy ich już za niepotrzebnych i chcemy zastąpić kimś innym. A jakie my mamy wyjście? Przecież musimy zapewnić chorym świadczenia zdrowotne. Opieramy to wszystko o szpitale, gdyż nagle, z dnia na dzień, nie jesteśmy w stanie zbudować konkurencyjnej sieci z zakresu podstawowej opieki. Ma obowiązywać żelazna zasada, że od nowego roku ci pacjenci, którzy zostaną pozbawieni wybranego przez siebie lekarza, będą mieli prawo - w razie potrzeby - zgłosić się do najbliższej placówki leczniczej w dowolnym miejscu, która ma z nami podpisany kontrakt i będą traktowani jako pacjenci spoza listy. Otrzymaliśmy deklarację, że wszystkie szpitale w województwie będą im udzielały pomocy. Fundusz zaproponował też dwa inne warianty, które mają obowiązywać w przypadku publicznych przychodni. Pierwszy zakłada, że chory zgłasza się tylko jednorazowo po pomoc do danej
placówki albo prosi lekarza, aby ten wpisał go już na stałe na swoją listę. Będzie to możliwe, jeśli medyk nie ma jeszcze pełnego kompletu, czyli jego lista nie przekroczy 2,5-3 tysięcy nazwisk.
- Wraz z kolegami z Porozumienia Zielonogórskiego cały czas czekamy na rozmowy, tymczasem fundusz poszedł w zaparte i przedstawia nieuczciwe stanowisko - mówi dr Krystian Adamik, prezes Stowarzyszenia Lekarzy POZ Opolszczyzny. - Dyrektor Łukawiecki twierdzi, że ma zapewnioną opiekę dla całej Opolszczyzny, tymczasem jest to kłamstwo, choć to mocne słowo. Napływają do nas stanowiska rad powiatów, z których wynika, że proponowane przez fundusz rozwiązania absolutnie nie zapewnią pełnego bezpieczeństwa zdrowotnego dla ich mieszkańców. Nie da się wszystkiego zrzucić na barki szpitali, bo one temu nie podołają. W powiecie strzeleckim mieszka 70 tysięcy ubezpieczonych i teraz szpital w Strzelcach miałby ich wszystkich przejąć? To obłuda. Zbliża się styczeń, grozi nam epidemia grypy. Czy ktoś wyobraża też sobie, aby na izbę przyjęć trafiały dzieci z różnymi chorobami zakaźnymi? To przecież urąga wszelkim podstawom przepisów sanitarnych.
Doktor Adamik podkreśla, że ma w ręku statut szpitala w Strzelcach Opolskich, w którym nie ma ani słowa, że może on pełnić usługi z zakresu podstawowej opieki zdrowotnej. Jego zdaniem jest to ewidentne łamanie prawa.
- Tymczasem, gdy my wskazujemy możliwość rozwiązania tego sporu, zgodnie z prawem, bez naruszania ustawy o Narodowym Funduszu Zdrowia, to się nas ignoruje - dodaje prezes stowarzyszenia. - Nasi prawnicy pracują nad tym całą dobę. Na przykład z paragrafu nr 100 ustawy wynika, że w wyjątkowych sytuacjach, a z taką mamy do czynienia, można aneksować tegoroczne umowy.
- Nie mamy podstawowej opieki w statucie, choć mamy na jej pełnienie umowę z funduszem - przyznaje dr Zbigniew Brachaczek, zastępca dyrektora ds. medycznych ZOZ w Strzelcach Opolskich. - Prawo jest prawem, ale jak ktoś zgłosi się do nas po pomoc, to mamy mu odmówić? Przecież ci pacjenci, jeśli zostaną pozbawieni swojego lekarza, i tak będą musieli się gdzieś udać. My nie zamierzamy przejmować podstawowej opieki ani być źródłem konfliktów, ale będziemy leczyć chorych, którzy się do nas zgłoszą.
Największe kłopoty z zapewnieniem podstawowej opieki mogą być w powiecie brzeskim, który liczy blisko 92 tysiące mieszkańców, a kontrakty podpisały tylko trzy malutkie przychodnie: w Lewinie Brzeskim, Grodkowie i Brzegu.
- Mamy ograniczone możliwości, a przejęcie podstawowej opieki uważam wręcz za zadanie karkołomne - stwierdza dr Roman Barabach, zastępca dyrektora Brzeskiego Centrum Medycznego. - Moglibyśmy "wygospodarować" ze swojego grona 2-3 lekarzy najwyżej na kilka dni, aby przyjmowali pacjentów, którzy się zgłoszą. Poza tym nie mamy w swoim statucie podstawowej opieki. Moglibyśmy więc być tylko podwykonawcą kontraktu, który otrzyma ZOZ w Nysie. Jest to bardzo skomplikowane...
Zdaniem dyrektora funduszu, a wynika to również z ustawy, publiczne zoz-y są zobowiązane obligatoryjnie do udzielania pomocy - zwłaszcza w wyjątkowych sytuacjach. Fundusz będzie im jednak płacić za dodatkowych pacjentów, ale wcześniej muszą obie strony spisać umowy. Ma to nastąpić 31 grudnia.
- Myśmy zmiany statutowe, które pozwalają nam na przejęcie podstawowej opieki, wprowadzili już pół roku temu - podkreśla Andrzej Prochota, dyrektor ZOZ-u w Oleśnie. - Zrobiliśmy to, aby poszukać dodatkowych pieniędzy, nie przewidując, co się stanie. Jest to długa procedura. Teraz jednak mamy do czynienia ze specyficzną sytuacją, gdyż powiat liczy około 60 tysięcy mieszkańców, a kontrakt podpisały tylko dwie przychodnie: w Oleśnie i Dobrodzieniu. Jeśli nic w tym kierunku nie zrobimy, to i tak od stycznia ruszy na nas lawina pacjentów. Problemów lokalowych nie mamy, natomiast musielibyśmy zatrudnić dodatkowych lekarzy, a to już byłby problem. Rozumiem, że mamy do czynienia z sytuacją awaryjną i, ze względu na dobro pacjenta, musimy się w niej znaleźć. Ale w ten sposób nie pociągniemy długo.
Dyrektorzy szpitali życzą sobie po cichu, że może jeszcze nastąpić przełom i obie strony dojdą do kompromisu.
- Koledzy lekarze mają jeszcze ostatnią szansę, aby podpisać podkontrakty z publicznymi zoz-ami - mówi dr Roman Kolek, zastępca dyrektora opolskiego oddziału NFZ ds. medycznych. - Ale to musi być ich wola...
Takie rozwiązanie sytuacji widzi też dr Anatol Majcher, dyrektor ZOZ-u w Kędzierzynie-Koźlu, który dodaje: - Chcielibyśmy jak najmniej ingerować w strukturę lekarza rodzinnego. Dlatego proponujemy lekarzom zatrudnienie na zasadzie podkontraktów lub umowy o dzieło. Żeby nie było rozgrywek kosztem pacjenta. Dzięki temu przyjmowaliby nadal w tym samym miejscu. Po co coś zmieniać, skoro już za miesiąc albo i wcześniej kryzysowa sytuacja może zostać polubownie rozwiązana?
Lekarze ze stowarzyszenia podchodzą do tej propozycji sceptycznie. - Pójście na podkontrakty nic nie da, bo szpital przyjmie te same warunki, które myśmy odrzucili - uważa dr Adam Tomczyk, wiceprezes Stowarzyszenia Lekarzy POZ i członek prezydium Porozumienia Zielonogórskiego. - A marne pieniądze, które nam zaoferowano, będą jeszcze mniejsze. Co z nami będzie, to pal licho, ale co będzie z pacjentami?
Lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego zwrócili się o pomoc do premiera Millera. Wszyscy liczą, że przełom jednak nastąpi - 31 grudnia.
Małgorzata Fedorowicz