"DW": Donald Trump jest dobrym prezydentem - dla Rosji. Nie dla USA i reszty świata
Rosyjski MSZ zretweetował post Trumpa i nadał mu tym samym oficjalny stempel Kremla. Amerykański prezydent obarczył w nim USA (a tym samym samego siebie) winą za złe relacje z Rosją, ponieważ USA zachowywały się "głupio" - brzmi komentarz w "Deutsche Welle".
Czy USA są same sobie winne, że rosyjskie specsłużby dokonują ataków hakerskich na partie i sztaby wyborcze, że rosyjski prezydent zaanektował Krym? To po prostu śmieszne, a do tego niebywałe w najnowszej amerykańskiej historii. Tę odlotową tezę Donald Trump powtórzył jeszcze raz po swoim spotkaniu z Władimirem Putinem i tym samym się zdyskwalifikował.
Tak nie zachowywał się przed nim jeszcze żaden inny prezydent. I tak nie powinien postępować żaden prezydent. Pytanie tylko, jak długo Republikanie, partyjne zaplecze prezydenta, będą mogli pozwolić sobie na tolerowanie w Białym Domu niezdolnego do pełnienia tego urzędu chaotyka? Trump wydaje z siebie już tylko sprzeczne komunikaty. Oto wybór z ostatnich dni: najpierw NATO żeruje na USA, a potem jest "fantastyczną" organizacją. Najpierw UE jest wrogiem, potem Chiny są wrogiem albo obaj razem są wrogiem. Najpierw Boris Johnson byłby świetnym szefem rządu, a potem premier May jest najlepszą przyjaciółką. Niemcy są zakładnikiem Putina, ale Putin jest jednocześnie uczciwym konkurentem.
Produkcje tego handlarza nieruchomościami przemienionego w gwiazdę telewizji i ikonę populizmu są nie do zniesienia. W porównaniu z rosyjskim prezydentem Trump sprawiał wrażenie słabego, niepewnego, nieprzygotowanego.
Zawsze, gdy Trump niczym słoń rozbijał porcelanę w składzie zagranicznej porcelany, jego ministrowie musieli po nim sprzątać i tłumaczyć na język polityki bezładne wypowiedzi ich swobodnie traktującego fakty szefa. Jak długo jeszcze będą to znosić?
Szelmowski uśmiech Putina
Przez moment wydawało się w Helsinkach, że w czasie wspólnego wystąpienia z Trumpem na twarzy rosyjskiego prezydenta zagościł na chwilę szelmowski uśmiech. Właściwie w jego przypadku wystarczyło tylko posiedzieć z założonymi rękoma i przysłuchać się, jak Trump rozkłada dotychczasowy porządek świata. W minionym tygodniu Trump zraził do siebie NATO, obcesowo potraktował Wielką Brytanię i za wroga uznał Unią Europejską. Putin nie mógł sobie wymarzyć czegoś lepszego. Zarzuty wysuwane w USA przeciwko Putinowi i Rosji pozostaną za to bez konsekwencji. Czy Putin próbował wywrzeć wpływ na przebieg wyborów USA w 2016 r., czy pomógł Trumpowi zostać prezydentem, czy ma w ręku jakiś obciążający materiał przeciwko rodzinie Trumpów? Jeśli zebrać to wszystko w całość, można prawie dojść do wniosku, że tak, że coś musi się za tym kryć, coś co każe Trumpowi zachowywać się w ten sposób akurat wobec tego rosyjskiego autokraty.
W Helsinkach wyglądało to tak, jakby prezydent USA spotkał się ze swoim oficerem prowadzącym. Amator i egoman rozmawia z wyszkolonym oficerem specsłużb. Jedyne, co jest im wspólne to to, że nie troszczą się specjalnie o prawdę. Putin jasno wytłumaczył, że nie chodzi mu o zaufanie, tylko o interesy, które trzeba przeforsować. Oczywiście to dobrze, gdy ci potężni przywódcy ze sobą rozmawiają. Ale show, który najwidoczniej jest tak ważny dla Trumpa, nie wystarcza. Świat oczekuje czegoś więcej – skonstatował w jednym z nielicznych przebłysków rozsądku Donald Trump. Nadzieje okazały się płonne. Biedna Ameryka, która wybrała na prezydenta tego niebezpiecznego, nieobliczalnego ekscentryka. Miejmy nadzieję, że nie narobi on jeszcze większych szkód.