Duży pożar łąk w Biebrzańskim Parku Narodowym
Ok. 1,5 tys. ha wysuszonych łąk i
trzcinowisk spłonęło od piątku w Biebrzańskim Parku Narodowym, w
okolicach miejscowości Goniądz-Dawidowizna. W sobotę wieczorem
pożar udało się opanować - poinformował dyrektor parku Adam
Sieńko.
06.11.2005 | aktual.: 07.11.2005 09:55
Zdaniem dyrektora przyczyną było podpalenie. W akcji gaszenia i tłumienia ognia oraz nadzorowania terenu brali udział pracownicy parku, wspomagani przez strażaków ochotników z okolicznych miejscowości, bo w miejsca, gdzie pojawiał się ogień, nie wjechałby ciężki sprzęt gaśniczy.
Dyrektor Sieńko powiedział, że w sobotę pożar rozniecił mocniej silny wiatr, wieczorem udało się go opanować na tyle, że nie zwiększa już swojej powierzchni. Dopalają się jedynie trzciny i trawy na terenie objętym pożarem, ale jest on stale nadzorowany. Ostatecznie ugasić pożar mogą intensywne deszcze lub nadejście mrozów, bo biebrzańskie torfowiska potrafią tlić się pod powierzchnią przez wiele tygodni.
Pytany o straty przyrodnicze Sieńko ocenił, że co prawda nie ma teraz nad Biebrzą ptaków, ale ogień i dym na pewno wystraszył duże zwierzęta, które z zagrożonego terenu uciekły. Według Sieńki największe będą straty w mikrofaunie i mikroflorze glebowej. W 2002 r., kiedy pożary torfowisk nad Biebrzą były rekordowo duże, spłonęło łącznie ponad 2,5 tys. hektarów, a jeden z pożarów trwał od sierpnia do dużych opadów deszczu w październiku.
Rzecznik prasowy podlaskiej straży pożarnej Marcin Janowski powiedział, że takich pożarów nie da się gasić w klasyczny sposób, bo zawodowa straż pożarna nie ma możliwości skorzystania ze sprzętu gaśniczego. Dlatego interwencje w klasycznym wydaniu podejmowane są wtedy, gdy ogień zagraża zabudowaniom lub lasom. Dodał, że w tym roku jesienne pożary trzcinowsk nad Biebrzą notowane są od trzech tygodni.