Duda w USA. Świetlik: "Relacje z USA są ważniejsze niż nasze spory" [OPINIA]
Austriacki kanclerz Klemens von Matternich mówił, że warunkiem jakiegokolwiek sojuszu jest to, by wszystkie strony rozumiały wzajemnie swoje w nim interesy. Tym bardziej to aktualne w rozmowie z biznesmenem, jakim jest Donald Trump. Dlatego – bez względu na polityczne konteksty – wizyta polskiego prezydenta w USA jest po prostu ważna dla naszej racji stanu. I jest sukcesem.
25.06.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:27
Czy wizyta Andrzeja Dudy w USA, któremu Donald Trump życzył wyborczego triumfu, była elementem toczącej się kampanii wyborczej? To oczywiste. Czy była elementem kampanii amerykańskiego prezydenta, który jesienią będzie toczył bardzo trudny bój o reelekcję, a w kilku stanach głosy Polaków mogą być języczkiem u wagi? To także oczywiste. Czy ta wizyta była Polsce potrzebna? To także rzecz, która powinna być dla każdego oczywista.
Nieprzychylna Trumpowi niemiecka prasa ("Die Welt", "Tagesspiegel") nazwała polskiego prezydenta "ulubionym partnerem Białego Domu". Niemal równocześnie zaś Reuters potwierdził informację, że koncern Google zainwestuje w Polsce 2 miliardy dolarów w centrum przetwarzania danych.
Końcowa deklaracja dwóch prezydentów odnosi się do kilku spraw dla nas najważniejszych, które można zamknąć w jednym temacie: bezpieczeństwa. Bezpieczeństwa militarnego, bezpieczeństwa energetycznego i walki z rosyjskimi kłamstwami na temat polskiej historii - która też jest elementem budowy bezpieczeństwa.
Zobacz też: Adam Bielan zaskakuje. "Fort Trump" było określeniem PR-owym
Ta deklaracja, dotycząca wspólnej walki z historycznymi "fejknewsami", może okazać się ważna także w innym obszarze – propagandy próbującej zdewiktymizować rolę Polski w czasie II wojny światowej i współobarczyć nas winą za niemieckie zbrodnie. Propagandy mającej wielu sojuszników w USA i Europie, także w Polsce.
Można Trumpa lubić lub nie, ale to, że Polska obok Wielkiej Brytanii jest dziś w Europie krajem, z którym USA starają się budować najlepsze relacje, to kwestia naszego interesu narodowego. Nasz kraj powinien wykorzystywać każdą okazję, by zabiegać o amerykańską obecność wojskową. Szczególnie teraz, kiedy zagrożenia stają się bardziej realne, a świat szybko rusza w nieznane.
Duda w USA. Po pierwsze, odstraszać
Pierwsze z tych zagrożeń to bardzo i coraz bardziej dwuznaczna polityka niemiecka w stosunku do NATO oraz Polski. Bez względu na to, ile politycy KO z Rafałem Trzaskowskim na czele nie złożyliby deklaracji dotyczących budowy wspólnego szczęścia w pełnym zaufaniu do zachodniego sąsiada, kilka faktów jest bezspornych. Niemcy nie odprowadzają należnej części składek na sojusz, a także konsekwentnie prowadzą politykę energetyczną jednoznacznie sprzeczną z interesem Polski i jakkolwiek pojmowanym solidaryzmem unijnym. Do tego kilka lat temu dość brutalnie próbowali podzielić się z nami swoją nieprzemyślaną polityką imigracyjną.
Drugi problem stanowi – jak zawsze – Rosja, która bez względu na koronawirusa konsekwentnie zwiększa potencjał bazy w Kaliningradzie, równocześnie nasilając antypolską kampanię historyczną, w którą mocno angażuje się sam prezydent Putin. Jeśli ktoś zna trochę historię Rosji i ZSRR to wie, że nic dobrego to nie oznacza, a odstraszanie w takiej sytuacji jest nader ważne.
Trzeci problem leży w sytuacji samych Stanów Zjednoczonych. Konflikt z Chinami to już zimna wojna pełną gębą, obejmująca historyczne wyjście USA z WHO oraz zaangażowanie w wojnę ekonomiczną korporacji po obu stronach. Jeśli wierzyć deterministycznej tezie głośnej książki Johna J. Mearsheimera "Tragizm polityki mocarstw", to spór ten jest nieunikniony. A po płaszczyźnie politycznej i ekonomicznej może rzucić się na poziom militarny – co powoduje ryzyko odpuszczenia sobie Europy przez USA.
W tej sytuacji celem kluczowym polskiej dyplomacji jest przekonywanie Trumpa, że po pierwsze w jego interesie, a po drugie, w interesie USA, jest wspieranie naszego kraju.
Duda w USA. Wszystkie alternatywy
Za miłymi fotkami, oklaskami i uśmiechami musi iść jednak egzekucja wzajemnych zobowiązań, a partnerstwo – by było długotrwałe – musi być grą realizowaną według zasady win-win.
Niewątpliwie głosy Polaków i niepewna sytuacja Trumpa są tu dużym atutem. Ale ważne jest jeszcze coś innego: trwałe zabezpieczenie tego sojuszu. A to wymaga, po pierwsze, by prezydent i rząd PiS były przygotowane na bardzo trudną dla nas alternatywę, jaką może być klęska Trumpa, i sondowały też demokratów. A po drugie, by nasza opozycja zrezygnowała z antyamerykańskiej retoryki obliczonej na rynek wewnętrzny – po ewentualnej zmianie w Polsce mogącej mieć fatalne skutki dla polskiego bezpieczeństwa, które opiera się na USA.
Co smutne, na jedno i drugie się nie zanosi. A jedynym konsekwentnym graczem, który może planować naprawdę długofalowo, jest w tej sytuacji, niestety, rosyjski prezydent.
Środowe spotkanie prezydentów Polski i USA, wspólna deklaracja oraz zapowiedzi to dobry prognostyk i ruch w dobrym kierunku – a relacje polsko-amerykańskie są zbyt istotne, by warto było je psuć kosztem naszego konfliktu wewnętrznego. Tylko jak przekonać do tego uczestników naszego codziennego, krajowego amoku?
Wiktor Świetlik dla WP Opinie