PolitykaDuda sam na święcie niepodległości Ukrainy. Wyróżnienie czy osamotnienie?

Duda sam na święcie niepodległości Ukrainy. Wyróżnienie czy osamotnienie?

• Andrzej Duda był jedynym zagranicznym gościem wysokiej rangi podczas 25. dnia niepodległości Ukrainy
• Zaproszenie Dudy było wyciągnięciem ręki przez stronę ukraińską - mówi dr Adam Lelonek
• Uwagę zwróciła nieobecność innych liderów państw europejskich
• To wyraz malejącego zainteresowania Ukrainą ze strony Zachodu - uważa Janusz Sibora

Duda sam na święcie niepodległości Ukrainy. Wyróżnienie czy osamotnienie?
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Turczyk
Oskar Górzyński

W środę z wielką pompą i uroczystością Ukraina świętowała ćwierćwiecze swojej niepodległości. Główną aleją Kijowa, Chreszczatykiem, przejechała największa w historii kraju defilada wojskowa, którą obejrzały tłumy mieszkańców, a prezydent Petro Poroszenko wygłosił mocne przemówienie podkreślające gotowość do obrony swojej suwerenności i obranego przez Ukrainę "nieodwracalnego" prozachodniego kierunku. Mimo to, niektórym obserwatorom w oczy rzucał się jeden niedostatek: brak zagranicznych gości. Jedynym przedstawicielem najwyższej rangi w Kijowie był polski prezydent Andrzej Duda, który podczas defilady obserwował przemarsz polskich żołnierzy w ramach litewsko-polsko-ukraińskiej brygady. Oprócz Dudy, obecni byli też przedstawiciele ministerstw obrony Rumunii, Litwy, Estonii, Łotwy, Gruzji i Mołdawii. Inni przywódcy, szczególnie ci od których los Ukrainy zależy najbardziej, ograniczyli się jedynie do przesłania listownych gratulacji.

- To wyraz coraz większego braku zainteresowania ze strony europejskich Ukrainy, szczególnie - komentuje dr Janusz Sibora, ekspert ds. protokołu dyplomatycznego. - Nieobecność Amerykanów czy Kanadyjczyków można zrozumieć, bo wizyty i kontakty wysokich przedstawicieli tych państw z Ukrainą są intensywne i częste. Ale brak wysłania przedstawicieli ze strony europejskich mocarstw, które wspierają Ukrainę jest wymowny - dodaje. Jak wyjaśnia, sytuację skomplikował fakt, że organizowanie defilad wojskowych nie jest standardem jeśli chodzi o obchodzenie świąt państwowych. A w kontekście narastających napięć i widma eskalacji wojny na wschodzie Ukrainy obecność mogłaby być politycznie niezręczna.

Innego zdania jest dr Adam Lelonek, ekspert Fundacji Pułaskiego i Centrum Badań Polska-Ukraina. W rozmowie z WP ekspert zwraca uwagę, że nie ma tradycji zapraszania zagranicznych gości na święta niepodległości. Zaś to, że zaproszony został prezydent Polski, czyli kraju który pierwszy uznał ukraińską niepodległość, jest podkreśleniem wagi stosunków obu państw. A także ważnym gestem w kontekście ostatnich napięć wywołanych przez sejmową uchwałę nazywającą zbrodnię wołyńską ludobójstwem.

- Zaproszenie Polski jest wyciągnięciem ręki przez stronę ukraińską. Natomiast nie wiem, czy byłoby właściwe zapraszanie prezydentów Niemiec czy Francji, które są przecież stronami rozmów dotyczących wojny na wschodzie Ukrainy - mówi Lelonek.

Według Lelonka, malejące zainteresowanie rzeczywiście jest faktem, a wizerunku Ukrainy na Zachodzie nie poprawia powolne tempo wprowadzanych reform i nadal wysoka korupcja. Na małą intensywność rozmów, szczególnie tych w formacie normandzkim, wskazywał także w środę sam Poroszenko. Podczas przemowy do ukraińskiego korpusu dyplomatycznego przywołał anegdotę z czasów prezydentury Thomasa Jeffersona, który zmartwiony tym, że hiszpański ambasador nie dawał znaków życia przez dwa lata, powiedział że jeśli nie usłyszy od niego wieści w ciągu roku, to być może pomyśli o napisaniu do niego listu.

- Nie takiego formatu rozmów chcemy - skwitował ukraiński prezydent.

Zdaniem eksperta Fundacji Pułaskiego malejące zainteresowanie Ukrainą w Europie nie przekłada się jednak bezpośrednio na postawę i decyzję państw zachodnich co do najważniejszych kwestii, szczególnie konfliktu na Ukrainie. Ale zauważa, że tak ze strony państw zachodnich, jak i Polski, brakuje konkretnych inicjatyw i zaangażowania państw we wsparcie Ukrainy w jej transformacji. Tymczasem korzyści z tego mogą być duże - Ukraina jest ogromnym rynkiem, co oznacza że jest też dużą szansą dla naszych przedsiębiorców, szczególnie w przemyśle zbrojeniowym. Dlatego w ślad za dyplomatycznymi gestami muszą pójść działania na niższych szczeblach. Gdyby politycy ułatwiali kontakty biznesowe, zapewniali ochronę antykorupcyjną, moglibyśmy na tym bardzo skorzystać - mówi Lelonek. - Ale dopóki w ślad za medialnymi deklaracjami nie pójdą te mniej medialne, ale konkretne działania, to nie będzie można mówić o przełomie - podsumowuje.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (16)