Drugie życie w Second Life
To już nie jest tylko gra komputerowa. To równoległa rzeczywistość, gdzie można zaznać pełni życia, bez niedogodności znanych z realnego świata. I można się nieźle wzbogacić, wcale nie wirtualnie.
Chciałem mieć to płótno za wszelką cenę. Fowistyczne arcydzieło moim zdaniem, bohomaz według ekspertów. Przez kilka dni przychodziłem popatrzeć na ten obraz w Ginsberg Art Event. W końcu zdjąłem go ze ściany, nie mogę go jednak nigdzie powiesić. W moim domu, gdy odwrócę wzrok od komputera, ściany wciąż rozpaczliwie świecą pustkami. Czyżby mi się przyśniło? Ależ nie, ja naprawdę kupiłem to płótno za prawie dziesięć euro. Obraz piksel po pikselu namalowała Amerykanka Gracie Kendal. Wprawdzie jest wirtualny, ale za to ma rzeczywiste walory estetyczne. Na pewno stanie się ozdobą nowego mieszkania, które pragnę sobie kupić w grze Second Life.
Właściwie to nie jest gra, lecz równoległe społeczeństwo. Nieistniejący świat, w którym ludzie spędzają życie na wymyślaniu sobie innej egzystencji. Od 2003 roku uzależniło się od niego ponad milion osób. Second Life daje internautom prawie nieograniczone możliwości: można tu zbudować dom, sprawić sobie wóz, dyskutować godzinami o religii, ale także szukać pracy, wziąć udział w biegu albo demonstracji politycznej…
Po pierwsze wygląd
Ja żyję tam już od tygodni. Co wieczór zmieniam tożsamość i staję się Guillaume’em Zinnemannem. Miało być Hewitt, ale z powodu powtarzających się problemów z logowaniem musiałem zmienić pseudonim. Gdy masz już nazwisko, to dalej rejestracja pójdzie jak z płatka. Ściągnąłem program, co zajęło mi jakieś dziesięć minut. Potem musiałem stworzyć awatar, czyli klona mojej osoby. To zasadnicza sprawa, bo to właśnie „on” będzie „mną” w grze. Stworzyć to duże słowo, bo chodzi po prostu o to, żeby wybrać jedną z typowych figurek bohaterów. Jeden w drugiego są oni coraz potężniej zbudowani, bez śladu brzuszka!
Guillaume Grallet
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu "Forum".