Drony i F-16 walczą z procarzami i latawcami. Izrael naraża się na śmieszność
"Latawce Mołotowa" podpalają pola. Strącają je nowoczesne drony. Z kolei atak zaawansowanej technologii odpierają procarze uzbrojeni w kamienie. To nie opis dziwnej gry komputerowej, tylko realia konfliktu między Izraelem i Palestyńczykami.
Bryza znad Morza Śródziemnego niesie na wschód kolejne latawce i balony. Są ich dziesiątki. Nadlatują znad Strefy Gazy. Izraelczycy mówią o falach czy rojach. Część ma namalowane palestyńskie flagi. Inne naznaczono złowieszczą swastyką.
To nie są dziecinne zabawki ani pokojowe protesty zapowiadane przez Hamas. Do ogonów latawców i pod balony podczepiane są płonące puszki i szmaty, a celem ataków są izraelskie pola i łąki wokół palestyńskiej enklawy. Kibucnicy z rejonu otoczenia Gazy mówią o wielkich stratach. Jeden z "latawców Mołotowa" wylądował nawet na drzewie przed domem izraelskiego parlamentarzysty mieszkającego w okolicy.
Przez kilka tygodni IDF, jedna z najnowocześniejszych i najpotężniejszych armii na świecie, była kompletnie bezradna wobec techniki wojskowej zaczerpniętej ze średniowiecznych rycin. W końcu ktoś wpadł na pomysł wykorzystania dronów, które i tak krążą nad palestyńskimi demonstrantami. Nie są to żadne, zaawansowane maszyny bojowe, tylko stosunkowo nieduże urządzenia obserwacyjne. Ruch powietrza wirników drona potrafi strącić latawiec.
Tu raz jeszcze w sukurs Palestyńczykom przyszła historia, i to już nie średniowieczna, tylko biblijna. W ruch poszły proce, w tym dokładnie takie, jaką Dawid pokonał Goliata. Rozkręcony nad głową sznurek ze skórzanym uchwytem potrafi cisnąć kamieniem na odległość kilkudziesięciu metrów. Drony zwiadowcze w pościgu za latawcami znalazły się w zasięgu dziwnej obrony przeciwlotniczej. Tylko w piątek Palestyńczycy "zestrzelili" dwa z nich.
IDF nie nadstawia drugiego policzka
Złośliwi, izraelscy dziennikarze zaczęli już pisać nekrologi strąconych dronów zwracając uwagę na absurdalną walkę o kontrolę nad niebem Gazy. Nawet, jeżeli nikt nie ginie, IDF nie może pozwolić sobie na słabość ani tym bardziej na śmieszność. Odpowiedź była śmiertelnie poważna.
W nocy, gdy demonstranci poszli już do domów, miejsca, z których startowały latawce zbombardowały F-16. Nikomu nic się nie stało, ale komunikat był jasny – żarty się skończyły, koniec z "latawcami Mołotowa". Co jeśli Palestyńczycy nie ustąpią? Izraelczycy zaczną zabijać ludzi z latawcami? To byłoby propagandową porażką. Nie pierwszą zresztą, podczas obecnej fali protestów.
Zobacz także: Skandaliczne zachowanie leśników. „W Puszczy Białowieskiej znów łamią prawo"
Demonstracje na granicy Strefy Gazy trwają od 6 tygodni. Hamas zapowiadał pokojowe protesty, jednak Izraelczycy odpowiedzieli przemocą tłumacząc to potrzebą ochrony granicy przed tłumami, wśród których znajdą się terroryści. Od ognia snajperów zginęło już ok. 50 ludzi, a tysiące odniosło obrażenia.
Pomysły Hamasu na marsz na granice i masowe palenie opon nie powiodły się. Co prawda liczba ofiar wśród nieuzbrojonych demonstrantów wywołała wzburzenie na świecie, ale niczego w praktyce to nie zmienia. Odpowiedzią Izraelczyków na propagandę palestyńską są zdjęcia pojedynczych, uzbrojonych terrorystów podchodzących pod granicę i płonących pól, a w pamięci pozostaje przede wszystkim kuriozalny pojedynek pomiędzy latawcem a dronem.