Dramatyczna relacja z Bytomia. "Próbowaliśmy reanimować matkę dziewczynek"
- Usłyszałem huk, wybiegłem razem z żoną. Jakby ktoś granat rzucił, albo bomba wybuchła. To co zobaczyliśmy, ciężko opisać. Słyszałem, jak ktoś woła: ratunku, ratunku, pomocy. Widok był tragiczny. Wszędzie krew, popalone ciała. Moja żona próbowała reanimować matkę dziewczynek, już się niestety nie dało… - opisuje nam dramatyczne wydarzenia Robert Kwiatkowski. Jest mieszkańcem budynku sąsiadującego z bytomską kamienicą, w której doszło do tragedii.
Wybuch gazu w Bytomiu odebrał życie trzyosobowej rodzinie. 39-letniej pani Barbarze i jej dwóm córkom Lindzie i Laurze. Dziewczynki miały zaledwie 5 i 7 lat. Tuż po wybuchu na ratunek pospieszyli sąsiedzi. Mimo, iż mieszkanie płonęło, a kolejny wybuch był realny. To oni wyjmowali z domu zwłoki dzieci i to także oni próbowali reanimować matkę. Niestety, bezksutecznie.
Robert Kwiatkowski mieszka pod numerem 33. To dosłownie kilkanaście metrów od miejsca, gdzie doszło do tragedii. Porozmawiał z nami 3 godziny po tragedii. Głos cały czas mu drżał.
- Słyszałem ten huk. Wybiegłem pierwszy z żoną. Ciężko to opisać, co zobaczyliśmy. Jakby ktoś granat rzucił, albo bomba wybuchła. Nasz budynek uniósł się do góry. Wybiegliśmy na ulicę wystraszeni, bo nasze dzieci biegały niedaleko. Okazało się, że pali się mieszkanie obok. Słyszałem jak ktoś woła: ratunku, ratunku, pomocy - mówi pan Robert.
- Weszliśmy do mieszkania i wyciągnęliśmy kobietę, matkę dwójki dziewczynek. Widok był tragiczny. Wszędzie krew, spalone ciała. Moja żona próbowała reanimować kobietę, ale już się niestety nie dało… Do matki była przytulona dziewczynka, ciężko to opisać… - opowiada pan Robert.
- Proszę pana, tu jest od dwóch lat remont. Wieczny remont. Właśnie na naszej ulicy. Tu służby nie mogą dojechać. Kiedy przyjechały, to rozwalaliśmy barierki i pomagaliśmy Straży Pożarnej rozwinąć węże strażackie. Tylko po to, żeby woda jak najszybciej gasiła płomienie. Pożar był potężny, z każdą minutą coraz większy. Proszę mi wierzyć, nie dało się tam stać obok, temperatura rosła z minuty na minutę. Ogień i dym. Płomienie szły do góry. Ta kobieta leżała na podłodze. Dziecko wynieśliśmy pierwsze. Już nie żyło - załamuje głos pan Robert.
Przypomnijmy, do wybuchu doszło tuż po godzinie 13.00 w kamienicy przy ulicy Katowickiej w Bytomiu. Ze wstępnych ustaleń wynika, że miała tam miejsce eksplozja gazu, ale na razie nie ustalono, co ją spowodowało. Trzy osoby nie żyją, cztery są ranne. Najpierw mówiło się, że przyczyną mógł być wybuch butli z gazem. Innego zdania są okoliczni mieszkańcy. Część z nich podejrzewa, iż związek z wybuchem mogły mieć prowadzone w pobliżu prace remontowe.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl