Dramatyczna akcja - znany detektyw wykradł nocą dziecko
Detektyw uwolnił dziś w nocy i przewiózł do Polski 9-letnią Nikolę. Norweska organizacja broniąca praw dzieci odebrała ją rodzicom, bo "była smutna". - Dziecko przeżyło traumę - uważa polski konsulat w Oslo.
Detektyw uwolnił dziś w nocy i przewiózł do Polski 9-letnią Nikolę. Norweska organizacja broniąca praw dzieci odebrała ją rodzicom, bo "była smutna". - Dziecko przeżyło traumę - uważa polski konsulat w Oslo.
Zjechała po lince z okna
Nieoznakowanymi samochodami podjechali pod posesję rodziny zastępczej, gdzie umieszczono Nikolę. Sypialnia dziecka była na pierwszym piętrze.
- Nikola miała telefon i była w stałym kontakcie z rodzicami. Była uprzedzona, że tej nocy dojdzie do uwolnienia jej z tego norweskiego więzienia. Czekała na podjazd rodziców i moich ludzi. Zsunęła się na lince z okna. Została przejęta i bezpiecznie dostarczona do Polski - relacjonuje portalowi Emito.net Krzysztof Rutkowski.
Rodzina zastępcza dopiero rano zorientowała się, że dziecka nie ma w pokoju. Norweska policja zaalarmowała wszystkie swoje służby, które poszukują Nikoli w całym kraju.
Rodzice dziecka są szczęśliwi. - Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy uwolnili nasze dziecko. Inaczej byśmy je stracili na zawsze - płacze ze wzruszenia matka dziecka.
Krzysztof Rutkowski przygotowywał się do tej akcji przez ostatnie 2 tygodnie. - To dziecko po prostu zostało więzione przez norweskie władze - mówił przed akcją. - Byłem w Oslo, w jej pustym pokoju w połowie czerwca. Jestem twardym facetem, ale kiedy zobaczyłem jej zabawki i zdjęcia, po prostu mnie ruszyło. Powiedziałem sobie: "Dziecko, ja cię z tego koszmaru wyciągnę"- dodaje.
Ludzie Rutkowskiego liczyli się ogromnym ryzykiem. To była jedna z najtrudniejszych akcji. - Nie było żartów. Każdego z nas, kto uczestniczył w tej akcji mogli aresztować. Ale uznałem, że za dziecko do więzienia iść mogę. Za bandziorów siedzieć nie chcę, ale za to dziecko byłem gotowy - oświadczył Rutkowski.
Mogą zabrać dziecko i jego tożsamość
Nikola nie wróciła do domu ze szkoły 30 maja br. Zrozpaczeni rodzice dowiedzieli się, że zabrali ją Gminni Rzecznicy Ochrony Praw Dziecka (Barnevernstjeneste). Uznali, że dziecko "było smutne i osowiałe”, więc pewnie coś złego dzieje się w domu. - Jej babcia w Polsce leżała chora w szpitalu w Szczecinie. Dziecko naturalnie myślało, więc wtedy o niej i się smuciło - alarmowała zrozpaczona matka dziewczynki.
Dziecko trafiło do norweskiej rodziny zastępczej. Jej rodzice nie mieli z nim kontaktu. Natomiast zgodnie z obowiązującymi w Norwegii przepisami za pobyt w tej przejściowej rodzinie muszą zapłacić po 1000 euro miesięcznie. - Barnevernstjeneste ma możliwość, by zmienić tożsamość Nikoli. Nigdy jej możemy już nie zobaczyć - płakała matka. Konsulat i MSZ bezradne
Zrozpaczeni rodzice poprosili o pomoc konsulat. "9 czerwca br. Wydział Konsularny Ambasady RP w Oslo został poinformowany o odebraniu dziecka rodzinie bez wiedzy rodziców. Wg relacji rodziców, 9-letnia Nikola została zabrana ze szkoły" - czytamy w oświadczeniu polskiego konsulatu w Oslo.
Po otrzymaniu zgłoszenia konsul Adrianna Warchoł podjęła próbę kontaktu z Barnevernstjeneste. - Niestety, urzędniczka prowadząca sprawę rodziny, nie życzyła sobie kontaktu z Wydziałem Konsularnym. Wg. relacji rodziców, stawiane im zarzuty nie są zgodne z prawdą. Rodzina jest w dramatycznej sytuacji, a dziecko poddane jest traumatycznym przeżyciom - napisał konsul.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych wiedziało o dramacie dziewczynki. Oficjalnie przyznało jednak, że nie może pomóc ani dziecku, ani rodzinie. - W Norwegii ma zastosowanie prawo norweskie, niezależnie od obywatelstwa rodziców i dzieci. Wszyscy obywatele norwescy i cudzoziemcy przebywający na terytorium Norwegii podlegają w tym zakresie prawu norweskiemu na jednakowych zasadach - tłumaczy MSZ.
Działania konsula ograniczyły się do pomocy formalnej: przekazania rodzinie listy tłumaczy oraz kancelarii adwokackich, obsługujących obywateli polskich w Norwegii. Bo Barnevernstjeneste to instytucja wykonawcza, podejmująca działania doraźne "dla ochrony zagrożonego dobra dziecka". A ostateczne decyzje o odebraniu dziecka podejmują Sądy Rodzinne.
Wydział konsularny Ambasady RP w Oslo otrzymał w ciągu ostatniego roku kilkanaście sygnałów i zgłoszeń od mieszkających w Norwegii Polaków o ich problemach wynikłych z działań Barnevernstjeneste.
Krzykniesz - stracisz dziecko
Marek Pędzich, Kierownik Wydziału Konsularnego w Oslo tłumaczy, że w Norwegii definicja i zakres domniemanej "przemocy" wobec dziecka interpretowana jest bardzo szeroko. - Na przykład podniesienie głosu na dziecko może być tu zinterpretowane, jako "przemoc psychiczna". To może być podstawą do odebrania dziecka rodzicom - tłumaczy.
Potwierdza to MSZ. - Należy mieć świadomość, że w Norwegii istnieją wzorce postępowania i zachowania w stosunkach pomiędzy rodzicami i dziećmi, często odmienne od panujących w innych krajach, innych kręgach kulturowych, religijnych, itd. - czytamy w oświadczeniu MSZ. - Istnieją przykłady zachowań tolerowanych, dopuszczalnych lub usprawiedliwianych gdzie indziej, które w Norwegii zwalczane są z całą stanowczością.
Specjaliści znający norweskie realia twierdzą, że w podobny sposób Barnevernstjeneste odbiera rocznie nawet 3 tysiące dzieci emigrantom z różnych krajów. - W tym kraju jest bardzo niski przyrost naturalny. Oni w ten sposób chcą uszczęśliwiać bezdzietne, norweskie rodziny - mówią.