Dożywocie za zamordowanie matki i niemowlęcia
Na dożywocie skazał Sąd Okręgowy w Gorzowie Wielkopolskim 21-letniego Jana K. uznając go winnym zabójstwa 21-letniej konkubiny i 8-miesięcznego synka. Wyrok nie jest prawomocny.
Do zbrodni doszło pod koniec maja ubiegłego roku w lesie w okolicach Kęszycy Leśnej (Lubuskie). Ciało młodej kobiety i jej dziecka znaleziono pod koniec czerwca. Krótko potem zatrzymano podejrzanego - ojca 8-miesięcznego chłopczyka i konkubenta zamordowanej. Jan K. i jego ofiary mieszkali w dwóch różnych wsiach niedaleko miejsca zbrodni.
Do końca nie są jasne motywy makabrycznej zbrodni. Z pamiętnika zamordowanej wynika, że kochała oskarżonego; zdaniem sądu, podobne uczucia żywił do niej Jan K. Kobieta chciała zamieszkać wspólnie z dzieckiem razem z oskarżonym, jednak nie godzili się na to rodzice, u których mieszkał. Prawdopodobnie Jan K., jak to określił sąd, "nie wytrzymał ciśnienia".
W uzasadnieniu wyroku sędzia Dariusz Hendler uznał, że żadne okoliczności nie mogą być wytłumaczeniem dla tej zbrodni, stąd zastosowano najwyższy z możliwych wymiar kary. Zaznaczył, że biegli nie stwierdzili, by Jan K. był niepoczytalny, jedynie, że ma nieprawidłową osobowość. Zdaniem sądu, choć przyznał się do winy, opisując przebieg zbrodni i wyraził skruchę, musi ponieść konsekwencje swojego czynu.
Hendler dodał, że uwzględniając okoliczności i fakt współpracy oskarżonego z wymiarem sprawiedliwości, sąd nie określił terminu, po którym może on ubiegać się o przedterminowe zwolnienie. W tej sytuacji, po uprawomocnieniu się wyroku Jan K. będzie mógł to zrobić dopiero po 25 latach. Sąd zadecydował także, że nadal pozostanie w areszcie.
W rozmowie z prokurator Robert Trela uznał, że kara wymierzona przez sąd jest adekwatna do popełnionej zbrodni i zgodna z tym o co wnioskowała prokuratura. Obrońca z urzędu Jana K. mec. Dariusz Majchrzak zapowiedział apelację w tej sprawie.
Według ustaleń śledztwa, oskarżony 28 maja pod pretekstem zabrania konkubiny z dzieckiem do swojego domu, na co od dłuższego czasu nalegała, wywiózł oboje do lasu.
Tam najpierw zaczął dusić kobietę, która straciła przytomność. Myśląc, że nie żyje, postanowił ukryć zwłoki w naturalnym dole. W tym czasie w samochodzie zaczęło płakać dziecko. Kobieta ocknęła się i zaczęła czołgać się do auta. Wówczas Jan K. uderzył ją w głowę lewarkiem, a następnie udusił dziecko.
Zwłoki dziecka oraz kobiety, która jeszcze żyła, położył w dole i zasypał piachem, po czym udeptał nogami. Jak wykazali biegli, dopiero wówczas kobieta zmarła w wyniku uduszenia.