Dożywocie dla podpalacza baru?
Zarzuty zabójstwa, usiłowania dokonania zabójstwa, a także sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób, którego następstwem była śmierć człowieka, postawiła będzińska prokuratura 33-letniemu podpalaczowi baru piwnego w Czeladzi. Grozi mu nawet dożywocie.
13.01.2006 | aktual.: 13.01.2006 16:32
Według zeznań świadków, pijany 33-latek pokłócił się ze znajomymi i wyszedł. Wrócił z kanistrem, krzycząc wylał z niego benzynę, oblewając przy tym znajomych. Następnie ją podpalił. W konsekwencji pożaru zmarła jedna osoba, kilkanaście doznało obrażeń.
Zdecydowaliśmy się postawić zarzuty za popełnienie przestępstwa w takiej kumulatywnej kwalifikacji. Podpalając bar w tych okolicznościach zgodził się bowiem na to, że mogą zginąć ludzie - powiedział szef Prokuratury Rejonowej w Będzinie, Marek Marzec.
Przy kwalifikacji czynu ważny był zamiar mężczyzny. Podczas podpalania wylanej benzyny, według zeznań świadków, miał on powiedzieć coś w rodzaju: "A teraz się módlcie" albo "Teraz pójdziecie do Boga". Zamiar był tu więc jednoznaczny - dodał Marzec.
Powiedział, że podpalacz przedstawia zdarzenie jako nieszczęśliwy wypadek. Podczas przesłuchania mówił, że przyniósł kanister z benzyną w plecaku, przy okazji, bo akurat coś naprawiał. W pewnym momencie miał zauważyć, że benzyna się rozlała i właśnie wtedy zajęła się od papierosa.
Gdy w niewielkim barze (o wymiarach 8 na 8 metrów) wybuchł pożar, wewnątrz było kilkanaście osób. Płomienie bardzo szybko objęły cały bar. Początkowo ogień objął centralną część baru wraz z ladą, potem dalszą część pomieszczenia. Klienci zaczęli uciekać, niektórzy próbowali gasić pożar.
Pięć osób, w tym dziecko, opuściło lokal przed przybyciem straży pożarnej. Czterech mężczyzn strażacy wyprowadzili z należącej do baru piwniczki, dwóch innych, którzy nie byli już w stanie wyjść o własnych siłach, wynieśli z głównej sali na parterze.
Ogółem do szpitali trafiło 12 osób, kilku innym udzielono pomocy na miejscu. W środę, w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, zmarł ciężko poparzony 26-latek. Siedem osób poszkodowanych w pożarze w piątek pozostawało wciąż w szpitalach. Stan trzech z nich lekarze określili jako poważny.
Podpalacz, w chwili zatrzymania wkrótce po pożarze, miał 2,63 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Przed oficjalnym przesłuchaniem podpalacz musiał wytrzeźwieć w policyjnym areszcie. Według informacji będzińskiej prokuratury, wcześniej leczył się odwykowo. Nie był jednak karany ani nie pozostawał w sferze zainteresowania policji. Jest ojcem trójki dzieci. Do czasu rozpoczęcia procesu będzie przebywał w areszcie.
W pożarze spaliło się całe wyposażenie baru, podwieszany sufit i plastikowe okna. Według Centrum Zarządzania Kryzysowego Wojewody Śląskiego, straty oszacowano na ok. 40 tys. zł.