Dożywocie dla dwukrotnego zabójcy
Na dożywocie skazał w poniedziałek Sąd Okręgowy w Łodzi 35-letniego Stanisława Muchę oskarżonego o dwa zabójstwa. Zbrodnie dzieliło osiem lat, po pierwszej mężczyzna, symulując - zdaniem śledczych - chorobę, trafił do zakładu psychiatrycznego.
Sąd zdecydował także, że mężczyzna będzie mógł ubiegać się o przedterminowe, warunkowe zwolnienie z więzienia dopiero po odbyciu 35 lat kary; zgodził się także na ujawnienie wizerunku i danych osobowych oskarżonego.
Zdaniem sądu, nie ma żadnych wątpliwości, że Stanisław Mucha jest sprawcą obu zbrodni. - Z opinii psychologicznej wynika, że oskarżony jest zadeklarowanym zabójcą, że dla niego zabić jest czymś bardzo prostym - mówił sędzia Jarosław Leszczyński.
Na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat sąd skazał bratanicę mężczyzny, 23-letnią Sylwię M. za udział w kradzieży. Umorzył wobec niej postępowanie dotyczące niepowiadomienia organów ścigania o jednej ze zbrodni i ustanowił wobec niej kuratora sądowego. Wyrok jest nieprawomocny.
Do pierwszej zbrodni doszło w marcu 1998 roku - Mucha zastrzelił wówczas studenta bankowości z Łodzi Marcina O. Był świadkiem w tej sprawie, ale zaczął leczyć się w szpitalu psychiatrycznym - stwierdzono u niego schizofrenię paranoidalną.
Po wyjściu na przepustkę mężczyzna usiłował zabić swojego kolegę. Został wówczas uznany za niepoczytalnego i osadzony w zakładzie psychiatrycznym. W 2004 roku kolejni biegli stwierdzili, że oskarżony nie ma objawów choroby psychicznej. Wyszedł ze szpitala w 2005 roku a rok później zastrzelił i okradł 72-letniego Romana D. z Głuszyc k. Wałbrzycha. Po zbrodni uciekł skradzionym samochodem dostawczym.
W kilka dni po zabójstwie samochód znaleziono w podłódzkim Tuszynie, a w jednym z łódzkich mieszkań znaleziono przedmioty pochodzące z przestępstwa, m.in. sprzęt rtv, dokumenty ofiary i dwie sztuki broni palnej. Mężczyzny przez dwa dni poszukiwało kilkuset policjantów z psami tropiącymi oraz policyjny śmigłowiec. Odnaleziono go w kamienicy w Łodzi.
W śledztwie biegli psychiatrzy ustalili, że po pierwszej zbrodni Stanisław Mucha symulował chorobę psychiczną. Prokuratura domagała się dla niego dożywocia i możliwości ubiegania się o warunkowe zwolnienie dopiero po 50 latach. Oskarżony nie przyznawał się do zbrodni; obrona wniosła o uniewinnienie od zarzutów zabójstwa.
Skazując oskarżonego na dożywocie, sędzia Leszczyński podkreślił, że dowody wskazują, iż jest on sprawcą obu zbrodni. Przypomniał, że w przypadku pierwszego zabójstwa w jednych wyjaśnieniach przyznał się do zbrodni. Wskazał miejsce oraz szereg okoliczności, które mógł znać tylko sprawca tego czynu. Także w przypadku drugiej zbrodni przyznał się w śledztwie do winy, choć później odwołał wyjaśnienia. Okoliczności potwierdziły jednak wyjaśnienia Sylwii M.
W obu przypadkach sprawca działał identycznie - strzelał w tył głowy z bliskiej odległości i okradał ofiary.
Ponieważ podczas procesu obrona podważała opinię biegłych wskazującą na poczytalność oskarżonego, sąd powołał kolejnych psychiatrów i psychologów m.in. z Instytutu Medycyny Sądowej w Krakowie. - Ta opinia w sposób jednoznaczny zaprzeczyła twierdzeniom oskarżonego, jakoby był on niepoczytalny w chwili popełnienia obu zabójstw. Wydali jednoznaczną opinię, że nie cierpi on na żadną chorobę psychiczną. Jeżeli coś było, to zaburzenia osobowości, ale pozostają one bez wpływu na odpowiedzialność karną oskarżonego - zaznaczył sędzia Leszczyński.
W ocenie sądu, nie ma możliwości wymierzenia kary łagodniejszej niż dożywocie, bo zabójstwa to były egzekucje a oskarżony nie wykazał żadnej skruchy.
Obrońca Stanisława Muchy zapowiedział apelację. W jego ocenie oskarżony powinien być poddany obserwacji psychiatrycznej.