Dowódca ZOMO w areszcie do końca listopada
Skazany nieprawomocnie na 11 lat więzienia
były dowódca plutonu specjalnego ZOMO Romuald Cieślak pozostanie w
areszcie co najmniej do końca listopada. Tak zdecydował Sąd Apelacyjny w Katowicach, który utrzymał w mocy wcześniejsze
postanowienie sądu okręgowego w tej sprawie.
31 maja w procesie w sprawie pacyfikacji kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy" na początku stanu wojennego Sąd Okręgowy w Katowicach skazał Cieślaka m.in. za sprawstwo kierownicze zabójstwa górników z "Wujka". Jednocześnie zdecydował o aresztowaniu go na pół roku. Oskarżony i jego obrońca zaskarżyli tę decyzję.
Sąd apelacyjny utrzymał postanowienie o aresztowaniu w mocy. Swoją decyzję uzasadnił grożącą oskarżonemu surową karą i wynikającą z tego obawą, że mógłby on chcieć utrudniać postępowanie. Podkreślił jednak, że postanowienie nie przesądza ostatecznie o winie i karze dla oskarżonego.
Zażalenia nie są zasadne. Podkreślenia jednak już na wstępie wymaga, że stwierdzenie to w żadnym wypadku nie przesądza ostatecznie o ustaleniu sprawstwa, winy i kary w takim zakresie, jak ustalił to sąd okręgowy" - powiedział sędzia Waldemar Szmidt.
Dodał, że dowody wskazują na duże prawdopodobieństwo popełnienia przez Cieślaka zarzucanych mu przestępstw. Ostateczne rozstrzygnięcie zapadnie jednak w II instancji po złożeniu przez strony zażalenia na wyrok sądu okręgowego - zaznaczył.
Sąd apelacyjny uznał, że surowa kara, jaką wymierzył Cieślakowi sąd pierwszej instancji - rodzi obawę utrudniania przez niego postępowania i to niezależnie od tego, jaką postawę prezentował wcześniej, odpowiadając z wolnej stopy.
Składając zażalenie na decyzję sądu okręgowego obrońca oskarżonego mec. Michał Konieczyński zakwestionował kwalifikację prawną czynów, na podstawie której jego klient został skazany - chodzi o zarzut sprawstwa kierowniczego zabójstwa.
Obrońca wskazał, że przy zastosowaniu przez sąd w ostatnim procesie którejś z innych rozpatrywanych kwalifikacji - sprowadzenia niebezpieczeństwa lub pobicia ze skutkiem śmiertelnym - aresztowanie Cieślaka nie byłoby uzasadnione, ponieważ grożące w tych przypadkach kary są znacznie niższe, niż za sprawstwo kierownicze zabójstwa.
Adwokat mówił, że nie ma też najmniejszych podstaw twierdzić, by Cieślak mógł utrudniać śledztwo - postępowanie trwa kilkanaście lat i oskarżony nigdy tego nie robił; gdy sąd postanowił go aresztować, sam zgłosił się na policję - mówił Konieczyński. Przypomniał, że były dowódca plutonu specjalnego ZOMO spędził już w areszcie ponad rok - od kwietnia 1992 do sierpnia 1993 r.
Jeszcze przed postanowieniem sądu apelacyjnego Konieczyński uznał stosowanie wobec Cieślaka najsurowszego środka zapobiegawczego za "chybione, błędne". Sam Cieślak w piśmie przysłanym do sądu napisał, że aresztowanie uniemożliwia mu przygotowanie się do obrony, powoływał się też na trudną sytuację rodzinną.
Chociaż sąd zgodził się, że sytuacja oskarżonego i jego rodziny jest trudna, to jednak nie można mówić o "wyjątkowo ciężkich" skutkach aresztu, a tylko wówczas można by go uchylić.
Obrońca Cieślaka powiedział, że nie jest zaskoczony postanowieniem sądu. Nie chciał komentować tej decyzji. Jest ona prawomocna, co oznacza, że obrona będzie mogła złożyć zażalenie tylko wówczas, jeżeli okres tymczasowego aresztowania zostanie przedłużony.
Postępowanie apelacyjne jest przed nami i prawdopodobnie przed Sądem Najwyższym. To jest dosyć długa droga i byłoby lepiej, żeby mój klient nie musiał spędzić tego całego okresu w areszcie - powiedział Konieczyński.
Zakończony pod koniec maja proces był już trzecim w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń. Poza Cieślakiem, który dostał najsurowszą karę, sąd skazał 14 innych oskarżonych o strzelanie do górników na kary od 2,5 do 3 lat więzienia. Były wiceszef Komendy Wojewódzkiej Milicji w Katowicach Marian Okrutny został uniewinniony, a sprawa innego oskarżonego - umorzona.
Romuald Cieślak dowodził plutonem ZOMO w obu milicyjnych akcjach - w "Manifeście" i "Wujku", 15 i 16 grudnia 1981 r. Od milicyjnych kul zginęło wtedy dziewięciu górników z "Wujka", a kilkudziesięciu zostało rannych.
Z ustaleń sądu okręgowego z ostatniego procesu wynika, że Cieślak podczas pacyfikacji kopalni "Wujek" pierwszy oddał strzał i powiedział: Walimy, co dla pozostałych zomowców było sygnałem, a co najmniej przyzwoleniem na użycie broni.