Dowcip za miliard dolarów
Komik Jay Leno zarobił dla amerykańskiej telewizji NBC miliard dolarów. Jego dowcipy są już warte więcej niż roczny budżet Ugandy. Co wcale nie znaczy, że zawsze są śmieszne.
18.03.2004 | aktual.: 18.03.2004 11:21
"W Iraku próbują napisać konstytucję. Powinniśmy dać im naszą. I tak jej nie używamy" - to jeden z najbardziej subtelnych dowcipów Jaya Leno z ostatnich tygodni. Komik przyznał dziennikarzom magazynu "Fortune", że gdy widownia zaczęła się z niego śmiać, poczuł radość i ulgę. Bał się, że publika w studiu nie załapie, o co mu chodzi. Ale typowy dowcip Leno brzmi raczej tak: "Prezydent Bush powiedział, że nie może się doczekać, kiedy zobaczy film 'Pasja', choć trochę się wpienił, gdy usłyszał, że dialogi są po aramejsku i łacinie. Powiedział: 'Po jaką cholerę robić filmy, które zrozumieją tylko Arabowie i Latynosi?' [gra angielskich słów Latin i Latinos]".
Krótkie siwiejące włosy, pulchna twarz, wysunięta szczęka, małe świecące oczka, dżinsy i niebieska bluza albo granatowy garniturek - oto jak wygląda najbardziej dochodowa maszyna do rozśmieszania w Ameryce. Kiedy Jay Leno pierwszy raz zjawił się w studiu NBC, szef castingu orzekł, że jego twarz wystraszyłaby małe dzieci. Dziś stacja płaci mu rocznie 16 milionów dolarów i zaciera ręce, bo to jedna z najlepszych inwestycji w dziejach telewizji. Drugie tyle Leno inkasuje za bilety na spotkania z pracownikami wielkich korporacji, które odbywają się w salach konferencyjnych Las Vegas i innych amerykańskich miast.
PIES BUSHA
Dziennikarze "Fortune" obliczyli, że Leno generuje co roku sto milionów dolarów zysku, czyli 15% całkowitego dochodu NBC. Jego program, który pojawia się na antenie codziennie od poniedziałku do piątku, kosztuje półtora miliona dolarów tygodniowo, przynosząc w zamian trzy i pół miliona dolarów wpływów z reklam. Za pojedynczy 30-sekundowy spot przed, w czasie lub po występach Leno trzeba zapłacić od 55 do 65 tysięcy dolarów. A skoro Leno opowiada dowcipy w NBC od 12 lat, łatwo wyliczyć, że zarobił dla pracodawcy około miliarda dolarów.
Pierwsze 11 minut programu "The Tonight Show" ("Program nocny") to monologi Jaya Leno. Na przykład taki: "Każdy ma swoje zdanie na temat 'Pasji'. Przywódcy afroamerykańscy utwierdzili się w przekonaniu, że Jezus był w istocie czarny. Wiecie co, mam wrażenie, że coś jest na rzeczy. Pomyślcie tylko: aresztowali go, osądzili, skazali i stracili w 12 godzin. Musiał być Murzynem! Białym facetom takie rzeczy się nie zdarzają".
Po monologach komik znęca się nad doniesieniami prasowymi, a przy okazji nad politykami. "Smutna informacja, zmarł ulubiony pies prezydenta Busha. Kurde, a ja nawet nie wiedziałem, że Tony Blair był chory". Zachwycona publika wstaje z miejsc, gwiżdże, bije brawo.
ROZŚMIESZYŁBY MAŁPĘ
- Leno to geniusz kontaktu z widownią. Jego najsilniejsza broń to postawa ciała, gesty i pozy, jakie przybiera - tłumaczy "Przekrojowi" Robert Provine, profesor psychologii University of Maryland i autor książki "Śmiech. Analiza naukowa". - Nikt nie potrafi tak jak Leno zrobić z ludzi głupków. Publika go za to kocha.
Teoria śmiechu Provine'a doskonale tłumaczy fenomen komika. Według niej śmiech ma niewiele wspólnego z treścią dowcipu. Jest formą komunikacji, społecznym, biologicznym i psychologicznym aktem, który dzielimy z naszymi krewniakami - małpami z rzędu naczelnych. - Leno nie jest zwykłym komikiem. Jest arcymistrzem komunikacji - mówi profesor.
Po lekturze doniesień prasowych Jay Leno pokazuje nagrane na ulicy rozmowy z ludźmi. Ich jedynym celem jest zrobienie z nich idiotów. Leno prowadzi też wywiady w studiu, chociaż fachowcy od telewizji są zgodni, że jest w tym dość przeciętny. Ale to nie zraża sław do występów. W jednym tygodniu przez studio przewinęli się ostatnio Meg Ryan, Norah Jones i Clint Eastwood. Na sukces mistrza pracuje zespół 150 osób. Dzięki nim Leno codziennie dostaje do ręki 300 nowych dowcipów i zabawnych doniesień prasowych. Sam wybiera, które wykorzystać.
KANAPKA OD MAMY
Gdy w latach 50. w miasteczku Andover w stanie Massachusetts małemu Jayowi kształtował się układ kostny i zręby osobowości, w Ameryce panowała wielka moda na Polish jokes. Typowy dowcip o Polakach brzmiał tak: "Amerykanin spotyka Polaczka z bardzo długą tyczką i miarką. Polaczek postawił tyczkę na chodniku i stara się sięgnąć miarką do górnego końca, żeby zmierzyć długość tyczki. Widząc jego tępotę, Amerykanin zabiera mu tyczkę, kładzie na chodniku, mierzy i mówi: 'Proszę bardzo. Trzy metry dziesięć centymetrów'. Polaczek wydziera mu tyczkę i wrzeszczy wściekle: 'Ty idioto! Nie obchodzi mnie jej długość. Chcę wiedzieć, ile ma wysokości!'".
Jay Leno dobrze zapamiętał nie tylko dowcipy o Polakach. Także moment, kiedy przestały być śmieszne. - Kiedy byłem dzieciakiem, wszyscy opowiadali dowcipy o Polaczkach - w telewizji, w barze. A tu nagle pojawił się Wałęsa i cały ruch wolnościowy z wolnymi wyborami, wszystkie te powstania robotników. To ucięło polskie dowcipy. Przestały być śmieszne, bo co wieczór w telewizji widziałeś dzielnych Polaków walczących o wolność - mówił Leno telewizji ABC. - Tak oto dowcip przestaje być dowcipem. Jeśli Bush kiedyś zrobi coś błyskotliwego i bohaterskiego, to przestanę opowiadać dowcipy o nim, poszukam innego celu.
Oprócz Polish jokes dzieciństwo Jaya Leno nie było specjalnie wesołe. Ojciec był domokrążcą, matka pochodziła z bardzo ubogiej rodziny szkockich emigrantów. Nawet gdy ich sytuacja materialna się polepszyła, matka wciąż wlewała do słoików zużyty olej po smażeniu, bo "może się jeszcze przydać". Leno wyznał "Fortune", że gdy kiedyś przyjechała do niego do Los Angeles, dała mu kanapkę, której nie zjadła w samolocie.
Jay nie jeździł w dzieciństwie na wakacje, a uraz do byczenia się na plaży został mu do dzisiaj. Zanim podpisał kontrakt z NBC, długo walczył o paragraf zmniejszający liczbę dni wolnych od pracy. Ma dwa razy krótsze wakacje niż jego największy konkurent w telewizyjnym rozśmieszaniu David Letterman z CBS. Program Leno schodzi latem z anteny na sześć tygodni, Lettermana - na trzy miesiące. Piątkowy program Leno nagrywa w piątek, a Letterman w czwartek, żeby jego ludzie mieli dłuższy weekend. Przez jeden dzień w tygodniu Leno bije go o głowę pod względem aktualności dowcipów. I znajduje jeszcze czas na występy dla amerykańskich żołnierzy. Jego program dwa razy zdobył nagrodę Emmy, a jego nazwisko zostało uwiecznione na gwieździe w hollywoodzkiej Alei Sław.
ŚMIESZNY, BO SEPLENI
Dzwonię do znajomych w Nowym Jorku zapytać o Jaya Leno. Pisarz David Ives (autor między innymi sztuki "Polish Joke"): "Nie oglądam faceta". Michael Kandel, pisarz i tłumacz Stanisława Lema: "Kiedy on się produkuje, ja już dawno śpię [w Nowym Jorku program Leno zaczyna się o 23.25 - przyp. red.]". Dziennikarz nowojorskiej bulwarówki "Daily News" Corky Siemaszko: "Mnie to on za bardzo nie śmieszy".
Co jest? Wstydzą się? Dystans nowojorczyków wobec Jaya Leno wyjaśnia mi częściowo Karl Ryan, specjalista z Modern Language Association (Stowarzyszenie Języków Współczesnych): - Leno używa prostego języka stanów środkowych, który w dużej części jest językiem prowincji. I pewnie tam najchętniej ludzie go oglądają. Ale jego dowcipy opowiadają sobie też przedstawiciele nowojorskiej inteligencji. Zabawne jest to, że Leno lekko sepleni. A dlaczego tylu ludzi włącza telewizory, gdy zaczyna się "The Tonight Show"? Bo Leno nie jest kontrowersyjny, nikogo nie obraża, jego dowcipy są bezpieczne. Także dlatego, że w amerykańskiej telewizji nie ma niczego ciekawszego - mówi Ryan.
Leno przyznaje, że unika kontrowersji: - Nie chcę zmieniać niczyich poglądów. Wolę umacniać ludzi w tym, w co wierzą - powiedział w wywiadzie dla telewizji ABC. A przeciętny Amerykanin wierzy na przykład w to, że prezydent Bush jest głupi i lubi sobie uderzyć w gaz. Jay Leno: "Bush mówi, że w czasie wizyt w Europie nie musi się za bardzo dostosowywać do warunków życia. W wielu tamtejszych krajach ludzie też dużo piją i jeżdżą drugą stroną ulicy, zupełnie tak jak on".
KAŻDEMU PO TYSIĄC
Niedawno Leno przegiął. Gdy Arnold Schwarzenegger ogłosił w jego studiu, że będzie startował na gubernatora Kalifornii, komik zaprosił go do programu na święcenie zwycięstwa. Gazety zjechały Leno za wspieranie kampanii Terminatora. Za to Schwarzenegger był zadowolony. Wiedział, co robi: z badań wynika, że 28% Amerykanów często lub czasami czerpie wiadomości wyborcze z programu Leno.
David Letterman z CBS, największy konkurent Jaya Leno, nie zdobyłby się na dowcip o pijaństwie Busha. Profesor Robert Provine: - Letterman to wyzwanie dla intelektualistów. To taki koleś z ostatniej ławki, który w inteligentny sposób nabija się z kolegów. A Leno to swój facet, kumpel. Koleś ze środka klasy.
Zaraz po podpisaniu kontraktu z NBC Leno kazał przebudować studio tak, by publiczność była bliżej. Dziennikarzom nie odmawia wywiadów, żywi się w fast foodach i jako jedyna sława amerykańskiego ekranu nie ma własnego agenta. W 10. rocznicę premiery "The Tonight Show" podarował każdemu pracownikowi po tysiąc dolarów za każdy rok spędzony przy produkcji programu. I chwalił się, że te kilkaset tysięcy dolarów było najlepiej wydaną kasą na świecie. Bo kiedy współpracownicy są rodziną, pracują efektywniej.
Leno przyciąga co wieczór średnio 6,1 miliona widzów, Letterman - 4,3 miliona. To Leno jest królem dowcipów telewizyjnych, Letterman - co najwyżej księciem. Mimo to Letterman zarabia więcej, bo 31 milionów dolarów. Ale kiedy kumple mówią Jayowi, że jest frajerem i powinien zażądać podwyżki, on przypomina im, że jeden jego skecz jest wart sto tysięcy w zielonych, szeleszczących banknotach. Jay Leno oprócz nabitej kabzy ma też 180 samochodów i motocykli (w tym wóz strażacki), jedną żonę o imieniu Mavis (tę samą od 23 lat) i zero dzieci. Kiedy rozmówca nalega, że powinien żądać podwyżki, Leno się pieni: - Nie jestem frajerem! Mam dom w Beverly Hills.
MARCIN FABJAŃSKI
Z KOGO ŚMIEJE SIĘ JAY LENO
W CIĄGU PIERWSZYCH 10 LAT SWOJEGO PROGRAMU "THE TONIGHT SHOW" W TELEWIZJI NBC JAY LENO OPOWIEDZIAŁ 18 802 DOWCIPY POLITYCZNE. NAJWIĘCEJ O BILLU CLINTONIE - 3722. LENO OPOWIADA DWA RAZY WIĘCEJ POLITYCZNYCH DOWCIPÓW NIŻ JEGO RYWAL Z CBS DAVID LETTERMAN. DRUGIE MIEJSCE W KATEGORII "BOHATEROWIE DOWCIPÓW LENO" ZAJMUJE GEORGE W. BUSH (871 DOWCIPÓW), TRZECIE - AL GORE (738). PIERWSZA KOBIETA - MONICA LEWINSKY - ZAJĘŁA SZÓSTE MIEJSCE (412), TUŻ PRZED HILLARY CLINTON (358).