Dorn: niezagłuszanie pielęgniarek byłoby skandalem
Według b. szefa MSWiA Ludwika Dorna
skandalem byłoby, gdyby rozmowy pielęgniarek okupujących w lecie
2007 r. Kancelarię Premiera nie były zagłuszane. Jego zdaniem,
taki obowiązek nakłada na BOR prawo. Zaznaczył, że nie wie jak
było faktycznie.
Radio RMF FM podało, że w ubiegłym roku ówczesny premier Jarosław Kaczyński podpisał dokument dotyczący działań BOR wobec pielęgniarek okupujących siedzibę szefa rządu.
Moim zdaniem, a jestem byłym szefem resortu spraw wewnętrznych, byłoby skandalem, gdyby panie pielęgniarki nie były zagłuszane przez BOR - powiedział Dorn w RMF FM.
Jak mówił, ustawa o BOR nakłada na tę służbę obowiązek ochrony osób i obiektów, a w lecie zeszłego roku w Kancelarii Premiera pojawiły się osoby "obce, przebywające tam nielegalnie". Należało uciąć sposób komunikowania się (okupujących - PAP) z demonstracją na zewnątrz - ocenił.
BOR nie patrzy, że to są kobiety, które słabo zarabiają. BOR ma obowiązek widzieć tam, z ustawy, intruza - zaznaczył polityk.
Pytany, dlaczego J. Kaczyński nie powiedział tego zaraz po tym jak sprawa wyszła na jaw odparł, że jest to pytanie nie do niego. Ja przedstawiłem mój pogląd, nie wiem jak tam było, natomiast, gdyby nie było przecięcia linii komunikacji telefonicznej między przywódczyniami demonstracji, które przebywały wewnątrz gmachu i światem zewnętrznym to BOR działałby źle- stwierdził.
Dorn krytycznie ocenił działania premiera Donalda Tuska w tej sprawie, m.in. zorganizowanie narady zaraz po tym jak informacja o zagłuszaniu ujrzała światło dzienne. Według niego jest to "robienie swojemu rządowi źle".
Jeżeli pojawi się sytuacja podobna, albo bardziej dramatyczna, to po prostu zarówno wśród funkcjonariuszy służb, jak i polityków będzie istniał strach przed podjęciem oczywistej decyzji - powiedział polityk.
Dorn był też pytany o recenzję działań PiS i swoją sytuację w partii. Dorn, b. wiceprezes PiS, został zawieszony w prawach członka partii po tym jak zrezygnował ze stanowiska i krytycznie wypowiadał się o partii, zwłaszcza o modelu jej zarządzania przez jej szefa J. Kaczyńskiego.
Wypowiedzi i oceny na temat działania mojej partii na jakiś czas zawieszam z tego względu, że albo racje ma pan prezes Kaczyński ze swoimi współpracownikami, a mają oni inny punkt widzenia niż ja, albo rację mam ja - powiedział.
Zaznaczył, że jeszcze nie przekonał się kto ma rację. Dodał jednocześnie, że nie upiera się przy swoim stanowisku w sporze. Sądzę, że w przeciągu paru miesięcy będę mógł powiedzieć panu prezesowi Kaczyńskiemu: +przyznaję, miałeś rację+, lub "a widzisz, ja miałem rację" - stwierdził.
Odnosząc się do swojego statusu w PiS powiedział, że jest on dla niego tajemnicą. Jak zaznaczył, nikt go nie informuje o jego sprawie.