Dorn: helikopterami latałem tylko w celach służbowych
Latałem helikopterami tylko służbowo. Nigdy
nie używałem ich w celach prywatnych - powiedział Ludwik Dorn odpierając zarzuty, że gdy był ministrem MSWiA
korzystał z policyjnych śmigłowców jak z "bezpłatnych taksówek".
Według "Dziennika", Dorn jako minister spraw wewnętrznych i administracji 15 razy użył policyjnych helikopterów. Gazeta poinformowała, że w jednym z lotów towarzyszyła mu żona.
Z dokumentów, do których dotarł "Dziennik" wynika, że urzędnicy ministerstwa w ciągu dwóch lat na podróże helikopterami wydali 830 tys. zł. Policyjne śmigłowce służyły wysokim urzędnikom w czasach PiS jako bezpłatne taksówki - napisali autorzy artykułu.
Nigdy nie korzystałem ze śmigłowca do celów prywatnych. Wszystkie te loty, które opisuje "Dziennik" były lotami służbowymi - podkreśla Dorn.
Mówienie, że używałem helikoptera jako taksówki jest dziennikarskim łajdactwem - oświadczył b. szef MSWiA.
Jego zdaniem, w celach służbowych, a także dla oszczędzenia czasu minister blisko 40 milionowego państwa może używać helikoptera nie zachłystując się władzą.
Byłbym bardzo zadowolony, gdyby ta ekipa, która przechwala się, że nie będzie latać helikopterami wysłała ministra czy wiceministra do Szczecina, żeby na miejscu obserwował jak działają służby i administracja - zaznaczył.
"Dziennik" opisuje m.in. przelot Dorna do Rydzyna k. Leszna, gdzie miał przekazać tamtejszym strażakom 30 tys. zł. Według gazety, koszt użycia śmigłowca wyniósł wtedy 27 tys. zł.
W lipcu 2006 r. na rejs do Jasła miała polecieć obecna żona Dorna Iza Śmieszek-Dorn. W dwa tygodnie później wicepremierowi - zdaniem gazety - towarzyszyła jego była małżonka Joanna Dorn. W dokumentach lotu figurowała jako oficer BOR. Nikt o takim nazwisku nie był u nas nigdy zatrudniony - usłyszał "Dziennik" w BOR.
Jeżeli miałem wyjazd służbowy w weekend zwykle zostawałem potem prywatnie. Po za tym, że byłem ministrem, byłem także mężem, jeżeli był wyjazd służbowy a potem zostawałem, brałem ze sobą żonę - wyjaśnił Dorn.
Polityk podkreślił, że nigdy nie zabierał ze sobą w podróż helikopterem swojej byłej żony. Moja była żona nigdy nigdzie ze mną nie jechała ani nie leciała. To musi być pomyłka - oświadczył.
Dorn uzasadnił także swój przelot w marcu 2006 r. z Warszawy do Częstochowy. "Dziennik" sugeruje, że tę trasę służbowym samochodem mógłby pokonać w ciągu półtorej godziny, tylko o 40 minut dłużej niż śmigłowcem.
Chodziło właśnie o zaoszczędzenie 40 minut. Wizyta była zaplanowana i nagle pojawiła się pilne posiedzenie, chyba Rady Bezpieczeństwa Narodowego - tłumaczy. Według Dorna, wcześniej miał jechać do Częstochowy samochodem. Coś się stało. Trzeba było podjąć pilną decyzję. Od tego są helikoptery, aby w takich sytuacjach latać - podsumował polityk PO.
Były szef MSWiA, obecnie szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Władysław Stasiak powiedział, że jako minister spraw wewnętrznych trzy razy korzystał z policyjnego śmigłowca w sprawach służbowych.
Z policyjnego śmigłowca korzystałem trzy razy, w tym po sztormie na Mazurach - powiedział Stasiak. Korzystałem też z samochodu służbowego, biurka, telefonu, nie przynosiłem ze sobą kawy, herbaty i cukru - ironizował. Zapewnił, że nie korzystał ze sprzętu, który byłby w tym samym czasie potrzebny do innych zadań.