Doradca Mitta Romneya: podróż do Polski była błędem
Kampania wyborcza Mitta Romneya ma poważne kłopoty - twierdzi „Washington Post". Według gazety, wyjazd Romneya do Europy był błędem, a wizyta w Polsce wyglądała tak, jakby polityk zagubił się w czasie i "myślał, że nadal mamy rok 1989".
W opublikowanym w poniedziałek artykule komentatorzy „Washington Post" Karen DeYoung i Scott Wilson twierdzą, że w kampanii Mitta Romneya w sprawach zagranicznych panuje chaos. O tym, że wyjazd do Europy był błędem, mają być przekonani jego doradcy od spraw zagranicznych (jest ich około 50). Podobno sami przestali oni już rozumieć, na czym ma polegać ich rola w kampanii.
- Kampania Romneya jest na autopilocie i nikt nie koryguje jej kursu – mówi gazecie jeden z jego doradców, który nie zgodził się na ujawnienie nazwiska. Zdaniem współpracownika Romneya jego kampania koncentruje się nie na przedstawieniu jego osoby, ale na atakowaniu obecnego prezydenta Baracka Obamy. Mimo że ma on w Stanach wielu przeciwników ma nad Romneyem ważną przewagę - wyborcy go znają. Romney jest pod tym względem w gorszej sytuacji – ludzie znają jego nazwisko, ale niewiele o nim wiedzą, nie znają jego poglądów ani osiągnięć. Jedną z takich białych plam stanowi polityka zagraniczna.
„Washington Post" przywołuje wypowiedź jednego z doradców Romneya, według którego odwoływanie się podczas wizyty w Polsce do tematyki zimnej wojny i zwycięstwa nad komunizmem było błędem. - Decyzja o wizycie w Polsce spowodowała, że Romney i jego kampania wyglądali jak Rip Van Winkle [Rip Van Winkle to fikcyjna postać z bardzo popularnej w USA bajki dla dzieci; jej bohater nieświadomie przeniósł się w czasie i nie zauważył, że świat wokół niego całkowicie się zmienił] i jakby myśleli, że mamy rok 1989 – miał powiedzieć doradca.