Donosić czy nie donosić - oto jest pytanie

Polska znajduje się w czołówce niechlubnej klasyfikacji państw o najwyższym współczynniku piractwa w Unii Europejskiej. W naszym kraju panuje przyzwolenie na kradzież własności intelektualnej, a wielu użytkowników usprawiedliwia użycie "piratów" wysokimi cenami legalnych kopii. Jak przekonuje Bartłomiej Witucki, rzecznik BSA Polska, szczególnie ciekawa w tym kontekście wydaje się dwuznaczność postawy społecznej dopuszczającej kradzież własności intelektualnej, a jednocześnie piętnującej zawiadamianie o naruszeniu praw autorskich ( niezależnie od wysokości nagrody pieniężnej bądź jej braku ). Wysokie ceny oprogramowania to również iluzja: "Ci, którzy mówią, że programy Microsoftu są bardzo drogie, zapytani o cenę systemu operacyjnego, nie potrafią jej podać. To świadczy o tym, że wiele osób powtarza jedynie pewne slogany, nie mając pojęcia o czym mówią", podsumowuje przedstawiciel BSA Polska.

26.10.2006 | aktual.: 26.10.2006 16:24

Na początku października br. organizacja Business Software Association of Australia poinformowała, iż za każde zgłoszenie przypadku korzystania z pirackiego oprogramowania w firmie na terenie Australii jego autor otrzyma nagrodę w wysokości 10 tys. dolarów australijskich, czyli ok. 3730 USD ( szerzej na ten temat pisaliśmy w tekście "Nagroda za donos na pirata" - http://www.pcworld.pl/news/100486.html ). Lektura komentarzy czytelników pod wspomnianym artykułem, jak również pod opublikowaną w portalu IDG.pl ankietą - http://www.idg.pl/sonda/863.html poświęconą opisanemu zagadnieniu, utwierdza w przekonaniu, iż kwestia donosów na użytkowników lub firmy korzystające z nieautoryzowanych kopii oprogramowania wzbudza niemałe kontrowersje. W oparciu o komentarze czytelników pod ankietą ( wybrane wypowiedzi przytaczamy w niniejszym artykule ) zwróciliśmy się do rzecznika Business Software Alliance w Polsce, Bartłomieja Wituckiego,
by uzyskać więcej informacji na temat oceny akcji przeprowadzonej przez australijską BSA, statystyk piractwa oprogramowania w Polsce, jak też źródeł, konsekwencji i metod ograniczania tego procederu.

PCWK Online: Czy tego typu akcja miałaby szanse powodzenia w polskich realiach?

Bartłomiej Witucki: BSA takie akcje przeprowadza w niektórych krajach, ale w Polsce i w wielu innych nie. Wynika to z tego, jak w Polsce powszechnie postrzega się gratyfikację za tego rodzaju informacje: kojarzy się to z czasami komunizmu i donoszeniem w zamian za korzyści majątkowe. Przeprowadzone przez waszą redakcję badania potwierdzają naszą opinię, że motywy zgłaszania przypadków piractwa są inne. Najczęściej robią to pracownicy zwolnieni z pracy i czujący się pokrzywdzonymi. Bardzo często, zawiadamiając nas o pirackim oprogramowaniu u byłego pracodawcy, o innych nieprawidłowościach powiadamiana jest przez nich także Państwowa Inspekcja Pracy, Urząd Skarbowy i inne instytucje czy organy. Ale przyznaję, że trafiają do mnie maile z pytaniami czy za tego rodzaju informacje przyznajemy nagrody pieniężne.

Jak pan oceni tę inicjatywę z moralnego punktu widzenia ( czy nie należałoby rozróżnić jej od złożenia zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa )?

Co do oceny moralnej, to sam pan widzi, że co kraj, to obyczaj. W Australii czy Wielkiej Brytanii nie jest to postrzegane negatywnie. W Polsce i innych krajach postkomunistycznych - tak. Z prawnego punktu widzenia, jednak jest to powiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Przypomnę, że zgodnie z obowiązującym w Polsce Kodeksem karnym posiadanie ( uzyskanie ) nielegalnego programu komputerowego jest traktowane jak kradzież. Osoby zgłaszające nam przypadki piractwa - de facto - zawiadamiają o popełnieniu przestępstwa, tylko że za naszym pośrednictwem, a nie bezpośrednio organy ścigania. Najczęściej dlatego, żeby pozostać anonimowym. Inna sprawa, że nierzadko takie zawiadomienia nie są prawdziwe, a są jedynie np. próbą narobienia kłopotów konkurencyjnej firmie.

Wracając do aspektu moralnego, to ciekawa wydaje się dwuznaczność takiej postawy społecznej: że z jednej strony niemoralne jest zawiadamianie o naruszeniu praw autorskich - bez względu na to czy za pieniężną gratyfikacją czy bez niej, z drugiej strony panuje w Polsce przyzwolenie na kradzież własności intelektualnej. I nie chodzi tu tylko o oprogramowanie, ale także o muzykę, filmy czy podróbki towarów typu perfumy, odzież, buty czy np. słynne torby Luis Vuitton. Można się zastanawiać, czy to przyzwolenie społeczne nie jest w pewnym sensie dziedzictwem komunizmu, który z samego założenia gardził prywatną własnością. A kradzież to kradzież - nie ma kradzieży lżejszego kalibru. Czy dysponuje Pan najnowszymi danymi statystycznymi dotyczącymi skali piractwa oprogramowania w Polsce? Jaki odsetek programów wykorzystywanych przez użytkowników indywidualnych i korporacyjnych pochodzi z nielegalnych źródeł?

Z ostatnich badań przeprowadzonych na zlecenie BSA przez IDC szacujących stopę piractwa w 2005 roku w blisko 100 krajach świata, wynika że w Polsce współczynnik ten wynosi 58%. To dużo biorąc pod uwagę średnią światową i średnią w Unii Europejskiej ( 35% ). Stawia to Polskę w niechlubnej klasyfikacji najbardziej pirackich krajów Unii na drugim miejscu, tuż za Grecją, gdzie piractwo jest szacowane na poziomie 64%. Badanie nie przewiduje podziału na użytkowników indywidualnych i korporacyjnych - jest to współczynnik łączny. Warto zauważyć, że najniższy poziom piractwa odnotowywany jest w krajach o długoletniej tradycji poszanowania własności i znanych z solidności i uczciwości, takich jak kraje skandynawskie, anglojęzyczne, niemieckojęzyczne, Beneluksu czy Japonia.Gigant z Redmond jest często wykorzystywany przez użytkowników jako przykład firmy monopolistycznej. Czy nie jest jednak przypadkiem tak, że użytkownicy w ten sposób legitymizują korzystanie z nielegalnych kopii oprogramowania Microsoftu ( i innych
firm ) - zwłaszcza, że im oprogramowanie bardziej specjalistyczne, tym droższe?

"Legitymizują" to nie jest dobre słowo, ale rzeczywiście wiele osób tak usprawiedliwia przed samym sobą fakt używania przez siebie nielegalnego oprogramowania. Ale to tak, jakby powiedzieć: jestem przyzwoitym człowiekiem, bo nigdy nie okradam biedniejszego do siebie. Pachnie to moralnością Kalego.

Wspomniał Pan o kosztownym specjalistycznym oprogramowaniu. Podam bardzo wymowny przykład: pewien znany architekt realizujący lukratywne zlecenia na całym świecie, zbierający prestiżowe nagrody, miał w swojej pracowni pięć komputerów. Na wszystkich był zainstalowany AUTOCAD, i żaden nie miał licencji. Stać go było na luksusowy samochód, ale na narzędzia, dzięki którym dobrze zarabia, szkoda mu było wydać pieniędzy. Takich przypadków jest niestety bardzo wiele. Bardzo często też ci, którzy mówią, że programy Microsoftu są bardzo drogie, zapytani o cenę systemu operacyjnego, nie potrafią jej podać. To świadczy o tym, że wiele osób powtarza jedynie pewne slogany, nie mając pojęcia o czym mówią.

"Przerażająco wysokie ceny" to ewidentne nieporozumienie. System operacyjny, czy pakiet biurowy to oprogramowanie, które służyć będzie przez długi czas. Wydatek kilkuset złotych raz na 3-5 lat to chyba nie jest aż tak dużą inwestycją? Dlaczego tankowanie samochodu za 150-200 zł tygodniowo nie wywołuje takich emocji?Czy jest taka granica, o którą pyta nasz czytelnik? Czy aby móc kupić legalne oprogramowanie bez narażania domowego budżetu na poważne wydatki, trzeba aż wyjeżdżać do innego kraju i tam szukać lepszych źródeł dochodów?

Tą granicą jest prawo. Ono wyznacza co jest dozwolone, a co jest jego naruszeniem. Młodzi ludzie wyjeżdżają z Polski nie po to, by zarobić na legalne oprogramowanie, ale po to, by mieć pracę, lepiej zarabiać i podnieść standard swojego życia. Proszę zwrócić uwagę na pewną prawidłowość: im wyższa stopa życia, tym mniejsze piractwo. By społeczeństwo żyło dostatniej, potrzebne są nowe miejsca pracy. By powstawały, należy wspierać rozwój przedsiębiorczości - szczególnie tej małej, bo ona jest motorem rozwoju gospodarczego. I tu wracamy do punktu wyjścia. Nie oznacza to oczywiście, że przy ocenie danego zachowania nie powinno brać się pod uwagę okoliczności danego przypadku. W tym kontekście bardziej nagannym jest korzystanie z oprogramowania w ramach działalności gospodarczej.Co Pan sądzi o takiej metodzie testowania oprogramowania? Czy może być ona zamiennikiem modelu dystrybucji oprogramowania opartego na wersjach demonstracyjnych ( np. 30-dniowych wydaniach typu "trial" )?

Nie może być, bo nielegalne kopiowanie oprogramowania to przestępstwo. Z drugiej strony, oferowanie przez producentów wersji trialowych staje się coraz częstszą praktyką w myśl zasady "sprawdź, a jeśli Ci odpowiada, to kup". Coraz więcej jest także na rynku ofert licencji edukacyjnych. Obie formuły są wyrazem wzrostu konkurencyjności na rynku oprogramowania.Dlaczego Pana zdaniem wśród użytkowników rysuje się tak wyraźny podział na zwolenników i przeciwników nieautoryzowanych kopii oprogramowania? Na jakiej linii przebiega ten podział?

Myślę, że ten podział wynika z różnego poziomu świadomości. Świadomości wartości własności intelektualnej. Mam na myśli rozumienie, że skuteczna ochrona własności intelektualnej jest gwarancją rozwoju innowacyjności, wzrostu konkurencyjności, większej dostępności dóbr niematerialnych, a co za tym podnoszenia standardu życia. Te aspekty należy postrzegać w kategoriach naczyń połączonych.

Jaką rolę powinno pełnić państwo, administracja, urzędy bądź samorządy lokalne w promocji legalnego oprogramowania? Czy korzystanie ( czy też - jak chce tego czytelnik - preferowanie ) komercyjnego oprogramowania jest rzeczywiście naruszeniem zasad wolnej konkurencji czy też zachowaniem zgodnym z regułami wolnego rynku?

Państwo powinno wspierać ochronę własności intelektualnej, bo obniżenie skali piractwa intelektualnego należy traktować w kategoriach interesu, zarówno prywatnego producentów, jak i publicznego państwa. Obniżenie piractwa to nie tylko większe przychody producentów, ale to także większe wpływy do Skarbu Państwa z tytułu podatków czy nowe miejsca pracy. Z badań przeprowadzonych na zlecenie BSA, wynika że jedną z korzyści gospodarczych obniżenia piractwa komputerowego w Polsce o 10% byłoby powstanie 32 000 nowych miejsc pracy. Biorąc pod uwagę, że bezrobocie to wciąż problem nr 1 naszego kraju, trudno przecenić tę liczbę. Co do drugiej kwestii, to BSA stoi na stanowisku, że neutralność technologiczna ma kluczowe znaczenie dla wzrostu konkurencyjności. Zatem nie względy ideologiczne czy polityczne, a tylko i wyłącznie praktyczne powinny być podstawą wyboru oprogramowania. Każdy użytkownik, w tym podmioty publiczne, powinny podejmować decyzję w oparciu o swoje potrzeby i powinny wybierać produkty, które najlepiej
spełniają ich oczekiwania, zarówno co do funkcjonalności, jak i co do kosztów. Zatem, nie przeciwstawiałbym tych pojęć, bo bez wolnej konkurencji nie ma wolnego rynku.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)