Dominik Tarczyński bronił dziadka. Zbadaliśmy teczkę Józefa Albińskiego
Dominik Tarczyński opublikował kilka screenów z dokumentów IPN, dotyczących jego dziadka Józefa Albińskiego. Chciał udowodnić, że jego przodek był Żołnierzem Wyklętym. Z akt zgromadzonych w IPN wynika, że internauci nie mieli racji, podważając przeszłość Józefa Albińskiego, ale i Dominik Tarczyński podał do publicznej informacji tylko te fragmenty dokumentów, które były dla jego przodka pozytywne.
Prześwietlając wpisy Dominika Tarczyńskiego w mediach społecznościowych internauci postanowili sprawdzić, ile prawdy jest w historii jego dziadka Józefa Albińskiego. Poseł PiS napisał na Facebooku, że dziadek był Żołnierzem Wyklętym ps. "Lis", komendantem placówki NSZ. Opisał, jak pewnej nocy jego ciężarnej babci sowieci przystawili kałasznikowa do brzucha. Chcieli, by wydała swego męża.
Kilkanaście tygodni czekania
Użytkownicy Twittera zwrócili uwagę, że nie odnaleźli takiej osoby pośród komendantów NSZ. Jedyny Józef Albiński, jakiego udało się im odszukać, służył w Armii Krajowej i nosił pseudonim "Nowy", a nie "Lis". Dominik Tarczyński przekonywał, że dziadek był bohaterem. - Uratował ponad 120 osób, w tym Żydów. Za to, że to robił, moja rodzina była potem poddawana represjom. Ja jako dziecko byłem nazywany "przyjacielem Żydów" i gnębiony – mówił w marcu Wirtualnej Polsce. Jak wówczas sprawdziliśmy, dziadka Dominika Tarczyńskiego nie było na liście instytutu Yad Vashem.
By zweryfikować podawane przez Dominika Tarczyńskiego informacje, złożyliśmy wniosek do IPN o udostępnienie akt dotyczących Józefa Albińskiego. Poseł otrzymał do nich dostęp w ciągu kilku dni. My czekaliśmy kilkanaście tygodni. Nazwiska dziadka posła PiS nie ma bowiem w zasobach Archiwum Cyfrowego IPN i konieczna była szczegółowa kwerenda.
Z akt zgromadzonych w IPN wynika, że internauci nie mieli racji, podważając przeszłość Józefa Albińskiego, ale i Dominik Tarczyński podał do publicznej informacji tylko te fragmenty dokumentów, które były dla jego przodka pozytywne.
100 stron dokumentów
Poniżej publikujemy informacje i dokumenty, które znajdują się w teczce Józefa Albińskiego. - Wobec każdego dokumentu historycznego należy zastosować krytykę wewnętrzną i zewnętrzną źródła. Nie ma takich dokumentów, wobec których nie należy podejść krytycznie – mówi prof. Sławomir Cenckiewicz, członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej.
Teczka liczy ponad sto stron (wszystkie cytaty podajemy z zachowaniem oryginalnej pisowni). Dowiadujemy się z niej, że 26 listopada 1968 r. oficer SB Franciszek Drożdż napisał do pierwszego zastępcy komendanta powiatowego MO ds. Służby Bezpieczeństwa w Bełżycach w sprawie założenia sprawy operacyjnej na Józefa Albińskiego.
Miesiąc później, 31.12.1968 r., służby podejmują decyzję o wszczęciu sprawy operacyjnej kryptonim "Wyczekujący" przeciwko dziadkowi Dominika Tarczyńskiego. Z wniosku w tej sprawie wynika, że urodził się on 02.03.1918 r. w Bełżycach i nadal tam mieszka. Wykształcenie: niepełne podstawowe – 5 klas. Zawód: szewc.
Powód wszczęcia sprawy: "Jako były członek organizacji AK, WiN ze względu na swoją aktualną postawę polityczno-społeczną w określonych sytuacjach w swoich wypowiedziach i prowadzonych dyskusjach podważa posunięcia Partii i Rządu PRL tak w polityce wewnętrznej jak i zewnętrznej, siejąc wśród społeczeństwa powiatu ferment, zaniepokojenie, obawy rokując zmiany polityczno-społeczne w Polsce, wykazuje niezadowolenie, wrogość do obecnej rzeczywistości".
Dziadek Tarczyńskiego wrogo nastawiony do ustroju
W rubryce "zainteresowania osobiste" wpisano: "człowiek hołdujący przeszłości, wielki klerykał o poglądach kołtuńsko-dorobkiewiczowskich posiadający duży majątek, jest niezadowolony z zachodzących przemian". W aktach czytamy też, że Albiński "to człowiek zdecydowanie wrogo ustosunkowany do obecnego ustroju, w rozmowach z osobami zaufanymi sobie daje do zrozumienia, że wyczekuje na jakieś zmiany, a wtedy mógłby rozliczać się z komunistami."
We wniosku o rozpracowanie Albińskiego znalazła się m.in. informacja, że "był członkiem organizacji nacjonalistycznej SN noszącą nazwę 'Narodowiec'. Brał udział z ramienia tej organizacji w atakowaniu Żydów".
Broniąc dziadka przed zarzutami internautów Dominik Tarczyński twierdził, że Albiński uratował 120 osób, w tym Żydów. Co mówią akta zgromadzone w IPN? "Albiński w okresie okupacji hitlerowskiej wg. t.w. ps. "Kozik" współpracował z Niemcami i należał do nielegalnej organizacji NSZ. (…) Z uzyskanych informacji wynika, że przyjaźń Bielaka Henryka datuje się od okresu okupacji, gdy wspomniany uciekł z tzw. "Junaków" i ukrywał się. Do jego ojca Franciszka Bielaka zam. w Krężnicy Okrągłej w okresie okupacji przyjechał Albiński Józef z Niemcami w celu poszukiwania syna Henryka. W sklepie spożywczym prowadzonym w okresie okupacji przez Bielaka Franciszka był ukryty pod ladą Henryk, Albiński Józef odnalazł go i kazał mu uciekać. Te słowa mówił dosłownie Henryk Bielak w rozmowie z t.w. "Kozik". Przy tym dodał, że Albiński w okresie okupacji nie był szkodliwym, ma mu dużo do zawdzięczenia, wielkie słowa uznania za ocalenie w czasie rewizji przez Niemców, gdyż uratował go przed wywozem do obozu i dalszymi prześladowaniami ze strony okupanta za dokonaną ucieczkę".
Dalej załączona jest notatka służbowa po rozmowie z obywatelem W. W. "W okresie okupacji Albiński współpracował z Niemcami, należał do organizacji, która współpracowała i pomagała hitlerowcom w ustalaniu, wyszukiwaniu ukrywających się Żydów przed ich zagładą i egzekucją. M.in. widziano go często z policją niemiecką na terenie Bełżyc. Takich jak Albiński w okresie okupacji w Bełżycach było więcej, którzy pomagali, wydawali i donosili hitlerowcom".
Trzech donosicieli
W rozpracowywaniu dziadka Dominika Tarczyńskiego najaktywniejsze są trzy osoby – tajni współpracownicy SB ps. "Rola", "Kozik" i "Stasiek". Wyciąg z doniesienia t.w. "Kozik" z 10.05.1969 r.: "Albiński według opowiadań Słotwińskiego, przetwórcy wód gazowych, to członek NSZ, był człowiekiem takim, że w czasie okupacji chodził i zbierał kontrybucję od ludzi więcej zamożnych, które to miały być przeznaczone na cele walki z komunizmem w znaczeniu, że to Niemcy robili, a w zasadzie pieniądze te znajdowały się w kieszeni Albińskiego, jak również i pieniądze zdobyte po zabiciu Żydów".
Informacja o tym, że Józef Albiński mógł być zamieszany w zabicie kilku Żydów, pojawia się w relacjach kilku osób. Nie są one jednak poparte żadnymi dowodami i opierają się jedynie na zasłyszanych historiach i domniemaniach.
Wyciąg z doniesienia t.w. ps. "Stasiek" z 15.11.1968 r. "Obywatel Niezbecki Józef zamieszkały: Zosin, mówił parę lat po wyzwoleniu, że zaraz po wyzwoleniu jechali dorożką Żydzi z Bełżyc. Koło cmentarza w Zosinie zostali napadnięci przez osobnika z bronią i zastrzeleni. Jedna z Żydówek uciekła i opowiadała Niezbeckiemu, że strzelał rudy z Bełżyc, co rzuciło podejrzenie na Albińskiego". I dalej: "Drugi przypadek po wyzwoleniu to wymordowanie 2 lub 3 Żydów w mieszkaniu, które obecnie zajmuje Albiński lub w sąsiedzkim z jego mieszkaniem. Jeden z Żydów uciekł na balkon i wołał pomocy. Istnieją podejrzenia, i tak się mówi w Bełżycach, że robił to Albiński i nieżyjący już Łuczkowski Tadeusz z Wojcieszyna, który zginął w napadzie na magazyn zbożowy".
Na podstawie rozmów ze znajomymi i sąsiadami Albińskiego służby ustalają, że jest majętnym człowiekiem. Ma zakład szewski i zatrudnia wielu pracowników. Posiada trzy kamienice i dwa samochody. "Budynek wybudował ostatnio, odpowiednio go urządził i ogrodził, na którego budowę wydatkował poważną ilość gotówki. Posiada dwa samochody. Ma około 10 książeczek PKO z wkładami oszczędnościowymi. Posiada b. dużo pieniędzy i dolarów, które przechowuje u siebie" – czytamy we wniosku sporządzonym przez ppor. Franciszka Drożdża z SB. I dalej: "Albiński prowadzi tryb życia na wysokim poziomie, nie licząc się z wydatkami na różne potrzeby bytowe i budowlane".
Bronił przed bandą "Rysia"
Służby PRL prześwietlają też działalność dziadka Dominika Tarczyńskiego w czasie II wojny światowej. Z dokumentów zgromadzonych w IPN dowiadujemy się, że za aktywną działalność został mianowany komendantem NSZ w Bełżycach. Następnie przeszedł do AK, a po wyzwoleniu do WiN, gdzie należał do zgrupowania "Rysia".
W czasie rozpracowywania służby wezwały na rozmowę rozpracowywanego. Albiński przyznał wówczas, że należał do NSZ i wymienił nazwiska ośmiu innych członków tej organizacji. W notatce służbowej z tego przesłuchania z 01.09.1969 r. czytamy: "Będąc komendantem NSZ stwierdził w rozmowie, że wyrabiał dowód osobisty dla obywatela narodowości żydowskiej na nazwisko Laks Tadeusz". (…) "Nadmienił także, że wyrobił dowód osobisty ob. Boguckiemu zamieszkałemu w Niedrzwicy, obronił go też przed bandą 'Rysia'".
W trakcie rozmowy podał nazwiska dwóch Polaków pomagających Żydom w czasie okupacji. "Dalej stwierdził, że będąc komendantem placówki AK w Bełżycach obronił kilka sklepów przed rabunkiem przed bandą 'Rysia'. Dał do zrozumienia, że jego działalność nie wychodziła poza granice miasta, a to i ze względu na słaby stan zdrowia".
Wyrok za chłopca
W czasie rozpracowywania służby badają też sprawę wypadków samochodowych z udziałem Albińskiego. Z notatki służbowej na podstawie relacji Czesława B. "Albiński spowodował 3 wypadki samochodowe, lecz żaden z tych wypadków nie był przez niego meldowany do MO (Milicja Obywatelska-red.). Osoby pokrzywdzone od Albińskiego otrzymały wysokie honoraria po to, aby tylko nie meldowali do MO".
Służby sprawdziły te informacje. Z dokumentów wynika, że Albiński potrącił nieletniego chłopca. Trafił on do szpitala z uszkodzonym kręgosłupem. Dziadek Tarczyńskiego został za to skazany 15 grudnia 1966 r. na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Kolejny wypadek spowodował wyjeżdżając z garażu. Wjechał wówczas w małżeństwo jadące na motocyklu.
Po trwającym 11 miesięcy rozpracowywaniu służby decydują o zamknięciu sprawy dziadka Dominika Tarczyńskiego. W aktach IPN znajduje się wniosek z 12 grudnia 1969 r. o zaniechanie sprawy operacyjnej krypt. "Wyczekujący". "W toku rozpracowania ustalono, że jest to typ dorobkiewicza o dużym wzbogaceniu i kontaktach z podobnymi osobnikami w Lublinie, Warszawie i innych miejscowościach. Nie potwierdzono jednak jego wrogiej działalności politycznej wobec PRL" - napisano w dokumencie.
I dalej: "Figurant w czasie kampanii wyborczej jak i w czasie wyborów zajął postawę obywatela lojalnego wobec polityki PRL, brał udział w głosowaniu, a nawet innych przekonywał o obowiązku wzięcia udziału w głosowaniu". "Figurant jest pochłonięty sprawami materialnymi, ma wielkie zmartwienie z powodu wysokiego opodatkowania. (…) oprócz rozpoznania i spowodowania opodatkowania nie udowodniono wrogiej politycznej działalności figuranta. Wymieniony zerwał z przeszłością, nie angażuje się do wrogiej działalności, przyjmuje postawę lojalną. Wobec powyższego dalsze rozpracowanie w ramach sprawy uważam za nie celowe".
"Plotki i pomówienia"
Po zapoznaniu się z aktami zapytaliśmy Dominika Tarczyńskiego, dlaczego publikując akta dotyczące dziadka pominął niewygodne dla niego wątki. – Bo to wyłącznie plotki i pomówienia. Te doniesienia o mordowaniu Żydów wynikają tylko i wyłącznie z zawiści. Dziadek był zamożnym człowiekiem i ludzie mu zazdrościli – mówi Wirtualnej Polsce poseł PiS.
Polityk przyznaje, że ustalił nazwiska tajnych współpracowników, którzy donosili na jego dziadka. – Jeden z nich był jego bliskim przyjacielem. Nie chcę jednak ujawniać żadnych nazwisk, ponieważ ci ludzie nie żyją, a ich rodziny nie są winne działalności przodków – mówi Dominik Tarczyński. Na Twitterze jednak nazwisko i zdjęcie jednego z nich opublikował.
Zapytaliśmy go także, skąd pochodzi informacja o tym, że Józef Albiński uratował 120 osób. Nie ma jej bowiem w aktach IPN. – Ustaliłem to na podstawie rozmów z ludźmi z jego oddziału. Najważniejsze dla mnie, że dziadek był w NSZ i WiN, co potwierdzają dokumenty – podkreśla Dominik Tarczyński.