Dom wyschnie, rana zostanie
Skutki psychiczne są odczuwalne dużo dłużej niż sama powódź. Już wszystko dookoła osuszone, a gdzieś głęboko w duszach tych ludzi nadal stoi woda...
16.06.2010 | aktual.: 22.06.2010 08:21
Z psychologiem, dr. Piotrem Kembłowskim, specjalistą od pomocy ofiarom tragedii rozmawia Agnieszka Gajdarska
Powódź, która nawiedzi ła Polskę w tym roku, okazała się większa, niż przypuszczano. Niejednokrotnie jej skutki odczuwane są silniej niż zniszczenia powodzi sprzed 13 lat. Bez dachu nad głową pozostaje ponad 30 tys. osób. Wielu ludziom żywioł zabrał dorobek całego życia. Zniszczył domy, uprawy, miejsca pracy. Komenda Główna Policji w raporcie z 26 maja poinformowała, że w wyniku powodzi zginęło 15 osób. Jednych kataklizm dotyka po raz pierwszy, drudzy doświadczają żywiołu wody po raz kolejny. Każdy na swój sposób przeżywa dramat, strach, ból i zagubienie.
– Co czuje człowiek, któremu woda wszystko zabrała?
– Przeżycie katastrofy, bo powódź jest katastrofą, to obok wojny źródło największych urazów psychicznych w życiu człowieka. Takie doświadczenie zmienia sposób widzenia i przeżywania świata, życie zaczyna dzielić się na przed powodzią i po niej. Skutki psychiczne są odczuwalne dużo dłużej niż sama powódź. Już wszystko dookoła wyschnie, a gdzieś głęboko w duszach tych ludzi nadal stoi woda...
– Jak reagują ludzie dotknięci tą katastrofą?
– Nie ma jednego schematu reakcji. To bardzo mocno zależy od tego, co dzieje się wokół. Czy ci ludzie mają wsparcie i jakie mają ogólne podejście do radzenia sobie z problemami w życiu. Widziałem takie domy, gdzie ludzie krzątali się, byli zajęci porządkowaniem po powodzi, radzeniem sobie z kłopotami. Mówili: my za to nie odpowiadamy, musimy sobie z tym poradzić. Oczywiście za jakiś czas może też przyjść zmęczenie, wypalenie. Jednak taka postawa daje szanse na uporządkowanie rzeczywistości. Niestety widziałem też ludzi, którzy całkowicie się poddali. Mimo że woda już zeszła, nie potrafili zająć się swoim domem, byli bezradni.
– W takich chwilach czuje się pewnie strach i złość.
– Tak i jeszcze wiele innych negatywnych emocji. Podczas powodzi ludzie się boją, panikują, uciekają. To odruchy bezwarunkowe. Tu też nie można wszystkich wrzucić do jednego worka. Doświadczenie powodzi różnicuje ludzi w zależności od tego, kto i jak ją przeżył. Zwłaszcza wydarzenia ostatnich dni pokazują, że pewien spokój i brak strachu wcale nie oznacza, że tego rodzaju emocje nie pojawią się znowu. Strach związany z powodzią dotyczy możliwości utraty życia i jest związany z bardzo gwałtowną zmianą jego warunków – utratą majątku, obawą o przyszłość. Są przypadki skrajnego załamania nerwowego, poddania się. Ludzie czują wściekłość na to, że nie zostali odpowiednio wcześniej ostrzeżeni. Zadają sobie pytania: dlaczego mnie to spotkało, dlaczego teraz? To pytania, na które trudno znaleźć jakąś racjonalną odpowiedź. Te właśnie pytania łączą się ze stratą i strachem. To tak samo jak w sytuacji żałoby, obwiniania się.
– Czy strach po powodzi mija?
– Nie. U tych ludzi występuje zespół określany mianem stresu pourazowego, który jest związany z przedłużającą się reakcją na katastrofę. Mają koszmary nocne, powracają w myślach do tych najgorszych momentów. Są niestabilni emocjonalnie, zapadają na depresje, w sytuacjach skrajnych zdarzają się samobójstwa. Mają fobie. Osoby po powodzi już zawsze będą inaczej reagować na deszcz. Wsłuchują się w jego intensywność. Będą czuwać nad jego długością i przebiegiem. Dla wielu z nich oglądanie pogody będzie obowiązkiem. Ludzie wychodzą na deszcz. Kiedy okazuje się, że ulewa była niegroźna, czują ulgę.
– Jaką rolę może odegrać w takiej sytuacji fachowa pomoc psychologiczna?
– Dużą, ale udzielanie pomocy powodzianom dla psychologa nie jest wcale łatwym zadaniem. W Polsce jeszcze ciągle ludzie obawiają się rozmowy z psychologiem. W świadomości społecznej pokutuje przekonanie, że psycholog zajmuje się „wariatami”. Dlatego w sytuacji powodziowej ważne jest, aby uświadomić ludziom, że to, co się z nimi dzieje, jest czymś normalnym w tej nienormalnej sytuacji.
– Można się emocjonalnie przygotować na ewentualność powodzi?
– Bardzo trudno wyobrazić sobie, że nagle jesteśmy pozbawieni majątku i perspektyw, szczególnie kiedy pojawiają się nowe zagrożenia, jak osuwiska. Po powodzi można wysuszyć dom i liczyć na to, że nie przyjdzie następna fala. Natomiast jeżeli dom jest oceniony jako nadający się tylko do rozbiórki, to powstaje pytanie, gdzie jest moje miejsce na ziemi. Przecież często w tych domach mieszkały całe pokolenia. Ludzie nie wiedzą, co mają ze sobą zrobić, gdzie mają iść. Woda zabrała im wszystko. Zdarza się, że ci, którzy domu nie stracili, nie chcą do niego wracać. Te domy to takie otwarte rany. Wyprowadzają się w miejsca, w których ich już na pewno nie zaleje.
– Jak powódź przeżywają dzieci?
– Dzieci i osoby starsze są najbardziej zagrożone lękiem, bo są bezbronne. Wszyscy, którzy są w jakiś sposób bezbronni, mocniej przeżywają lęk. Poza tym dzieci widzą bezradność rodziców, którzy do tej pory służyli jako przykład i dawali im siłę. Dzieci boją się potem dźwięku helikopterów. Mają w pamięci czas ewakuacji. Stan dzieci zależy też od tego, do czego wrócą, co zastaną w domu. Trudno będzie odtworzyć taką samą rzeczywistość.
– Czy ludzie oczekują pomocy, czy w nią wierzą?
– Na początku jest faza mobilizacji. Wszyscy ładują worki z piaskiem, ratują dobytek. Wtedy energia jest w nich bardzo duża i trudno im myśleć, jak się przyjmuje pomoc. Natomiast później, kiedy emocje opadają, dziennikarze odjeżdżają, a oni zostają z tą całą sytuacją, wtedy każdą pomoc przyjmują z wdzięcznością. Niedobrą rzeczą, która była obserwowana w 1997 r., i teraz też o tym słychać, jest traktowanie punktów zbiórki darów dla powodzian jak okazji do pozbycia się rzeczy niepotrzebnych. Musimy pamiętać o tym, że rzeczy, które nam się nie przydadzą, nie przydadzą się też tamtym ludziom. Nie można załatwiać sobie dobrego samopoczucia, nie patrząc na to, czy to będzie użyteczne. To dodatkowo przykre dla powodzian. Bo ci, którzy otrzymują pomoc, biorą ją z poczuciem, że nic nie mają, a jak jeszcze dostaną coś, co jest stare, niesprawne, czują się upokorzeni. Traktują to jako okropną jałmużnę. To dodatkowy ból.
– Media czynią tę powódź ogólnopolskim wydarzeniem. Ale ja radziłbym podchodzić z dystansem. Jako psycholog i jako świadek wydarzeń z 1997 r. widziałem, co się dzieje blisko tragedii, i myślę, że tam trzeba być, żeby zrozumieć, co ci ludzie czują. Zmierzyć się z tym. Oglądanie czegoś z ekranu telewizora jest mniej traumatyczne. Myślę, że ten rok oprócz tragedii smoleńskiej będzie zapamiętany jako rok powodzi. Co mnie niepokoi, to myśl, że jeśli te zjawiska będą się powtarzać, to ludzie do tego przywykną i ci, którzy teraz udzielają pomocy, za jakiś czas przestaną to robić. Po pewnym czasie naturalnie bronimy się przed takimi obrazami.