"Doktor Mirosław G. nie żądał od nas łapówek"
Ani dr Mirosław G., ani inni lekarze z jego oddziału nie domagali się pieniędzy lub innych dóbr - zeznawali świadkowie w procesie byłego ordynatora oddziału kardiochirurgii szpitala MSWiA w Warszawie.
05.01.2010 | aktual.: 05.01.2010 18:07
Przed Sądem Rejonowym w Warszawie zeznawali m.in. zakonnik operowany na oddziale dra G., strażak, który stracił zdrowie ratując ofiary pożaru chemikaliów, oraz bliscy innych osób operowanych przez G. Niektórzy przyznali, że obdarowywali doktora już po operacji, nigdy jednak nie spotkali się z sugestiami łapówek.
Malarz Olgierd P. - Mirosław G. przeprowadził skomplikowaną operację matki jego ukochanej - obdarował później lekarza swoim obrazem. - Nie wyczułem nawet śladu sugestii wręczenia korzyści majątkowej. To był hołd artysty artyście - mówił świadek. Dodał, że Mirosław G. zrobił na nim wrażenie lekarza wykonującego swój zawód z prawdziwą pasją, a zagadnięty przed operacją wykazał się znajomością malarstwa. Mirosław G. przeprowadził rzadką operację wszczepienia trzech zastawek, po której, jak powiedział P., jego pacjentka czuje się znacznie lepiej.
- To był gest a la kwiaty, podziękowanie - powiedziała o wręczonym przez siebie upominku Anna Z., wobec której wszczęto, a później umorzono postępowanie z powodu podarunku w postaci skrzynki na cygara wartej kilkaset złotych. Świadek, sama z zawodu lekarka, zatrzymana tego samego wieczoru co dr. G. opowiadała, jak agenci CBA wtargnęli bez ubrań ochronnych do szpitala, by wprost z dyżuru zawieźć ją na przesłuchanie. Tego samego dnia dwa razy przesłuchiwali ją agenci CBA, a potem jeszcze prokurator - przesłuchanie skończyło się po pierwszej w nocy. Mówiła, że mimo późnej pory w budynku CBA panował ogromny ruch, we wszystkich oknach paliło się światło.
Anna Z. podkreśliła, że G. podjął się operacji jej ojca, którego z powodu innych schorzeń nie chciano operować w Białymstoku ani w Aninie. Prezent zaniosła tydzień po operacji i zostawiła w gabinecie G. - Pan doktor miał ogrom pracy, spieszył się do następnych pacjentów, nie wiem, czy zauważył, że coś zostawiłam - opowiadała. Mówiła, że przesłuchujący ją prokurator uporczywie sugerował, by przyznała, że wręczyła prezent licząc na dobrą opiekę, gdyby jej ojciec jeszcze kiedyś miał trafić do szpitala.
Ksiądz Józef F. z Towarzystwa Jezusowego mówił, że do dra G. trafił poniekąd przez przypadek - ubiegając się o konsultację przed zaleconą mu operacją, za radą współbrata trafił do szpitala MSWiA, gdzie kapelanem także jest jezuita. - Na oddziale była nadzwyczaj serdeczna atmosfera, aż żal było wychodzić - chwalił personel. Przed operacją zakonnik szybko się męczył. - Dziś mogę jeździć na rowerze, że niejeden młodzieniec by mnie nie dogonił - zapewniał.
Ksiądz opowiadał, że w pierwszą rocznicę udanej operacji zobaczył w telewizji relację z zatrzymania G. - Choć miałem sympatię do ministra Ziobry, pomyślałem: czy oni nie przesadzili? Odczułem w sposób przykry i bolesny, że tak wspaniałego doktora potraktowano jak zbója, gwałciciela, jakiegoś napastnika - mówił poruszony. Duchowny zapewnił, że G. nie sugerował, że oczekuje jakichkolwiek korzyści, a wszystkich pacjentów traktował jednakowo uprzejmie.
Oburzenia na Ziobrę i ówczesne działanie prokuratury nie krył też Wojciech C., były strażak po dwóch udarach mózgu i z chorym sercem. Zanim trafił do G., sugerowano mu przeszczep. Po leczeniu farmakologicznym u oskarżonego stan poprawił się tak, że operacja nie jest konieczna. Strażak, któremu z powodu wywołanej udarem niemożności czytania i pisania przy przesłuchaniu towarzyszyła żona, powiedział, że gdy przeczytała mu protokół, prokurator - choć małżonka nie była wezwana - przesłuchał i ją "przy okazji". Wojciech C. zeznał, że niczym nie obdarował dra G., nie widział też, by ktoś inny cokolwiek mu dawał.
Żona innego pacjenta, która także była świadkiem, powiedziała, że G. nie zgodził się, by opłaciła dodatkowe dyżury pielęgniarskie po operacji jej męża, argumentując, że opieka jest wystarczająca. Także ona zeznała, że nie spotkała się z sugestiami łapówki.
Mirosława G. Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało w lutym 2007 r. pod zarzutem zabójstwa pacjenta i przyczynienia się do śmierci innego. Lekarz usłyszał też kilkadziesiąt zarzutów korupcyjnych. W 2008 r. prokuratura umorzyła zarzuty związane ze śmiercią pacjentów. W toczącym się procesie G. jest oskarżony o korupcję i mobbing.