"Dobrze, że Tusk pojechał na szczyt do Limy"
Dobrze, że premier Donald Tusk pojechał na szczyt Unia Europejska - Ameryka Łacińska do Limy. W Unii trzeba się angażować w różne przedsięwzięcia, także to - pisze w "Gazecie Wyborczej" Jacek Pawlicki.
20.05.2008 | aktual.: 20.05.2008 03:35
Co więcej, jeśli chcemy, by np. Hiszpanie poparli nasz projekt wzmocnienia europejskich więzi z Ukrainą, co dotąd ich specjalnie nie interesowało, musimy wspierać kontakty UE z Peru, Boliwią czy Ekwadorem, co nas niespecjalnie dotąd interesowało. Unijna "solidarność" działa w dwie strony - wskazuje publicysta.
Nie wiemy, niestety, czy na szczycie w Limie Tusk był ważnym graczem, czy tylko kwiatkiem do kożucha premiera Hiszpanii Zapatero i niemieckiej kanclerz Merkel. Premier nie potrafił tego jasno zakomunikować opinii publicznej. Za to doprowadził do tego, że jego podróż została przedstawiona w Polsce jako kosztowna wycieczka za pieniądze podatnika - uważa Pawlicki.
Z mediów dowiedzieliśmy się w zasadzie tylko o zachwycie nad Machu Picchu, o tym, że poradził sobie w wysokich Andach bez picia wywaru z koki, że dostał order Słońce Peru i odwiedził kolej zbudowaną w Andach przez Malinowskiego. A na zdjęciach widać go wraz z żoną w kolorowych peruwiańskich czapeczkach.
Zdaniem autora, premier sam się podłożył, nazywając ten wyjazd w hiszpańskim "El Mundo" "podróżą życia". I od kilku dni PiS i media rozliczają go z niej. Opozycja wytyka: oto tanie państwo według Tuska - pozbawiona treści wycieczka za 1,6 mln zł.
Dlatego - biorąc nawet pod uwagę, że za wycieczkę premiera i jego żony do Peru zapłacili organizatorzy szczytu - wolałbym, żeby Tusk pojechał w "podróż życia" za własne pieniądze, nie robiąc z tego festiwalu - pisze publicysta "GW".
Tak czy inaczej po powrocie premier powinien wyjaśnić Polakom, dlaczego warto jeździć do Ameryki Południowej i uczestniczyć w choćby egzotycznych szczytach Unii Europejskiej. No i dlaczego czasem warto wydać na to pieniądze z kieszeni podatników - czytamy w "Gazecie Wyborczej". (PAP)