ŚwiatDo sportu trzeba mieć serce

Do sportu trzeba mieć serce

Czy ciśnienie krwi 400/250 mieści się w normie? A tętno w okolicach 20 uderzeń na minutę? Jak najbardziej – jeśli jesteś wyczynowym sportowcem

Do sportu trzeba mieć serce
Źródło zdjęć: © wp.pl | Konrad Żelazowski

26.11.2007 | aktual.: 05.06.2018 15:49

Po pierwsze: żadnego sportu!” – powiedział Winston Churchill zapytany o receptę na długowieczność. Pan się myli! – odparliby dziś kardiolodzy. Bo nie ma na świecie terapii skuteczniej zapobiegającej chorobom układu krążenia niż ruch. Najnowocześniejsze leki nie zbliżyły się nawet do poziomu ochrony przed nadciśnieniem i zawałem, jaką zapewnia pół godziny żwawego spaceru dziennie.

Warto dbać o serce, bo dobrze utrzymywana pompa dokonuje cudów. Ten mięsień wielkości zaciśniętej pięści w ciągu całego życia uderza blisko trzy miliardy razy i przetacza ilość krwi mogącą zapełnić ponad sto basenów olimpijskich! No, chyba że samemu jest się olimpijczykiem, gdyż serce wyczynowego sportowca bije wszelkie rekordy. Zamiast przepompowywać standardowe sześć–siedem litrów krwi na minutę, w czasie zawodów może tłoczyć nawet 50 litrów! A ciśnienie? W przypadku kolarzy szosowych przez kilka godzin utrzymuje się na poziomie 200mm Hg. Z kolei ciśnienie rwącego sztangę ciężarowca doprowadziłoby do paniki każdą pielęgniarkę. Skacze do niebotycznej wartości – niekiedy nawet powyżej 400/250!

Serce jak dzwon

Już ponad sto lat temu naukowcy podejrzewali, że w klatce piersiowej sportowców dzieje się coś dziwnego. Pierwszy artykuł na ten temat ukazał się w 1899 roku. Szwedzki lekarz Salomon Henschen opisywał w nim wyniki badania zawodników biegających na nartach. Stosując najprostsze metody – osłuchiwanie i opukiwanie pacjentów – wywnioskował, że serca wyczynowców są większe. I że taki przerost jest normalną reakcją na zwiększone potrzeby ostro trenowanego organizmu. Z czasem do akcji wkroczyli badacze wyposażeni w coraz nowocześniejszą aparaturę: aparaty rentgenowskie, echokardiografy, urządzenia do badania rezonansem magnetycznym i najnowsze – do badania ruchu tkanek (tak zwany doppler tkankowy). Okazało się, że atleci mają inne serca niż ludzie niećwiczący. Zaczęto mówić o zespole serca sportowca.

– Wszystko zależy od genów, płci i rasy zawodnika oraz oczywiście od uprawianej dyscypliny – tłumaczy doktor medycyny Wojciech Braksator, ekspert do spraw kardiologii Polskiego Komitetu Olimpijskiego. – Nawet medalista olimpijski może mieć zupełnie normalne serce. Ale zmiany mogą być też bardzo wyraźne: przerost mięśnia, nietypowy obraz EKG. Jeśli widzi je lekarz niezajmujący się kardiologią sportową, może je uznać za potencjalnie groźne i żądać zaprzestania uprawiania sportu. A na pewno wyśle pacjenta na dalsze badania. W Polsce taką szczegółową diagnostyką zajmuje się Centralny Ośrodek Medycyny Sportowej.

– W ogromnej większości przypadków jest tak, że zawodnicy przychodzą do nas chorzy, a wychodzą zdrowi – żartuje profesor Artur Mamcarz, również ekspert medyczny PKOl. – Bo ich pierwotna diagnoza, podejrzenie choroby, okazuje się po prostu dmuchaniem na zimne. Łatwiej zawodnika zdyskwalifikować, niż wziąć na siebie odpowiedzialność i zezwolić mu na dalsze uprawianie sportu.

– Tymczasem wstępna diagnoza jakiegoś problemu nie jest wydaniem wyroku na sportowca – dodaje doktor Braksator. – Zawsze staramy się jak najpełniej ocenić stan zdrowia takiego pacjenta, by pochopnie nie złamać mu kariery, zamknąć drogi życiowej.

Co więc dzieje się z sercem i układem krążenia u osób uprawiających sport wyczynowo? W dużym uproszczeniu ich dyscypliny można podzielić na dynamiczne (wytrzymałościowe) i statyczne (siłowe). Te pierwsze to na przykład biegi i pływanie, do drugich zaś zalicza się oczywiście podnoszenie ciężarów, zapasy czy pchnięcie kulą. Podczas wysiłku dynamicznego zużycie tlenu przez organizm jest bardzo duże. Serce i układ krążenia starają się nadążyć za tym zapotrzebowaniem. Zwiększają się więc objętość lewej komory, panujące w niej ciśnienie i ilość krwi wyrzucanej jednorazowo oraz w czasie jednej minuty. Spada za to opór, który stawiają krwi naczynia, i – co jest z tym związane – spada także ciśnienie rozkurczowe. W dziedzinach siłowych, kiedy organizm nie domaga się aż tak dużych ilości tlenu, dochodzi do pogrubienia ścian serca (ale bez zwiększenia objętości). Wyraźnie rośnie ciśnienie skurczowe i rozkurczowe, zwalnia tętno, a podczas największego wysiłku spada ilość krwi wyrzucanej każdorazowo przez serce.


Śmierć na boisku

O kardiologii sportowej najczęściej nie mówi się jednak w kontekście przebudowy serca, ale wówczas, gdy w trakcie meczu umiera piłkarz albo gwiazda lekkiej atletyki mdleje podczas biegu. – Wtedy dzwonią do nas dziennikarze i pytają: dlaczego oni tak często umierają na boisku? – mówi Artur Mamcarz. – A to nieprawda! W ciągu ostatnich kilkunastu lat zginęło tak może kilkunastu sportowców. A każdego dnia na ulicach Polski na zawał umiera kilkadziesiąt osób. Jednak żeby podczas sportowych zmagań jak najrzadziej dochodziło do nagłej śmierci sercowej, robimy badania przesiewowe, oceniamy różne parametry kardiologiczne zawodników. 
Rozmiar ma znaczenie

Oczywiście w wyniku analiz takich badań zdarzają się przypadki sportowców, którzy mają nieprawidłową budowę serca bądź nie pracuje ono jak należy. Najczęściej występują zaburzenia rytmu serca, z których większość nie jest podstawą do wykluczenia z zawodowego uprawiania sportu. Zdarzają się jednak przypadki sportowców, którzy ze względu na poważną wadę muszą przerwać karierę. Główną przyczyną kardiologicznej dyskwalifikacji jest kardiomiopatia przerostowa – chorobliwie rozrośnięty mięsień sercowy.

– Rysuje się pewien konflikt pomiędzy lekarzem, który dmucha na zimne, i sportowcem, który może mieć tendencję do lekceważenia ryzyka – uważa doktor Wojciech Braksator. – Naszym głównym problemem jest to, żeby nie wpaść w rutynę. Musimy zachować czujność, po tym jak jednemu, drugiemu, trzeciemu zawodnikowi mówimy, że lekarze nie pozwolili mu na treningi z powodu nadmiernej ostrożności. Jesteśmy traktowani jako ci fajni, którzy wszystkich dopuszczają do sportu. A to nie tak. Stawiamy sobie ograniczenia, w każdym przypadku głęboko się zastanawiamy.

Niestety, mimo badań przesiewowych i nadzoru lekarzy zdarza się czasem, że sportowiec umrze na serce. Dlaczego? Nie wszystkie nieprawidłowości można wykryć w momencie badania. Niektóre ujawniają się później lub dopiero przy dużym obciążeniu. No i żadnego kraju nie stać na to, by wszystkim rwącym się do zawodniczego uprawiania sportu fundować zaawansowane analizy serca. – W Stanach zdecydowano na przykład, że za drogie byłoby robienie takiego badania jak echo serca wszystkim sportowcom kwalifikowanym, choć mają ich tam 5,5 miliona – mówi profesor Mamcarz. – W odróżnieniu od Europy rutynowo nie robią tam nawet EKG. A niezależnie od najbardziej drobiazgowych badań niektórych przyczyn zgonu nie da się uniknąć, jak choćby tajemniczego commotio cordis.

Cios wibrującej piłki

Wśród miłośników filmów karate (i adeptów sztuk walki) krążą legendy o tajemniczym- „ciosie wibrującej pięści”, który zabijał z opóźnieniem. Delikwent po takim uderzeniu po pewnym czasie padał bez szans na ratunek, mimo że na jego ciele nie było śladów ciosu. Zawsze myślałem, że to bajka. Dzięki kardiologom sportowym wiem, że się myliłem!

Taki cios mógł być po prostu przyczyną stłuczenia serca, czyli commotio cordis. To niezwykle zagadkowy wypadek zdarzający się głównie podczas uprawiania sportu. Jego ofiarami padają najczęściej ludzie grający w baseball lub hokeja. Najpierw jest uderzenie piłki lub krążka w klatkę piersiową. Wygląda niegroźnie, nie ma żadnych połamanych żeber ani krwi. Statystyki wskazują, że najniebezpieczniejsze są piłki lecące dość wolno – z prędkością od 48 do 80 kilometrów na godzinę. Trafiony zawodnik albo od razu traci przytomność, albo zaczyna się dziwnie zachowywać: zatacza się, robi jakieś przypadkowe ruchy. I, niestety, zazwyczaj potem umiera. Reanimacja jest skuteczna ledwie w jednym przypadku na sześć! Sportowiec umiera bez śladu uszkodzeń samego serca czy innych narządów.

Co się dzieje? Kiedyś uważano, że taki cios powoduje wyłączenie serca wskutek odruchu nerwu błędnego albo skurcz tętnicy wieńcowej. Ostatnio kardiolodzy mówią raczej o wielu zjawiskach wywołanych uderzeniem. Wiemy, że trzeba mieć sporego pecha, by doznać zatrzymania akcji serca w taki sposób. Do śmiertelnego migotania może bowiem doprowadzić tylko uraz doznany w ściśle określonym momencie cyklu pracy serca. Moment ten trwa około jednej setnej sekundy! Podejrzewa się, że energia piłki przekazana w tej feralnej chwili zaburza przepływ ładunków elektrycznych zawiadujących prawidłową, równomierną pracą naszej pompy. Jak się chronić przed wypadkiem? Ochraniacze nie są zbyt skuteczne: połowa baseballistów, u których stwierdzono wstrząśnienie, miała podczas gry osłoniętą klatkę piersiową. Kardiolodzy sportowi zalecają stosowanie bardziej miękkich piłek i wyposażenie każdego boiska w defibrylator. To urządzenie dające sercu elektrycznego kopa mogłoby ratować życie zawodników z commotio cordis, jeśli byłoby użyte
natychmiast po wypadku.

Czy w takim razie narażać serce na ogromny wysiłek i ryzyko, jakim jest sport wyczynowy? Czy nasza pompa się nie męczy? Euan Ashley ze Stanford University postanowił to sprawdzić podczas morderczego wyścigu Endurance Race. Jego uczestnicy przez cztery dni niemal bez przerwy biegają, pływają, jeżdżą na rowerze i wiosłują. Na metę dociera mniej więcej połowa startujących.

Sport to zdrowie?

Ashley zbudował przenośne laboratorium, w którym z kolegami (a także żoną i ojcem) badał zawodników przed wyścigiem i po jego ukończeniu. Odkrył, że przy testowaniu granic ludzkiej wytrzymałości serce ma czasem dość. U tych, którzy ukończyli zawody, pompowało średnio 10 procent krwi mniej niż przed wyścigiem. Na szczęście wydajność ich serc po wyścigu szybko wracała do normy i nie stwierdzono trwałych uszkodzeń.

Naprawdę groźne mogą być problemy z krążeniem spowodowane stosowaniem niedozwolonych środków popra-wiających osiągi. I nie chodzi tu tylko o anaboliki, ale także o substancje maskujące sięganie przez zawodnika po zabronione preparaty. – W przypadku normalnego, zdrowego sportu u zdecydowanej większości sportowców zmiany w budowie i funkcjonowaniu serca ustępują po zaprzestaniu treningów – uspokaja Wojciech Braksator. – Zwykle pozostaje nieco powiększona jama komory, ale mięsień wraca do normy. Pozostają medale, wspomnienia z udanych startów i – jeśli utrzymany zostanie aktywny tryb życia – skuteczna ochrona przed zawałem. W końcu sport to zdrowie!

Piotr Kossobudzki

Serce sportowca to zagadka
– mówią eksperci do spraw kardiologii Polskiego Komitetu Olimpijskiego 
prof. dr hab. med. Artur Mamcarz i dr med. Wojciech Braksator

WB: Nie ma wyraźnej granicy między zmienionym przez trening sercem sportowca a patologią. To zależy na przykład od genów. Dwaj sportowcy trenujący z identycznym natężeniem tę samą dyscyplinę mogą mieć zupełnie inne cechy tego organu. Do tych cech należy przede wszystkim przerost serca uznawany za fizjologiczny.
AM: Termin „serce sportowca” to pewne uogólnienie. Jeśli mamy wybitnego sztangistę ważącego 50 kilogramów i koszykarza, który ma 2,14 metra wzrostu i waży ponad 130 kilogramów, to ich serca muszą się różnić. A wielu lekarzy zapomina o tym, by traktować serce proporcjonalnie – widzą ogromną komorę i mówią: to głęboka patologia! Takich serc trzeba się naoglądać, żeby podchodzić do sprawy spokojnie.
WB: Powiększenie lewego przedsionka, komory, większe nieszczelności zastawkowe – to jest dopuszczalne u wyczynowców. Ale jakie są akceptowalne granice? To sprawa otwarta. Możemy się pochwalić, że dzięki naszej pracy w polskiej ekipie olimpijskiej na igrzyskach w Atenach w 2004 roku były dwie osoby z wrodzoną wadą serca. Jedna z nich miała nawet operację z powodu ubytku w przegrodzie międzyprzedsionkowej. Po operacji i rehabilitacji wróciła do wyczynowego uprawiania sportu.
AM: W kardiologii sportowej nie zawsze wszystko jest jasne. Niektóre przypadki są bardzo rzadkie. Nasze tętno w spoczynku to 60–70 uderzeń na minutę. Tętno sportowca, kiedy- jest spokojny, wynosi 40–50 uderzeń. Natomiast kiedy śpi, to może spadać nawet do 20. Ale właśnie trafił do nas jeden z przedstawicieli dyscyplin zimowych, który podczas snu ma przerwy między uderzeniami serca sięgające 5,5 sekundy. To już patologia.
WB: Problem w tym, że ten zawodnik trafił do nas z zapytaniem, czy to coś złego, bo czuje się świetnie. Gdyby do nas nie przyjechał, to nie wiedziałby pewnie, że jest jakiś kłopot. Po wykonaniu niezbędnych badań będziemy musieli podjąć decyzję. I wszystko wskazuje, że w tym wypadku będzie ona, niestety, negatywna.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)