PolskaDo kogo dzwonią ludzie Kurskiego?

Do kogo dzwonią ludzie Kurskiego?

Ludzie Jacka Kurskiego (PiS) próbują podkupić radnych sejmiku wojewódzkiego z PO, aby przejąć większość - twierdzi marszałek Jan Kozłowski i szef PO na Pomorzu. Nie chce mówić nic więcej. Poseł Kurski wszystkiemu zdecydowanie zaprzecza.

Do kogo dzwonią ludzie Kurskiego?

Platforma ma w Sejmiku samodzielną większość (18 na 33 radnych). Blok "Solidarne Pomorze" (PiS, Samoobrona, PSL) ma 14 radnych, a jednego Lewica i Demokraci. Teoretycznie, blokowi firmowanemu przez posła Jacka Kurskiego, szefa kampanii wyborczej PiS w okręgu gdańskim, brakuje do większości trzech głosów. O "podchodach" słyszał radny lewicowy Piotr Gontarek. - Ja żadnych telefonów jednak nie miałem - zastrzega. Nieoficjalne informacje o próbach rozmów z radnymi PO usłyszeliśmy z kilku źródeł. Radnych, którzy mieli otrzymywać takie telefony też ma być kilku. M.in. były poseł AWS Jan Kulas, który w ub.r. chciał startować z list PO do Sejmu, ale nie otrzymał na nich miejsca. - Pan Kurski do mnie nie dzwonił, nie ma po co - skomentował pogłoski Kulas. Wczoraj radni zostali poinformowani, że termin pierwszej po wyborach sesji Sejmiku został wyznaczony wstępnie na środę. - Zarzuty PO o politycznej korupcji są śmieszne - podkreśla zdecydowanie Jacek Kurski. - Wybory zdecydowały, że rządzić będzie ta partia.
Tymczasem emocje w Sejmiku wzbudza też projekt ustawy o rozwoju regionalnym. Zakłada on możliwość wetowania przez wojewodów decyzji w sprawie unijnych projektów, które będzie podejmował samorząd. Marszałek Jan Kozłowski zarzuca, że ludzie posła Jacka Kurskiego usiłują przeciągnąć na swoją stronę świeżo wybranych radnych Sejmiku. - Korupcja polityczna? Ze strony PO to brzmi niepoważnie - odpowiada Kurski. Według marszałka w „podchodach” Kurski nie uczestniczy bezpośrednio - robi to przez pośredników. Poseł PiS zdecydowanie zaprzecza. - Na początku poprzedniej kadencji to PO rozbijała inne kluby w Sejmiku, to ich styl - twierdzi Jacek Kurski. Chodzi mu przejście na stronę marszałka Kozłowskiego Jacka Głowacza. Do Sejmiku dostał się w 2002 r. jako jeden z trzech radnych LPR (w tej partii był wtedy też Kurski). Głowacz został wicemarszałkiem na początku kadencji, a Liga się go pozbyła.

Przedstawiciele PO z kolei odpowiadają z kolei, że Kurski na początku poprzedniej kadencji paktował nawet z SLD (pomorskim baronem był wtedy Jerzy Jędykiewicz) przeciwko ówczesnej koalicji PO-PiS Kurski w tegorocznej kampanii - aby wygrać w Sejmiku - działał w myśl zasady „wszyscy przeciwko PO”. Dziś mówi o pechu. - Samodzielną większość w Sejmiku PO dały głosy oddane na Krajową Partię Emerytów i Rencistów - ubolewa poseł PiS. - Gdyby oni szli z nami, to "Solidarne Pomorze" (PiS-Samoobrona-LPR-PSL-red.) miałoby większość. Zdaniem niektórych naszych rozmówców z PO, nawet gdyby ludzie Kurskiego próbowali "podkupić" radnych Sejmiku z ich partii nic z tego nie wyjdzie. Emocje samorządowców wywołuje nie tylko powyborcza gorączka. Nie mniejsze powoduje projekt ustawy o rozwoju regionalnym, która ich zdaniem daje zbyt wiele kompetencji wojewodom. Ludzie Kurskiego próbują kupować naszych radnych

Rozmowa z Janem Kozłowskim, marszałkiem województwa i szefem PO w regionie

Skąd ma pan informacje, że ludzie Jacka Kurskiego próbują "podkupić" radnych PO w Sejmiku Pomorskim, aby uzyskać większość?
- Mogę jedynie potwierdzić, że mam takie informacje z dwóch źródeł.
Co to za źródła?
- Nie mogę powiedzieć, bo obiecałem tym osobom dyskrecję.
Kto próbuje „kupować”?
- Poseł w tym nie uczestniczy, robi to przez pośredników, tylko tyle mogę powiedzieć.
Rozumiem, że obawia się pan, iż jeśli PiS nie uda się przejąć większości w Sejmiku to na Pomorzu sposobem walki z PO może stać się ustawa o rozwoju regionalnym, która ma dać prawo weta wojewodom wobec decyzji marszałków o podziale środków z Unii Europejskiej?
- Ta ustawa jest bublem. Spowoduje ponowną centralizację kraju, a nie rozwój samorządów. Owszem, obawiam się, że może spowodować zablokowanie wykorzystania środków unijnych przez samorządy. Chcę podkreślić, że w naszym województwie moja współpraca z obecnym wojewodą układa się dobrze. Ale potrafię sobie łatwo wyobrazić sytuację, w której zostanie on wymieniony na jakiegoś „politruka”, który będzie blokował wszelkie inicjatywy z powodów politycznych.
Dlaczego z powodów politycznych? Przecież to rząd odpowiada ostatecznie za wykorzystanie pieniędzy z Brukseli.
- Rząd będzie decydował o podziale ponad 70%. środków, jakie otrzymamy w latach 2007-13. Wolałbym, aby zajął się właśnie tym, a nie konstruowaniem przepisów, które dają mu kontrolę nad środkami, którymi mają dysponować samorządy.
Jednak przedstawiciele PiS zapewniają, że weto ma być używane tylko w przypadkach błędów merytorycznych w projekcie. Jako przykład na Pomorzu wymieniana jest hala widowiskowo-sportowa na granicy Gdańska i Sopotu...
- Właśnie! Mówi o tym poseł Kurski. Tyle, że to jest przykład kompletnie nie trafiony. Powodem, dla którego stoi budowa hali, nie jest źle przygotowany projekt, ale fatalna ustawa o zamówieniach publicznych. Byłoby lepiej, gdyby rząd zajął się poprawieniem takich przepisów. Kupowanie? Wybory są rozstrzygnięte

Rozmowa z gdańskim posłem PiS Jackiem Kurskim

Próbuje pan "kupić" radnych PO z Sejmiku, aby zyskać w nim większość?
- Gdyby choć 10% tego co się o mnie mówi było prawdą... Absolutnie nie kupuję. Wybory na Pomorzu są rozstrzygnięte, rządzić będzie PO.
PiS próbuje się zemścić za wynik wyborczy i przegraną w sejmikach wojewódzkich, dając wojewodom do ręki prawo weta przy decyzjach marszałków o podziale pieniędzy na projekty finansowane z Unii Europejskiej?
- Takie argumenty są nonsensem. Zresztą PiS jest gotowy do koalicji i jestem przekonany, że w połowie sejmików w Polsce będziemy współrządzić. Ta propozycja ma charakter obiektywny i jest potrzebna. Marszałkowie nie są "duchami świętymi" i też podejmują błędne decyzje. Takie błędy były popełniane również na Pomorzu.
Co konkretnie ma pan na myśli?
- Chociażby to, co podnosiliśmy w tej kampanii wyborczej - czyli budowa hali widowiskowo-sportowej na granicy Gdańska i Sopotu. To był projekt fatalnie przygotowany, oparty na utopijnych założeniach, co moim zdaniem potwierdzają obecne problemy z jego realizacją. Tu zastosowanie weta przez wojewodę byłoby zasadne.
A takie projekty jak obwodnica południowa Gdańska czy remont Podwala Grodzkiego w Gdańsku mogłyby zostać zawetowane?
- To są potrzebne projekty, nie widzę powodów dla których miałyby być wetowane. Inna sprawa to na przykład sposób prowadzenia remontu Podwala.
A ile obiektywizmu zachowają wojewodowie z PiS w województwach rządzonych przez marszałków z PO, wetując ich decyzje?
- Nie widzę powodów, dla których mieliby używać weta z powodów politycznych. Za to możliwość użycia przez nich weta ma taką zaletę, że wymogłoby to od samorządu częstszych konsultacji i lepszego przygotowania projektów.

Michał Lewandowski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)