Do Jana Rokity miłość prawie kazirodcza
Sondaże popularności polityków nie podniecają Nelli Arnold. Jan Rokita nie musi być dla niej premierem - wystarczy, że jest jej mężem, kochankiem i ojcem chrzestnym.
04.03.2004 | aktual.: 04.03.2004 06:44
W jasnym pokoju konferencyjnym przy placu Dąbrowskiego w Warszawie cztery członkinie zarządu „Ełki”, czyli Europejskiej Unii Kobiet - pod dowództwem Nelli Arnold Rokity - obmyślają strategię rozwoju organizacji. Eleganckie ubrania, fryzury dopieszczone, staranny make-up. W kącie dwie flagi polskie otulają uspokajająco flagę Europy, w powietrzu unosi się sennie zapach herbaty z dzikiej róży. Ten zapach uśpił moją czujność.
- Jaki Wschód?! Polska to nie jest żaden Wschód! - Nelli Rokita prawie wybucha, gdy pytam, dlaczego po tym, jak uciekła z rodziną ze Związku Radzieckiego do Niemiec, zdecydowała się znowu wrócić na Wschód. - Związek Radziecki zabrał mi Polskę! Tam się w ogóle nie mówiło o Polsce! Odkryłam jej wspaniałą historię dopiero w Niemczech. Przyjazd do Polski w roku 1985 był krokiem naprzód!
- Teraz pan widzi, że Nelli ma silną osobowość - tłumaczą jej koleżanki, gdy podnoszę filiżankę z herbatą z róży, żeby zyskać trzy sekundy na zebranie myśli.
- Idziemy do Sejmu! - rozkazuje Nelli Rokita. - Dobrze, że pan przyszedł, poniesie mi pan laptopa.
- Laptop kupił tata? - pytam.
- No jasne.
W październiku ubiegłego roku Nelli Rokita nie miała laptopa. „Super Expressowi” mówiła, że poprosi o jego kupno ojca, bo mąż nie da pieniędzy, ze skąpstwa. I dlatego że jest „ciężkim człowiekiem, z zasadami”. - To śmieszny wywiad - wspomina Nelli Rokita. I ma rację. Znane Polki rzadko udzielają takich wywiadów - w naszym kraju kobiety muszą udawać, że są feministkami. A Nelli Rokita mówiła o swoim mężu:
Że jest apodyktyczny – „Po ślubie przyszliśmy do domu. I nagle powiedział: ‘Mam cię!’. Nie rozumiałam, co to znaczy. A on, że teraz ja mu nie podskoczę; mam go słuchać, bo tak jest w Biblii”.
Że każe jej wyglądać jak elegancka krakowianka – „Przed wyjściem mnie kontroluje i czasem muszę się przebrać”.
Że nie chciał jej kupić pierścionka zaręczynowego, a kiedy uległ i ona go zgubiła, był wściekły – „Nie nadajesz się do noszenia biżuterii”.
Że nie zamieniłaby go na żadnego innego kochanka.
Ostatnio w TVN24 na pytanie, dlaczego jej mąż dementuje doniesienia, że będzie kandydowała do Parlamentu Europejskiego, Nelli odpowiedziała: - Ja myślę, że to z miłości, z czystej miłości. Po prostu chce mnie mieć blisko siebie, a nie gdzieś w Brukseli.
Wypadek
Ojciec Nelli Rokity nie żałował pieniędzy na laptopa - jest srebrny, cienki i lekki, co ma znaczenie przy dwóch kilometrach marszobiegu z placu Dąbrowskiego na Wiejską.
- Miałabym problemy z niesieniem laptopu - mówi Nelli Rokita, uroczo myląc końcówki polskich wyrazów. - Wszystko przez ten wypadek.
Był rok 2000. Nelli zjeżdżała golfem z mostu Poniatowskiego. Nie udało jej się włączyć płynnie do ruchu. Stary golf nie miał wielkiego przyśpieszenia, ale samochód, który uderzył w jego bok, pędził o wiele za szybko. Pęknięta miednica, pół roku w łóżku, potem miesiące o kulach. Nie przeklinała pirata drogowego. - Od dawna mam poczucie, że Bóg kieruje moim losem. Przyjmuję z pokorą wszystko, co mi się wydarza.
Nelli Rokita nie zawsze widziała we wszystkim boski zamysł. W dzieciństwie działała w Komsomole. Ciężkie życie zabrało jej ojcu wiarę. Syn bogatego niemieckiego kupca z Czelabińska trafił do więzienia w wieku 13 lat za to, że jego ojciec, dziadek Nelli, był burżujem. W czasie wojny władza zamknęła go znowu, na cztery lata - za to, że był Niemcem.
Nelli od dzieciństwa oglądała wzruszonego ojca, jak patrzy na fotografię rodziców z roku 1908 i wzdryga się na myśl o pójściu do kościoła. Mama, ewangeliczka, w czasie gdy ojciec oglądał zdjęcie, czytała Biblię. Nelli do 11. roku życia wierzyła w socjalizm. W szkole mówili, że Boga nie ma. - Strasznie bałam się wtedy śmierci - opowiada.
We Frunze, w Kirgistanie, gdzie przenieśli się z rodziną, nauczyciele wysłali ją, niezłomną komsomołkę, do kościoła baptystów - na przeszpiegi. Miała sprawdzić, czy są tam koledzy z klasy, i zakablować. Koledzy byli. Ale nikt ich tam nie zaganiał siłą. Przyszli sami i wyglądali na zadowolonych. Nelli dostrzegła pierwszą rysę na komunistycznej ideologii.
Kiedy z rodziną emigrowali do Hamburga w roku 1977, miała 19 lat i zero złudzeń co do raju na ziemi pod rządami proletariatu. Rozwiała je komunistyczna władza, która wsadziła jej brata na trzy lata do więzienia.
W Hamburgu wciągnął ją buddyzm. A może bardziej Mahesh Motiromani, Hindus starszy o cztery lata. W papierach była protestantką, wahała się miedzy buddyzmem a religią katolicką. Wygrał katolicyzm („bo Europa ma chrześcijańskie korzenie”), a z nim pierwsi Polacy w jej życiu. Emigranci, którzy przychodzili na niedzielną mszę.
- „Patrz na ten przepych” - mówili moi znajomi protestanci. Katolicyzm to religia pychy, a nie rozmowy z Bogiem. Ale mi się ten katolicki przepych podoba, jest w nim radość - mówi Nelli Rokita.
Chrzest
Marszobiegiem posuwamy się pod sinym warszawskim niebem, mijamy szare kamienice, wdychamy lodowate powietrze. Nelli Rokita nie lubi miasta, w którym spędza większość czasu (resztę przeważnie w Krakowie i Hamburgu). Ale i tak chce sprowadzić tu ojca. Ma już 90 lat i rok temu zażądał, żeby go oddać do domu starców. Szukała starannie, zbadała kilka ofert, wybrała najlepszą - dom starców nienastawiony tylko na kasowanie pieniędzy.
Ludmiła Wesołowska, koleżanka z zarządu „Ełki”: - Nelli jest bardzo emocjonalna, ale wyborów dokonuje na zimno.
Jednak ten wybór okazał się pudłem. Po miesiącu ojciec zadzwonił - nie wytrzyma w domu starców ani dnia dłużej. Dlatego Nelli Rokita przywiezie go do Warszawy. - Tak postanowiliśmy z Jasiem - mówi.
Czy tutaj ojciec ostatecznie pogodzi się z Bogiem? Nelli zrobiła to w Krakowie w roku 1993. Pięć lat po tym, jak przyjechała do tego miasta na stypendium badać tajniki socjalistycznej nowomowy i na zebraniu działaczy podziemia poznała Jana Marię Rokitę. Rozmawiali godzinami o Bogu i o życiu po śmierci. Dla niego niebo to była cisza, spokój i muzyka Bacha, dla niej - radosne, pełne śmiechu miejsce. Nelli Rokita: - Zgadzaliśmy się z Jasiem co do jednego: że wszyscy ludzie będą zbawieni.
Nelli zdecydowała - ochrzci się. Jan Maria zdecydował - będzie ojcem chrzestnym. Do krakowskiego kościoła Dominikanów przyszło kilka osób - znajomi, ciotka Jana. Nelli założyła białą bawełnianą sukienkę. Bardzo skromną.
- Wszyscy byliśmy wzruszeni, nawet moje dzieci - mówi przyjaciel Rokitów Zbigniew Fijak. - Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
Chrztu udzielał ojciec Jan Kłoczowski: - Była przygotowana duchowo, podeszła do tego sakramentu z prostotą. Wcześniej długo rozmawialiśmy, bardziej na tematy egzystencjalne niż teologiczne. W polskim Kościele znalazła swój duchowy dom. Znajomy Rokitów, anonimowo: - Gdy Nelli brała chrzest, w jej wierze było tyle samo Jaśka co Boga, teraz Pan Bóg jest pierwszy. o ceremonii poszli na obiad do restauracji.
- Dostaje pani prezenty od chrzestnego zgodnie ze starą polską tradycją? - pytam. - A skąd. Gdybym myślała o prezentach, wybrałabym kogoś innego. Rok później był ślub, też u dominikanów. Tym razem uroczystość wywęszyła prasa. „Gazeta Wyborcza” wydrukowała zdjęcie - koledzy ściskają dłonie Jana Marii Rokity, a Nelli w białej sukni, butach i kapeluszu („zawsze miałam słabość do kapeluszy, noszę je nawet do dżinsów”) pokonuje z zapałem krawężnik - dłonie zaciśnięte w pięści, postawa kulturysty na wybiegu. Jan Maria Rokita nie był szczęśliwy, gdy zobaczył to zdjęcie w gazecie.
Nelli Rokita: - Strasznie mnie za nie skrzyczał. No i teraz staram się chodzić bardziej po kobiecemu.
Rybki
Nelli nie mogła nie zauważyć wysokich notowań męża w sondażach, jest jego doradcą. Zastanawiała się nawet, co by było, gdyby Jan został prezydentem. - Nie zmieniłabym się. Bardzo współczuję pani Kwaśniewskiej. Musi pełnić swoją rolę przy boku męża. Ma fundację, ale ja bym nie mogła działać tak jak ona. Interesuje mnie dawanie wędek, a nie karmienie rybek.
Wędki Nelli Rokita chce rozdawać przez Europejską Unię Kobiet. Po wypadku, leżąc w łóżku, postanowiła, że zostanie jej szefową.
Barbara: - Sama zgłosiła chęć kandydowania na przewodniczącą „Ełki”. Powiedziała, że ma koncepcję rozwoju organizacji i że ją przeprowadzi. Przekonała nas, dostała 53 głosy.
Nelli: - Spojrzałam na nie i pomyślałam: „Ależ te kobiety mają potencjał!”.
Pytam zarząd „Ełki”, czy pozycję Nelli w organizacji wzmacnia bycie żoną Jana Marii?
Aleksandra Łukomska-Smulska (po namyśle): - Utrudnia. Musi ciągle udowadniać, że nie jest żoną przy mężu, że jest autonomiczna.
Ludmiła Wesołowska (z przekonaniem): - Ja uważam, że męża trzeba wykorzystać.
Krystyna Dowgiałło (rozczarowana): - Nigdy go nawet nie widziałyśmy.
Nelli Rokita: - My nie walczymy z mężczyznami, nie pchamy się na barykady. My słuchamy mężczyzn.
Aleksandra Łukomska-Smulska: - Uwielbiamy facetów.
Jan Maria Rokita nie przyszedł nigdy na obrady „Ełki”. Pojawił się za to na nich poseł Prawa i Sprawiedliwości z Torunia Antoni Mężydło. Szybko pożałował swoich pierwszych słów: - Uważam, że kobiety nie powinny tylko siedzieć w domu - powiedział i nieźle zezłościł publikę w eleganckich kostiumach. - Czy pan tu przyszedł wygłaszać oczywistości? - usłyszał uwagę z sali.
Nelli Rokita: - Nie jesteśmy organizacją feministyczną. Chcę pobudzić kobiety do działania, współpracować z aktywnymi Polkami za granicą, odbudować terenowe oddziały „Ełki”.
- I co pani już z tego zrealizowała?
- Wybrano mnie trzy miesiące temu. Rządowi wprawdzie daje się sto dni. Ale organizacja pozarządowa musi mieć więcej czasu, żeby zacząć skutecznie działać.
Nelli Rokita ma inny powód oprócz dowodzenia „Ełką”, dla którego nigdy nie zostanie przykładną prezydentową. - Nie cierpię bankietów - wyznaje. - Zawsze się na nich nudzę. Nie wiem, jak się zachować. Jaś mi zabrania z niektórymi ludźmi rozmawiać, więc muszę się powstrzymywać.
Jeśli Jan Rokita zostanie prezydentem, nie dostanie też wsparcia od córki Nelli Katarzyny. Katarzyna Rokita myśli o bankietach to samo co jej mama. No i nie ma za dużo czasu - uczy się w szkole francuskiej w Warszawie i Hamburgu.
- Nie rozliczam jej z ocen - mówi Nelli Rokita. - Ale wiem, że nie grozi jej bezrobocie. Tak ją wychowaliśmy. Katarzyna zna cztery języki, ma za sobą sześć lat szkoły muzycznej (fortepian). Rodzice wychowują ją twardo - to ona chodzi codziennie rano przed szkołą po zakupy.
Hatszepsut
Odkąd pirat drogowy skasował na zjeździe z mostu Poniatowskiego golfa Nelli, szefowa Europejskiej Unii Kobiet jeździ autobusem. Ma bilet miesięczny. Na wakacje Rokitowie też jeżdżą tam, gdzie tanio. Cztery lata temu, latem - do Egiptu. Przed wyjazdem Nelli rzuciła się na przewodniki. W jednym z nich znalazła opowieść o Hatszepsut - kobiecie faraonie. I o jej geniuszu politycznym. W Luksorze natychmiast pobiegła do jej świątyni.
1500 lat przed naszą erą Hatszepsut została regentką Egiptu w zastępstwie Totmesa III, nieletniego syna z nałożnicy jej męża. Władzy już nie wypuściła z rąk, odsunęła Totmesa od tronu i została królową. Rządziła dobrze, ale dwór miał jej za złe, że jest kobietą. Pod koniec życia zmniejszały się jej piersi, głos stawał się coraz grubszy. Kazała się portretować z przyklejoną brodą. Ale nawet to nie pomogło. Totmes III w końcu zdetronizował Hatszepsut. Kazał zniszczyć jej posągi i wymazać jej imię z naściennych napisów.
Nelli Rokita: - Hatszepsut strasznie mi imponuje. Była silna i mądra, taka jak kobiety w „Ełce”. Ale ona też w końcu uległa. Teraz miałaby większe szanse. Cieszę się, że żyję w czasach, kiedy nie muszę się upodabniać do mężczyzn.
Marcin Fabjański