Dlaczego Hillary Clinton nie rezygnuje z walki o nominację?
Młody, energiczny, otwarty na zmiany Barack Obama kontra charyzmatyczna, doświadczona i uparta Hillary Clinton. Kto ma większe szanse na nominację Partii Demokratycznej? Na czym polega fenomen Obamy i dlaczego Clinton przegrywa z mniej doświadczonym partyjnym kolegą? Rozmawiamy z dr. Johnem Karaagac specjalistą od amerykańskiej prezydentury, polityki wewnętrznej i zagranicznej oraz kultury politycznej.
28.05.2008 | aktual.: 28.05.2008 18:49
WP: Barack Obama ma w tej chwili przewagę nad Hillary Clinton zarówno u delegatów jak i u superdelegatów. Czy jest już przesądzone jego zwycięstwo w walce o nominację na kandydata partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich?
John Karaagac: Szczegóły są bardzo skomplikowane nawet dla Amerykanów. W obecnej chwili nic nie jest jeszcze ostatecznie przesądzone, choć Barack Obama ma przewagę delegatów obu kategorii i jak na razie utrzymuje ogólną przewagę głosów wyborców. Po zakończeniu prawyborów może się jednak okazać, że Hillary Clinton zdobyła przewagę w ogólnej liczbie głosów, ale jest wątpliwe, a wręcz niemożliwe, że uda jej się wyprzedzić Obamę w liczbie popierających delegatów. Prawie wszyscy uważają ze Obama zdobędzie nominację Partii Demokratycznej. Jego kampania przebiega według reguł i według Amerykanów on powinien zwyciężyć.
WP: Gdy prawybory się rozpoczynały, wielu osobom wydawało się, że Clinton jest bardzo mocnym kandydatem. Biorąc pod uwagę jej doświadczenie i determinację, mało kto poddawał w wątpliwość jej wygraną. Była też pierwszą kobietą startującą w wyborach prezydenckich. Sprawy przybrały inny obrót gdy pojawił się na scenie Barack Obama. Na czym polega fenomen Baracka Obamy, który stał się tak poważnym konkurentem dla byłej Pierwszej Damy? Jak to się stało, że syn Kenijczyka i Amerykanki, wychowany na Hawajach i w Indonezji osiągnął tak wiele w życiu i teraz przyciąga tak wielką rzeszę wyborców?
- Tak naprawdę wiele osób poddawało w wątpliwość nominację Hillary Clinton, mimo iż media bardzo były jej przychylne. Clinton poprowadziła na początku bardzo słabo kampanię wyborczą. Nie doceniła nastrojów panujących w poszczególnych stanach i prowadziła kampanię w stylu wyborów ogólnych, a nie prawyborów i to był duży błąd. Była też przekonana że powszechnie znane nazwisko Clinton da jej dodatkowy atut. Niestety to nie wystarczyło. Kampania Clinton była oparta na błędnej strategii. Natomiast kampania Obamy wręcz przeciwnie, była wspaniała, błyskotliwa, prowadzona w oparciu o bardzo dobrze przemyślaną, precyzyjnie zaplanowaną strategię.
Clinton i jej doradcy nie docenili Obamy i jego uroku, którym przyciąga wyborców. Najpierw zachwycił partię Demokratyczną zdecydowanym postanowieniem zmian, a nie powrotem do ery Clintonów. Po drugie, zrozumiał zasady głosowania i Caucus panujące w każdym ze stanów i wygrał ciężko na to pracując. W przeciwieństwie do tego, Clinton oparła się na wygranych w dużych stanach takich, jak Kalifornia, Ohio, Pensylwania, New York, gdzie nazwisko Clinton i sława zdały egzamin.
Barack Obama ma wiele zalet, jest młody, energiczny i sposób w jaki przemawia jest bardzo przekonujący i inspirujący dla zmęczonych wyborców. Jego pochodzenie daje ludziom przekonanie, że każdy może osiągnąć tak samo wiele. Z drugiej strony, jego wykształcenie i kariera polityczna nie różni się niczym od Clinton. Oboje ukończyli prestiżowe Uniwersytety (Ivy-League) na wydziale prawa i potem kontynuowali kariery w Senacie. WP: Czym tak naprawdę różnią się oboje. Na czyje poparcie mogą liczyć?
- Jest to bardzo interesująca koalicja głosujących. Wyborcy popierający Obamę są w przeważającej liczbie osobami głosującymi po raz pierwszy w życiu, czyli są to ludzie młodzi, a także ogromna grupa ludzi z wyższym wykształceniem, no i oczywiście ogromna liczba ludności murzyńskiej. Obama wygrał także w wielu stanach, gdzie zamieszkuje przeważająca grupa ludności białej, w których Demokraci zwykle nie wygrywali. Było to możliwe dzięki wspaniałej kampanii wyborczej Obamy i znakomitej organizacji osób obsługujących kompanię.
Jeśli chodzi o głosujących na Clinton, to od samego początku były to kobiety, starsi wyborcy i powiększająca się grupa obywateli hiszpańskiego pochodzenia (Hispanic vote). W ostatnim okresie wyborów, Clinton zyskała poparcie białej klasy pracującej (robotniczej) i ogromne wsparcie u amerykańskich katolików.
Clinton wygrała w wielkich stanach, które są bardzo ważne dla Demokratów w wyborach ogólnych. I tu ma miejsce paradoks: matematycznie kalkulując Clinton nie jest w stanie wygrać tych wyborów, z drugiej jednak strony Demokraci będą mieli słabe szanse w listopadzie bez poparcia grup wyborczych, które obecnie popierają Clinton. Jeśli Clinton prowadziłaby od samego początku kampanię tak jak przez ostatnie półtora miesiąca, na pewno by wygrała prawybory.
WP: Jak wiadomo, wybory prezydenckie w USA wymagają ogromnych funduszy. Skąd pochodzą fundusze kandydatów i jak oni o nie zabiegają?
- Clinton wykorzystała starą technikę zabiegania o fundusze u wielkich sponsorów. Są to ci sami ludzie, którzy ofiarowywali dotacje na kampanię jej męża i jej kampanię w wyborach do Senatu. Clinton zebrała w ten sposób na samym staracie pokaźną sumę pieniędzy. Natomiast Obama użył innego sposobu zbierania funduszy. Postawił na Internet. Zwolennicy Obamy liczeni w setkach tysięcy dawali małe sumy, jednak rezultatem wynikającym z wielkości grupy dotującej były milionowe dochody na kampanię Obamy. Popierający Obamę robią to nieustannie, kiedy zwolennicy Clinton wyczerpali już swoje możliwości. Ponadto kampania Clinton była bardzo droga, ale mało efektywna – zmarnowano wiele pieniędzy. Clinton zatrudniła wielu bardzo drogich doradców i konsultantów. Obama natomiast otoczył się mało znanymi, młodymi ludźmi, którzy dużo lepiej rozumieli zasady działające w poszczególnych stanach. Często pracowali charytatywnie. Dlatego nic dziwnego, że Obama ma finansową przewagę nad Clinton.
WP: Co się stanie jeżeli mimo takiej ostrej rywalizacji żadnemu z kandydatów nie uda się uzyskać poparcia wymaganej liczby delegatów i superdelegatów, gwarantującej nominację. Jak ten problem będzie rozwiązany przez Partię Demokratyczną?
- Taki scenariusz nie będzie miał miejsca. Nawet gdyby zaistniała taka sytuacja Partia Demokratyczna złączy się i nominuje Obamę. Nikt nie dopuści do rozłamu wewnątrz partii w perspektywie pojedynku z senatorem Johnem McCain. Pozostaje tylko jedno pytanie: czy Obama zaoferuje Clinton stanowisko wiceprezydenta. WP: Dlaczego Hilary Clinton nie chce wycofać się z walki o nominację, skoro z matematycznego punktu widzenia nie ma na nią szans?
- Na to pytanie można odpowiedzieć na wiele różnych sposobów. Najłatwiej można to wytłumaczyć tym, że Clinton ma ciągle nadzieję na poważne potkniecie się Obamy. Z innej strony Clinton walczy o swoje dziedzictwo i o to jak przyszłe pokolenia ocenią jej wysiłek. Gdyby zrezygnowała z wyścigu kilka miesięcy temu, ludzie oceniliby ją jako osobę słabą, która była na czele i zrezygnowała. Teraz wielu postrzega ją jako osobę walczącą do końca, która odrodziła się i przez ten wyczyn, nawet jeśli nie może zdobyć nominacji, mogłaby być silniejszym kandydatem na jesieni. Clinton myśli też o swojej przyszłej karierze politycznej, być może spróbuje swoich sił znów za cztery lata. Oczywiście Clinton odejdzie po tym, kiedy wszystkie głosy zostaną oddane, czyli kiedy wszystko odbędzie się całkowicie w demokratyczny sposób.
WP: Który z kandydatów byłby mocniejszym przeciwnikiem Johna McCaina w jesiennych wyborach?
- Jeśli ktoś stawia na kandydata, który zaoferuje świeżą alternatywę rządzenia, Obama będzie tym kandydatem. W tym przypadku problemem nie będzie jego niewielkie doświadczenie, ale to że nikt naprawdę nie wie co ta alternatywa i jego wyborcze obietnice zmian oznaczają. Slogany używane przez Obamę w kampanii: „yes we can” i „vote for change”, będą musiały być bardziej sprecyzowane na jesieni. Ryzyko polega na tym, że Obama świetnie się sprawdził w prawyborach i "caucuses", natomiast nigdy nie miał możliwości sprawdzenia swoich sił na arenie globalnej polityki całego kraju.
Jeśli ktoś szuka kandydata, który jest w stanie wygrać w stanach stanowiących bazę wyborczą dla Demokratów w wyborach ogólnych, to Clinton jest tą osoba.
Jeśli Obama, rywalizując z McCainem, zjedna sobie zwolenników Hillary Clinton, których ona przekonała do siebie w okresie ostatnich miesięcy, jego szanse na zwycięstwo będą bardzo duże. Jeśli do tego nie dojdzie Obama prawdopodobnie przegra. Grupy, które w ostatnim czasie bardzo mocno poparły Clinton są bardzo ważne w wyborach ogólnych i, z mojego punktu widzenia, Clinton byłaby silniejszym kandydatem w obliczu Johna McCaina. Amerykanie lubią ludzi, którzy przestrzegają zasad i przepisów i grają fair. Jeśli chodzi o Hillary Clinton to zbyt wiele miała potknięć, wiele razy pokazała, że omija ogólnie przyjęte zasady i kieruje się własnymi, które działają na jej korzyść.
Mimo że Hillary być może jest znacznie silniejszym kandydatem w stosunku do Obamy, Amerykanie kierują się sprawiedliwością i dlatego Obama w przekonaniu wielu powinien wygrać, gdyż prowadzi w tych prawyborach. Jeśli Clinton będzie próbowała odebrać jemu i jego zwolennikom to zwycięstwo, to wygrana, może obrócić się przeciwko niej.
Jednym słowem nikt jeszcze nie wie jak ten wyścig się zakończy. Jest zbyt wiele decydujących zmiennych (wojna w Iraku, ekonomia, kto zostanie wybrany na wiceprezydenta oraz światowe opinie, które mogą skierować decyzje wyborców w innym kierunku itd.). Wiek Obamy i brak doświadczenia jest jego słabą stroną. Wiek McCaina i jego przeszłe doświadczenia są także jego słabością. Wydaje mi się ze wyścig do Białego Domu będzie bardzo trudny i ten kto wygra będzie miał bardzo małą przewagę, jednakże wszystko wskazuje na to, że będzie to kiepski rok dla Republikanów.
Rozmawiała Małgorzata Jaworska / Wirtualna Polska
Dr John Karaagac, wykładowca polityki publicznej w Centrum Spraw Publicznych i Środowiskowych (SPEA) na Indiana University oraz amerykańskiej polityki zagranicznej w Ośrodku Studiów Międzynarodowych (SAIS) na waszyngtońskim Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa. Zajmuje się naukowo m.in. amerykańską prezydenturą, polityką wewnętrzną i zagraniczną oraz kulturą polityczną.
Jest absolwentem University of California, Berkeley, Cambridge University i Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Pochodzi z San Francisco, obecnie mieszka w Bloomington w Indianie.
John Karaagac jest autorem czterech książek poświęconych amerykańskiej polityce: "Between Promise and Policy: Ronald Reagan and Conservative Reformism" [Między obietnicami a polityką: Ronald Reagan i konserwatywni reformatorzy], "John McCain: An Essay in Military and Political History" [John McCain: esej z historii polityki i wojskowości], "The Bush Paradox" [Paradoks Busha] oraz "The Fate of the Father" [Przeznaczenie ojca]. Współpracował też z polskim kwartalnikiem historycznym "Dzieje Najnowsze" (artykuł pt.: "Tendencje w republikańskiej polityce zagranicznej za czasów Trumana: idee, tradycje, komentarze" opublikowany w nr. 4/2007").