Dlaczego Bronisław Komorowski ukrywa swoje dzieci?
Bronisław Komorowski z dumą powtarzał w kampanii, że ma aż pięcioro dzieci. sztab bardzo się jednak starał, aby wyborcy nie mogli ich zobaczyć. Dlaczego? - zastanawia się w najnowszym wydaniu tygodnik "Polityka".
W przeddzień drugiej tury wyborów prezydenckich najstarsza córka kandydata Komorowskiego wraz z innymi wolontariuszami Klubu Inteligencji Katolickiej biegała z szuflą między domami zniszczonymi przez powódź. Parę dni wcześniej także jej brat skrzyknął przyjaciół, wsiedli w samochód i pojechali pomagać na tereny powodziowe. Ludzi, którzy skorzystali z ich pomocy nie mieli pojęcia, kto sprząta szlam i wrzuca do kontenera resztki ich dobytku.
Takie dzieci można by doskonale wykorzystać marketingowo w kampanii. Tym razem jednak do mediów nie wyciekły żadne przypadkowe zdjęcia Komorowskich. Zamiast tego sztab wyborczy rozsyłał listy, w których domagał się, aby o dzieciach nie pisać w ogóle.
Bronisław Komorowski już na początku kampanii poinformował bowiem swój sztab, że po rodzinnej naradzie podjęto wspólnie decyzję: dzieci się nie fotografują, nie firmują kampanii. Zamiast nich, do zdjęć stanie tylko żona. Nieobecność dzieci była tak dalece posunięta, że nie pogratulowały ojcu nawet wtedy, gdy zwyciężył w wyborach.
Dlaczego?
Przyjaciele rodzeństwa mówią, ze pierwszym powodem, dla którego dzieci nie pokazały swoich twarzy w kampanii, była niechęć do budowania własnej kariery na pozycji ojca. Do tego doszedł fakt, że już na początku lat 90. przed ich domem po raz pierwszy stanął ochroniarz i limuzyna. Zwyczajnie się wstydzili.
Według przyjaciół, dzieci nie były zachwycone, ze ojciec startuje na prezydenta. Że bedzie to samo, co dotąd, tylko bardziej.
Zgodnie z ustawą o Biurze Ochrony Rządu, dorosłe dzieci prezydenta nie podlegają ochronie, nie będą musiały więc ciągać za sobą wszędzie oficerów. Do tej ustawy jest jednak rozporządzenie, które obliguje ministra spraw wewnętrznych, by taką ochronę zarządzić w sytuacjach szczególnych, np. narodziny prezydenckiego wnuka. Ale też próba zrobienia z krzaków zdjęcia któremuś z prezydenckich dzieci (bo nie ma pewności, że to nie jest dokumentacja na potrzeby kogoś, kto chce zaszkodzić prezydentowi).
Dorosłe dzieci prezydenta muszą też zgłaszać pracownikom BOR wszelkie zakupy z internetu, bo paczkę trzeba sprawdzić. Muszą tez uważać na to, co piją i jedzą w miejscach publicznych, bo ktoś może im coś dosypać. Zbadany również zostanie każdy sygnał o ich niewłaściwych kontaktach towarzyskich, bo przecież za pośrednictwem dziecka ktoś może chcieć załatwić sobie coś u prezydenta.
Przyjaciele dzieci Komorowskich podkreślają, że celebryctwo, pierwsze strony gazet to nie są sprawy, które stanowiłyby dla nich jakąś wartość.
Poza tym, cała piątka młodych Komorowskich jest czuła na sprawy wolności obywatelskiej. Starszy syn Bronisława - Tadeusz w czasie pomarańczowej rewolucji pojechał nocnym pociągiem na Ukrainę, bo tak było najtaniej. Ma on też zwyczaj, żeby wsiąść w auto, pojechać, gdzie oczy poniosą i postawić namiot przy drodze w Polsce lub na Kresach.
Z punktu widzenia ochrony, wycieczka syna prezydenta pociągiem na Ukrainę albo na granicę z Białorusią byłaby katastrofą. Bo co? Oficerowie BOR będą towarzyszyć mu w pociągu, w sąsiednim wagonie? Będą szarpać się z pogranicznikami, którzy będą szarpać się z prezydenckim dzieckiem?
To może być kolejny powód, dla którego warto rodzinę schować - pisze "Polityka".