Świat"Die Welt": żebyśmy znowu nie musieli się wstydzić bycia Niemcami

"Die Welt": żebyśmy znowu nie musieli się wstydzić bycia Niemcami

Rząd Niemiec wykazuje wobec wojny w Ukrainie chłód i bierność, argument o konieczności unikania eskalacji nie pasuje do aktualnego zagrożenia – czytamy w "Die Welt".

Ukraińcy uciekający z kraju do Polski.
Ukraińcy uciekający z kraju do Polski.
Źródło zdjęć: © GETTY | NurPhoto

"Groźba eskalacji uchodzi za główny argument dla uprawiania polityki trzymania się z dala. To kuszący argument, który brzmi bardzo rozsądnie. Ale nie jest do końca przemyślany" - pisze Mathias Doepfner w eseju opublikowanym w środę (23.03.22) na pierwszej stronie niemieckiego dziennika "Die Welt".

Autor wspomina, że został wychowany jako pacyfista, ale gdy jeszcze w młodości poznawał historię Trzeciej Rzeszy, stało się dla niego jasne, że powściągliwość, dyplomacja i pokojowe apele nie wiele pomogły w konfrontacji z dyktatorem pokroju Hitlera. "Taką lekcję wyciągnąłem z drugiej wojny światowej: Nigdy więcej rasizmu, nigdy więcej ludobójstwa, nigdy więcej tolerancji dla nietolerancji, nigdy więcej appeasementu (polityki ustępstw)" - pisze Doepfner, pełniący obecnie funkcję prezesa koncernu medialnego Axel Springer.

Jak dodaje, utwierdził się w tym przekonaniu po zakończeniu zimnej wojny. Jego zdaniem upadek żelaznej kurtyny zawdzięczamy militarnej i ekonomicznej presji ze strony USA oraz odważnym ludziom, którzy wychodzili protestować na ulice, a nie pokojowym mowom wygłaszanym w Moskwie.

Egzamin dojrzałości w Kosowie

"Było coś wyzwalającego w tym, gdy minister spraw zagranicznych Joschka Fischer, akurat z partii Zielonych, w obliczu blamażu Zachodu, który nie zapobiegł masakrze w Srebrenicy w 1995 roku, przeforsował udział niemieckich żołnierzy w wojnie w Kosowie. Był to, w końcu, nowy, dojrzały rozdział niemieckiej polityki zagranicznej". Doepfner podkreśla, że to zdecydowana akcja wojskowa z niemieckim udziałem, a nie bierność, przyczyniła się do powstrzymania bestialskich mordów, z czego wypływa kolejna lekcja z niemieckiej historii: żadnej tolerancji dla ludobójstwa.

Pisząc o dyskusjach, jakie wywołują w Niemczech i Europie apele o bardziej zdecydowane przeciwdziałanie rosyjskiej agresji w Ukrainie, Doepfner zauważa pewien stary, utarty schemat. "Głosy oburzenia popłynęły z krajów albo kręgów, które żyją w pokoju, dobrobycie i nie mają doświadczenia z postępowaniem z rosyjskim prezydentem, a totalitarne zachowania znają tylko z podręczników historii albo telewizora. Z krajów i kręgów, które musiały albo nadal muszą walczyć o swoją wolność albo mają doświadczenie z dyktaturami, popłynęły głosy wsparcia".

Bez serca

Autor przekonuje, że argument o strachu przed eskalacją, nie pasuje do przypadku Putina, który sam eskaluje konflikt i to tym bardziej, im mniejszy opór napotyka. "Jeśli Ukraina upadnie, to na celownik może zostać wzięty kolejny cel. Kraje bałtyckie, a może nawet Polska". Zdaniem Doepfnera eskalacja konfliktu, do której dojdzie bez zachodniego i niemieckiego wsparcia dla Ukrainy, będzie o wiele bardziej prawdopodobna i niebezpieczna.

Doepfner zarzuca Niemcom, że w porównaniu choćby z Polską, zachowują się wobec wojny w Ukrainie biernie. "Uwidacznia się pewien chłód, brak serca: Przykro nam, ale nie jesteśmy za to odpowiedzialni. Nie możemy pomóc". Autor pisze, że brak reakcji na głośne przemówienie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego w Bundestagu, spowodował, że zaczął się obawiać, iż Niemcy marnują właśnie drugą szansę, jaką historia dała im po drugiej wojnie światowej.

"Może nasz rząd wyciągnie jeszcze właściwe konsekwencje z naszej historii. Abyśmy pewnego dnia znowu nie musieli się wstydzić bycia Niemcami" - czytamy.

Źródło artykułu:Deutsche Welle
wojna w Ukrainierosjaniemcy
Wybrane dla Ciebie