Świat"Destabilizacja w Europie Środkowej to objaw dojrzewania demokracji"

"Destabilizacja w Europie Środkowej to objaw dojrzewania demokracji"

Komentując polityczne perturbacje w krajach Europy Środkowej, m.in. w Polsce, "Washington Post" podziela pogląd, że są one objawem kryzysu demokracji, ale uważa go za normalne zjawisko przejściowe, które nie powinno zahamować dalszego rozszerzenia Unii Europejskiej.

28.10.2006 | aktual.: 28.10.2006 20:15

W artykule redakcyjnym dziennik wspomina o niedawnych zamieszkach na Węgrzech, które zakłóciły obchody 50. rocznicy antykomunistycznej rewolucji, ale ocenia, że "stan polityki na Węgrzech wygląda nieźle w porównaniu z większością innych poprzednio komunistycznych krajów Europy Środkowej". Jako negatywne przykłady podaje Słowację i Polskę.

Zaniepokojona UE

"Polski rząd jest zdominowany przez braci-bliźniaków: prezydenta i premiera. Ich najbardziej godnymi uwagi czynami były obelgi pod adresem sąsiednich Niemiec oraz atak na niezależność banku centralnego kraju" - pisze gazeta.

Na Słowacji - czytamy w artykule redakcyjnym - "rządzi koalicja populistów, autokratów i rasistów, którzy obiecują cofnąć reformy", wprowadzone przez ekipę poprzedniego premiera Mikulasza Dzurindy.

"Washington Post" zwraca uwagę, że sytuacja ta budzi niepokój w UE, iż nacjonalistyczne i ekstremistyczne partie, które weszły do koalicji rządowych w krajach Europy Środkowowschodniej "mogą w końcu stanąć na czele ich rządów, co oznaczałoby zerwanie z podstawowymi dla Unii zasadami praw człowieka".

"Inni trapią się, że naprawa instytucji Unii nadwerężonych po odrzuceniu proponowanej konstytucji w zeszłym roku będzie niemożliwa z takimi nieatrakcyjnymi i niestabilnymi partnerami - i wszelkie nadzieje na dalsze rozszerzenie UE zostaną stracone" - czytamy w komentarzu.

Wahadło powróci na miejsce

Jego autor nie podziela jednak tych obaw. "Pesymizm jest przesadny" - pisze. "Mimo politycznych schorzeń, kraje Europy Środkowej kwitną gospodarczo i ich liczni pracownicy oraz głodni sukcesu przedsiębiorcy stwarzają nadzieję, że Europa jako całość odżyje. Wzlot siły partii populistycznych i nacjonalistycznych jest częściowo reakcją na lata przymusowego konsensu narzuconego przez poprzednie rządy, które starały się spełnić liczne kryteria warunkujące wejście do Unii Europejskiej. Kiedy przekroczyły linię mety, kontrreakcja przeciwko rozmyciu się ich krajów w ponadnarodowym superpaństwie była nieunikniona. Wahadło powróci na miejsce, jak populiści się potkną" - przewiduje.

Zdaniem "Washington Post", rozluźnienie więzi krajów Europy Środkowej z Zachodem jest wykluczone, gdyż obawiają się one Rosji.

"W miarę jak Rosja będzie coraz bardziej agresywna wobec swych sąsiadów, byłe satelity dawnego ZSRR zareagują na to prawdopodobnie przez jeszcze większe związanie się z Unią Europejską i NATO. Dla polskich nacjonalistów może być satysfakcjonujące udawać, że Niemcy są ich przeciwnikiem, albo dla Węgrów - próby zrównywania ich obecnych socjalistycznych przywódców ze stalinowcami z 1956 roku. Jednak po 45 latach gorzkich doświadczeń z despotyzmem środkowi Europejczycy nie porzucą prędko zachodniej demokracji i swoich sojuszy z Zachodem" - konkluduje "Washington Post".

Tomasz Zalewski

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)