"Der Spiegel": Niemcy rozbudowują swój system kontroli internetu
Władze Niemiec zareagowały ze spokojem na doniesienia o penetracji internetu przez Narodową Agencję Bezpieczeństwa (NSA) w USA, ponieważ same korzystają z informacji od amerykańskich służb. Rozbudowują też swój własny system szpiegowski - podał "Der Spiegel".
16.06.2013 | aktual.: 16.06.2013 14:30
W najnowszym wydaniu "Der Spiegel" zwraca uwagę, że chociaż niemiecka opinia publiczna jest wyjątkowo uczulona na wszystkie przypadki naruszenia ochrony danych, to reakcja władz w Berlinie na ujawnione w zeszłym tygodniu przez media rewelacje o systemie PRISM była bardzo stonowana.
- Badamy sprawę - oświadczył rzecznik rządu Steffen Seibert. "Oburzenie wygląda inaczej" - komentuje "Der Spiegel".
Jedną z przyczyn niemieckiej wstrzemięźliwości upatruje tygodnik w planach niemieckiego wywiadu zagranicznego BND, który zamierza w ciągu najbliższych pięciu lat zainwestować 100 mln euro w rozbudowę swojego programu kontroli internetu. O sto osób ma zwiększyć się departament "Techniczne rozpoznanie" BND; znacznemu zwiększeniu ulegnie wydajność serwerów. To "największy projekt modernizacyjny w historii BND" - czytamy w tygodniku.
Do roku 2018 niemieckie służby chcą stać się "czymś w rodzaju 'mini-NSA'" - piszą autorzy materiału. - Nie może być tak, że przestępcy stale zwiększają swoje techniczne możliwości, a my jako państwo nie jesteśmy w stanie im dorównać - powiedział minister spraw wewnętrznych Hans-Peter Friedrich (CSU).
"Der Spiegel" wyjaśnia, że zakres penetracji internetu przez niemieckie służby jest znacznie mniejszy niż w USA, jednak zasada ich działania jest identyczna. BND ma dostęp do wszystkich centralnych punktów węzłowych komunikacji cyfrowej. Najbardziej intensywna kontrola ma miejsce we Frankfurcie nad Menem, przez który przepływają rozmowy telefoniczne, e-maile, rozmowy za pomocą Skype'a i SMS-y z Rosji, Europy Wschodniej, Afryki, Afganistanu i Pakistanu. Wzbudzające zainteresowanie kontrolerów informacje są kopiowane i przesyłane do centrali BND w Pullach pod Monachium, gdzie się je analizuje.
Ustawa zezwala na kontrolowanie jedynie 20 proc. zawartości informacji.
Jak twierdzi "Der Spiegel", niemieckie służby nie radziły sobie do tej pory z nawałem informacji. W ub. r. skontrolowały jedynie 5 proc. przekazywanych za pośrednictwem internetu wiadomości i rozmów. Jak podkreśla niemiecki tygodnik, służbom wolno kontrolować jedynie informacje przychodzące z zagranicy - niemieccy użytkownicy internetu są chronieni przed kontrolą, jednak w praktyce taki podział nie zawsze jest możliwy.
Innym powodem spokojnej reakcji Berlina na rewelacje o systemie PRISM jest - zdaniem "Spiegla" - fakt, iż niemieckie władze chętnie korzystają z przekazywanych przez Amerykanów informacji. W niemal wszystkich procesach przeciwko terrorystom w ciągu ostatnich 10 lat informacje przekazane przez NSA odegrały istotną rolę.
Niemiecka minister sprawiedliwości Sabine Leitheusser-Schnarrenberger (FDP), która - jako jedyna przedstawicielka koalicji rządowej - ostro skrytykowała praktyki stosowane przez NSA, wezwała kanclerz Angelę Merkel, by poruszyła ten problem podczas spotkania z prezydentem USA Barackiem Obamą w Berlinie w najbliższą środę.