"Der Popolski Show" - kabaret, który bawi Niemców i Polaków
O takiej karierze marzy skrycie każdy komik. Im się udało do tego stopnia, że określa się ich sformułowaniem "multimedialny fenomen". To niemiecka grupa kabaretowa, twórca "Der Popolski Show" wyświetlanego w WDR i kilku innych niemieckich stacjach.
Ten program rozrywkowy od szeregu miesięcy gromadzi przed telewizorami liczną podobno publiczność. Ale bawi też niemiecką, a także coraz częściej i polską widownię na spotkaniach na żywo, których grupa ma w swoim kalendarzu coraz więcej, objeżdżając Niemcy wzdłuż i wszerz.
Receptą na sukces okazała się kpina z Polaków, jednak kpina na tyle szczególna, że wielu polskich widzów cieszy do łez. Wąsaty facet, spoglądający na nas z ekranu telewizora (lub ze sceny) przedstawia swoją rodzinę Popolskich z polskiego blokowiska w Zabrzu.
Na pierwszym, drugim i trzecim planie napoje wyskokowe z niezawodną wódką w roli głównej, tu pod zbiorczym pojęciem "witamina W". Zresztą głowa rodziny Popolskich regularnie "przepija" swoje monologi z gromkim okrzykiem "na zdrowie!" wypowiadanym łamaną polszczyzną. Opowiadanie o Polakach w kontekście ich rzekomego pijaństwa to nic zaskakującego; niemieccy satyrycy i pseudo satyrycy eksploatują stereotyp pijanego Polaka do granic przyzwoitości.
Jednak tutaj sprowadzanie całego dowcipu niemieckiej grupy do polskiego alkoholizmu byłoby wysokoprocentowym nadużyciem. Rodzina Popolskich jest zabawna przez rzekome związki swego dziadka ze światową muzyką POP. Jak się okazuje, autorem wszystkich najpopularniejszych motywów muzycznych i hitów w muzyce popularnej ostatnich dziesięcioleci jest senior rodu Popolskich, Pjotrek Popolski, który sto lat temu w małej polskiej miejscowości przy okazji święta kościelnego, po wychyleniu 22 kieliszków wódki za zdrowie Najświętszej Maryi Panny, osiągnął stan nadzwyczajnej twórczej płodności. Stworzył tedy tysiące hitów, które jego wnuk, obrotny handlarz używanymi samochodami, sprzedał międzynarodowym gwiazdom, nie dbając o tantiemy dla reszty familii.
Współczesna rodzina Popolskich, zniesmaczona kiepskimi wykonaniami największych artystów, postawiła więc sobie za cel zaprezentowanie oryginalnych, "wygładzonych" wersji utworów dziadka Popolskiego. Na tej kanwie rozgrywa się akcja odcinków "Der Popolski Show", które sprzedają się nieźle już nie tylko w WDR, ale także w NDR, nadającej w północnych landach, czy jednej z telewizji bawarskich.
W różnych już miejscach wbijana była polska flaga, by przypomnieć skandaliczny odcinek popularnego programu rozrywkowego w TVN z pewnym rysownikiem w roli gościa, kiedy to flaga wylądowała w psich odchodach. Tym razem polska flaga tkwi na wykałaczce w ogórku, a wszystko razem oprawione w złote ramy z podpisem "Live in Zabrze". Całość stanowi stronę tytułową programu.
Pomysł na serię muzycznego show narodził się podobno w Zagłębiu Ruhry, regionie licznie zamieszkałym przez Polonię, w głowie Achima Hagemanna, niemieckiej postaci obecnej od jakiegoś już czasu w niemieckim środowisku rozrywkowym. Jak sam twierdzi, zainspirowało go zakrapiane spotkanie z polskimi znajomymi w jednej z knajp w Kolonii. Do stworzenia show przydało się także doświadczenie muzyczne frontmana Hagemanna, który w roli muzyka wraz z niemieckim komikiem Hape Kerkelingiem stworzył udany duet.
I obok miejscami znakomitych dialogów i monologów gwoździem programu "Der Popolski Show" jest właśnie muzyka, na którą składają się własne wykonania utworów takich gwiazd jak Modern Talking czy Queen, z obszerną historią powstania, którą główny bohater, Paweł Popolski, opowiada dowcipnie do każdego z nich. W ten sposób ze znanych niemal każdemu hitów, dzięki zabawie tempem i instrumentalizacją, powstaje muzyka, będąca tłem całości. Do tego dochodzi odkrywanie różnych ciekawostek, w stylu choćby tej, że osiedle z wielkiej płyty jest polskim wynalazkiem wcześniejszym niż Wielki Mur chiński czy piramidy w Egipcie.
Jak mówi sam frontman grupy, Hagemann, jest to dowcipne ujęcie polskich cech, mające na celu zerwanie ze skojarzeniem Polaka-złodzieja, czy Polaka-bezideowca. Jakkolwiek jest naprawdę, pozostaje faktem, że występy sceniczne w Niemczech w piątej części zaszczyca obecnością właśnie polska publiczność, nierzadko powiewając z widowni polskimi flagami.
Jak widać, dowcip o Polakach, z elementami skandalu (ogórek z flagą) i świętokradztwa (toast za zdrowie Matki Boskiej) sprzedaje się nieźle, by nie powiedzieć - stanowi punkt wyjścia do kariery, i, jak twierdzą niektórzy i co szczególnie ciekawe, może wbrew pozorom nawet przyczynić się do poprawy obrazu Polaków w oczach niemieckiego społeczeństwa. Cóż, pożyjemy zobaczymy.
Z Drezna dla poloniaw.wp.pl
Witold Horoch