Dedonaldyzacja
To nie Donald Tusk rządzi Platformą Obywatelską. Partia podąża tam, gdzie ją kierują media. A to znaczy, że potrzebny jej przywódca z prawdziwego zdarzenia.
Platforma Obywatelska wciąż nie doszła do siebie po serii ciosów otrzymanych jesienią. Przypomina boksera, który co prawda trzyma się na nogach, ale nie bardzo wie, co się wokół niego dzieje. Świat wiruje mu przed oczami, odgłosy dochodzą jakby zza żelaznego wieka, a każda sekunda do zbawiennego gongu ciągnie się w nieskończoność. Bokser ma tylko kilka chwil, by przed ponownym wyjściem na ring odzyskać równowagę oraz zapał do walki. Platforma Obywatelska jest w lepszej sytuacji - czasu ma znacznie więcej. Tyle że nie jest to wieczność.
Partia bez właściwości
Kto w tej chwili rządzi Platformą Obywatelską? Chyba najwłaściwsza odpowiedź na to pytanie brzmi: media. Gdzieś tak od czasu porażki w wyborach parlamentarnych zdezorientowani liderzy PO traktują media jako sprzymierzeńca i głównego doradcę. I konstruują swą politykę tak, by zyskać poklask w największych gazetach i tygodnikach. A nawet więcej - działają w sposób, który im te media suflują.
Zaraz po wyborach do Sejmu przez prasę przetoczyła się publicystyczna kampania mająca zniechęcić PO do tworzenia rządu z PiS. Główne role odegrały tu "Gazeta Wyborcza" i "Wprost". Mniej stanowcza, bo znacznie dłuższa, a przez to rozcieńczona, była kampania zachęcająca PO do zmiany wizerunku - z radykalnego na znacznie bardziej umiarkowany, centrowy. Dziś widać, że oba publicystyczne postulaty zostały karnie zrealizowane przez liderów Platformy. Partia pozostaje w opozycji (tu oczywiście swoje trzy grosze dorzucili zaczadzeni triumfem politycy PiS), zaś jej język coraz bardziej przypomina retorykę nieboszczki Unii Wolności. Miast do sanacji państwa PO zachęca do umiaru, samą siebie namaszcza na jedyną strażniczkę zdrowego rozsądku i roztacza ponurą wizję rządów skrajnej prawicy.
Mówiąc delikatnie, to zwrot tyleż nagły, ile strategiczny i trudno go tłumaczyć taktycznymi względami opozycyjności. Wygląda raczej na to, że Platforma Obywatelska to formacja bez właściwości, która mówi to, co jej zdaniem jest akurat opłacalne. Już kiedyś ogłaszała wszak krucjatę przeciw Samoobronie, a gdy sondaże okazały się mało zachęcające, zaraz się z tej krucjaty wycofała. Symboliczną postacią tego przepoczwarzenia PO staje się Paweł Śpiewak. To on - przypomnijmy - jest autorem słynnego sformułowania "IV Rzeczpospolita". To on był jednym z intelektualnych akuszerów programu radykalnej przebudowy państwa. Dziś można go usłyszeć, jak frasuje się sytuacją Zbigniewa Sobotki, który przecież nie jest przestępcą, więc więzienie nie jest dla niego odpowiednim miejscem. Tego typu wypowiedzi polityka, który walczył przecież z zasadą, że są równi i równiejsi wobec prawa, to nic innego jak wyraz zagubienia i powyborczego szoku, który trwa już stanowczo za długo.
Fikcyjny świat
Jedynym pomysłem PO na prowadzenie polityki jest działanie pod media. I to ogromny błąd. Liderzy PO mylą media z opinią publiczną. To śmiertelna pułapka, którą zastawiają na samych siebie. Tym to dziwniejsze, że wpadli w nią już kiedyś działacze Unii Wolności, od których liberałowie uciekli, gdzie pieprz rośnie, tuż przed ostateczną katastrofą. Teraz sami powielają ich błędy - a wydawałoby się, że nawet dzieci czegoś się uczą. Zresztą i sami liberałowie o mało nie zostali kiedyś zagłaskani przez media - za czasów swej pierwszej prosperity na początku lat 90.
Sympatia mediów to wbrew pozorom zjawisko niebezpieczne. Polityk pieszczony przez dziennikarzy stopniowo traci kontakt z rzeczywistością, a w końcu wierzy, że jedyną prawdziwą rzeczywistością jest ta medialna. Sądzi, że jest czczony i uwielbiany. Gdy świat wysyła mu sygnały inne niż te otrzymywane z gazet - obraża się na świat.
Masowo na tę chorobę zapadli politycy Unii Wolności, a później PD, którzy do dzisiaj nie rozumieją chyba, dlaczego ponieśli tak potworną klęskę, skoro byli pupilkami mediów. A to tymczasem bardzo proste. Mediów nie należy traktować jako pasa transmisyjnego do wyborców. Równie często to mur, który odgradza od realnego świata, a nie do niego przybliża. Utrata kontaktu z rzeczywistością to dla polityka koniec.
W tym mediocentryzmie polityków PO jest jeszcze jeden, dość zabawny aspekt. Otóż wśród suflerów zachęcających Platformę, by pełniła funkcję przedmurza cywilizacji przeciwko PiS, pierwsze skrzypce grają publicyści związani niegdyś z Unią Wolności. Tacy choćby jak Waldemar Kuczyński. Przypomnijmy, że PO powstała, ponieważ liberałowie nie godzili się z polityczną dominacją tego środowiska i dlatego opuścili UW. Urwawszy się ze smyczy politycznej, teraz sami zakładają sobie na szyję następną, godząc się na intelektualną zwierzchność dawnych adwersarzy. Ciekawe, czy chociaż zdają sobie z tego sprawę? Tusk zagubiony
Można współczuć Tuskowi, że przegrał w tak dramatycznych okolicznościach. Zapewne czuł się niczym piłkarze Bayernu Monachium, którzy w 90. minucie meczu prowadzili z Manchesterem United 1:0 i wydawało się, że są murowanymi triumfatorami Ligi Mistrzów w roku 1999. Dwie minuty później przegrywali 1:2 i z boiska schodzili pokonani, nie bardzo wiedząc, co się stało.
Tusk szybko podniósł się po tej porażce - nie jest człowiekiem złamanym i należy to podziwiać. Ale od przywódcy trzeba wymagać czegoś więcej - by jego umysł i intuicja działały nadal w sposób niezmącony. Tymczasem bracia Kaczyńscy stali się obsesją przewodniczącego Platformy i ta obsesja wydaje się wpływać na działania Tuska bardziej niż zimna kalkulacja. W PO panuje obiegowy pogląd, że do koalicji z PiS doszłoby, gdyby Tusk został prezydentem. Co to znaczy? Oprócz zwalania winy na wyborców (głosowali nie na tego, co trzeba) mamy w tym sugestię, że na politykę PO wpłynęły osobiste urazy jej szefa. W dużej korporacji określono by takie zachowanie jako "mało profesjonalne".
Samemu przewodniczącemu coraz trudniej będzie przekonać swą partię, że pozostanie w opozycji było decyzją słuszną i wynikało z czego innego niż leczenie własnych kompleksów. Platformie niełatwo będzie zostać formacją autentycznie opozycyjną, zachowując własną tożsamość. PiS i PO to wbrew opiniom tyleż obiegowym, ile niemądrym formacje bliskie sobie ideowo, historycznie i programowo. Niezręcznie będzie chłostać publicznie bliskiego kuzyna za to tylko, że jest podobny do chłoszczącego. Tusk zresztą ma świadomość tej trudności i otwarcie przyznaje, że nie jest pewny, czy jego partia dobrze odegra rolę twardej opozycji. Bardziej wiarygodni zawsze będą postkomuniści z SLD oraz populiści z Samoobrony, gdy tylko Andrzej Lepper uzna, że flirt z braćmi Kaczyńskimi przestał mu się opłacać. Platforma wykonuje więc rytualne gesty partii opozycyjnej, choć jak to bywa z rytuałem - mało kto wie, jaki jest jego głębszy sens. Dobrym, lecz smutnym przykładem tej nieklarowności stało się głosowanie w sprawie "becikowego".
Platforma ramię w ramię z LPR i Samoobroną zagłosowała na złość PiS, nagle porzucając ku zdumieniu opinii publicznej swą propaństwową postawę. Pytanie, jaką być opozycją, nadal czeka na odpowiedź. W tej sytuacji w głowach niektórych działaczy PO kiełkuje myśl, że należy wymienić przywódcę albo przynajmniej wywrzeć na niego oddolną presję. Coraz śmielej sugeruje to Janusz Gowin, krakowski intelektualista, a ostatnio senator PO. Głośno obecne kierownictwo Platformy krytykował Andrzej Sośnierz i został z partii wyrzucony. Ale to chirurgiczne cięcie może nie wystarczyć, jeśli partia wciąż będzie dryfować.
Nieusuwalny?
Wątpliwe, by Donald Tusk dokonał zwrotu i postawił na porozumienie z PiS, czego oczekuje spora część tak zwanych partyjnych dołów. Jeśli jednak tego nie uczyni, może dojść do rozłamu albo próby zmiany przewodniczącego. Bardziej prawdopodobne jest to drugie, w PO nie ma bowiem wielu entuzjastów prostego przejścia do PiS. Krytycy Tuska uważają, że Kaczyński równie źle wywiązał się z powierzonej sobie roli przywódcy. Samo narastające przekonanie, że czas wymienić Tuska, jednak nie wystarczy. Potrzebny jest ktoś, kto byłby lepszy od niego. I tu zaczynają się schody. Po pierwsze, pozycja przewodniczącego w partii wydaje się bardzo mocna. To on ją zakładał, on ją kontroluje, on układał listy kandydatów do Sejmu i jego ludzie dominują w klubie parlamentarnym. Po drugie, jakoś nie widać następcy. Jedyną osobą o podobnej pozycji w partii co Tusk jest obecnie Jan Rokita. To jemu i aferze Rywina platformersi zawdzięczają awans do politycznej ekstraklasy. W dodatku niedoszły premier z Krakowa uchodzi za polityka
znacznie bardziej skłonnego do porozumienia z PiS, a tego niezadowoleni oczekują od nowego lidera. Tyle że jednocześnie Rokita to połowa przywódczego tandemu PO, a zatem w równym stopniu co Tusk odpowiada za wszystkie porażki. W dodatku krakowianin to polityczny outsider niemający własnego zaplecza, także dlatego że jest mistrzem świata w zrażaniu do siebie ludzi. Układ Tusk-Rokita wydawał się tak dobry, bowiem obaj politycy doskonale się uzupełniali. Rokita wiedział, co chce zrobić, a Tusk zapewniał mu wehikuł - Platformę Obywatelską - by do tego celu dotrzeć. W starciu z Tuskiem Rokita - gdyby ten ostatni się na nie zdecydował - nie ma najmniejszych szans. Zatem kto? Przywódcze aspiracje emanują z Bronisława Komorowskiego, ale w ich zrealizowaniu przeszkodzi mu nie tylko zabójczy wąsik, lecz także podobieństwo jego pomysłu na przyszłość do Tuskowego. Po co zatem zmieniać lepszy model tego samego wyrobu na gorszy? Nie widać w PO nikogo, kto mógłby teraz zagrozić Tuskowi. To niedobrze, ponieważ partia
pozbawiona autentycznego lidera gubić się będzie coraz mocniej. Ale jeszcze gorsze jest to, że w tej formacji o wielkich ambicjach nie ma indywidualności, które mogłyby się pokusić o rywalizację z przegranym liderem i politykiem nie największego przecież kalibru.
Zarazem ten kaliber Tuska jest pocieszeniem dla jego oponentów. Żeby pozbawić przywództwa Tadeusza Mazowieckiego w Unii Wolności, trzeba było sięgnąć po ,zagraniczne" posiłki w osobie Leszka Balcerowicza. Tutaj importowanie kogoś na kształt księcia Ruryka nie będzie chyba potrzebne. W dzisiejszych czasach przywódcę politycznego robi się w kilka tygodni. Trzeba tylko wybrać odpowiedni materiał. Te poszukiwania już się w Platformie rozpoczęły.