Dawcy szpiku czekają w kolejkach
Ludzie, którzy mogą ratować życie, latami
czekają, aż ktoś ich przebada - alarmuje "Metro". Szpitale
tłumaczą, że na kosztowne badania brakuje im pieniędzy. Firma
rozdzielająca ministerialne środki jest zdziwiona.
07.12.2006 | aktual.: 07.12.2006 03:38
By kogoś zakwalifikować jako dawcę, potrzebne są szczegółowe i kosztowne badania. Nie mamy na to środków- tłumaczy Stanisław Dyląg, dyrektor katowickiego centrum krwiodawstwa. W kolejce do badań czeka tu kilkuset chętnych. Podobnie jest w wielu innych ośrodkach w Polsce - pisze "Metro".
Ja zupełnie nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi! W mojej klinice zdarza się, że dziecko traci życie, ponieważ nie możemy znaleźć dawcy, a w bankach wydłużają się kolejki- oburza się prof. Alicja Chybicka z Kliniki Transplantacji Szpiku, Hematologii i Onkologii Dziecięcej AM we Wrocławiu.
Kasę z ministerstwa - w tym roku ok. 1,5 mln zł - rozdziela Poltransplant, firma koordynująca przeszczepy w Polsce. Jej władze zrzucają winę na nieudolność placówek. To kompletne żarty- mówi Jolanta Hołoweńko, wicedyrektor Poltransplantu. Pieniędzy jest dosyć, tylko centra nie potrafią ich wydawać - ocenia.
W czasie, gdy instytucje nawzajem obarczają się winą, sprowadza się szpik z zagranicy, który jest prawie 100% droższy i kosztuje nawet 16 tys. zł! W ubiegłym roku na 157 przypadków, rodzimych dawców było tylko 11. Dlaczego są pieniądze na zagraniczny szpik, a nie ma na badania polskich dawców? Nie wiadomo - pisze "Metro". (PAP)