Daty Polaków
Wydany właśnie inauguracyjny tom „Kartek z PRL” na pierwszy rzut oka wygląda na solidny akademicki podręcznik do najnowszej historii. Wrażenie może potwierdzać podtytuł: „Ludzie, fakty, wydarzenia, pod redakcją prof. dr. hab. Wiesława Władyki” - pisze Adam Szostkiewicz tygodniku "Polityka".
11.05.2005 | aktual.: 11.05.2005 09:26
Oj, nie wszyscy mieliśmy piątkę z historii – to chyba nie dla nas. Nieprawda. „Kartki z PRL” to doskonałe uzupełnienie domowej biblioteczki każdego Polaka-obywatela.
Syntez czasów Polski Ludowej nam przybywa, nie było za to dotąd takiej opowieści. Jakub Karpiński wydał na emigracji coś podobnego, przegląd najważniejszych wydarzeń „polskich lat”, Marta Wyka opublikowała bezcenną kronikę najnowszej historii kulturalnej. Ale piątka autorów pod kierunkiem naszego redakcyjnego kolegi stworzyła rzecz właściwie bezprecedensową – rozumowane kalendarium historii Polaków od stycznia 1944 r. do – tu kończy się omawiany tom pierwszy – grudnia 1980 r.
Piszę umyślnie: „kalendarium historii Polaków”, bo chcę podkreślić, że tytuł główny jest nieco mylący. Tak, najwięcej tu dat i wydarzeń krajowych, a więc historii PRL, ale jakby kontrapunktem przeplecionych z kroniką polskiego wychodźstwa patriotycznego, które z dala od kraju żyło nim i sobą. To moralny gest historycznej rzetelności. Autorzy nie zapomnieli też o „krajowcach” wykluczonych z oficjalnego życia: żołnierzach podziemia, działaczach różnych nurtów antykomunistycznej opozycji, zaangażowanych katolikach (i tych niepokornych, i tych nastawionych na współpracę z ustrojem), twórcach kultury - dodaje publicysta "Polityki".
Mało tego. Prócz niezwykle przejrzyście podanej kroniki „faktów i ludzi” czytelnik może też poczuć smak powojennej rzeczywistości. Nie są bowiem „Kartki” li tylko zapisem wydarzeń politycznych, lecz także historią społeczeństwa i obyczaju. Oto więc dowiadujemy się, że gdy szlagier „Czerwone maki” grano w Polsce w restauracjach, goście wstawali i istniał niepisany zakaz tańczenia w takt piosenki, władze zaś wydały w 1948 r. zakaz jej wykonywania, uchylony dopiero osiem lat później. Albo że w latach powojennych wzywano do pracy w gospodarstwach rolnych dźwiękiem syren, „buczków” fabrycznych i dzwonków - pisze Adam Szostkiewicz tygodniku "Polityka".