Darmozjady z nazwiskiem? Jak zatrudniają firmy rodzinne?
25.02.2011 | aktual.: 25.02.2011 17:28
Przedsiębiorcy niechętnie zatrudniają kogoś tylko dlatego, że nosi on to samo nazwisko. Więzy krwi są ważne, ale tylko na rodzinnym spotkaniu. Lepiej, gdy kuzyn, wujek lub teść ma konkretne kwalifikacje i predyspozycje do pracy.
Rola więzi rodzinnych w mikroprzedsiębiorstwach jest nie do przecenienia. Wyniki badań pokazują, że osoby z kręgów rodzinnych znajdują pracę w ponad 45 proc. firm. Dzięki angażowaniu rodziny przedsiębiorca może znacznie ograniczyć bieżące koszty funkcjonowania, zapewnić swemu biznesowi rozwój i trwanie w przyszłości.
Jednak przedsiębiorcy mają wymagania co do członków rodziny. Nie każdy kto nosi to samo nazwisko może z miejsca liczyć na angaż. Lepiej ma bliższa rodzina (mąż, żona, dzieci, rodzice, rodzeństwo) niż dalsza (kuzyni).
- Jeżeli chodzi o najbliższą rodzinę, czyli powiedzmy dorosłe dzieci, to tak. Po to w końcu się prowadzi firmę, nie zabiorę jej ze sobą do grobu. Natomiast jaka dalsza rodzina, to jestem sceptycznie nastawiony. Łatwo o niezręczne sytuacje, bo kto by chciał więcej zarabiać, a nie wiadomo jak to powiedzieć - mówi właściciel pewnej firmy brukarskiej.
Przedsiębiorcy niechętnie też patrzą na "darmozjadów z nazwiskiem". Lepiej, gdy członek rodziny ma konkretne kwalifikacje lub predyspozycje do pracy. Pewna właścicielka firmy handlowej zatrudniła swojego brata jako przedstawiciela handlowego, ponieważ uważała go za osobę błyskotliwą, uczciwą i umiejącą dogadać się z klientami - młodymi mężczyznami, którzy nie zginają małego palca, gdy piją kawę z kubka. Inny przedsiębiorca zatrudnił swoją córkę znającą świetnie języki obce, która pomogła produktom firmy zaistnieć na rynku zagranicznym i zwiększyć sprzedaż. A w firmie świadczącej usługi rehabilitacyjne pracę znalazł siostrzeniec właścicielki (dyplomowany masażysta) oraz kuzynka (wykwalifikowana pielęgniarka).
Poleć krewniaka znajomym
Na co może zatem liczyć dalsza rodzina? Odmówić zupełnie nie wypada, bo grozi to przyczepieniem etykietki "patrzcie go, milioner się znalazł, a słoma z butów wystaje". Rozwiązaniem jest prośba o polecenie znajomemu. Jak opowiada cytowany już właściciel firmy brukarskiej: - Miałem sytuację, że ktoś z rodziny prosił o zatrudnienie. Pomogłem, ale załatwiłem pracę w innej firmie, u znajomych.
Z zastrzeżeniem: ta inna firma i osoba zatrudniona powinny należeć do innego środowiska zawodowo-kulturowego niż osoba polecająca. W ten sposób osoba polecająca nie bierze na siebie odpowiedzialności oceny przydatności osoby polecanej - pozostawia to potencjalnemu pracodawcy. Działa jak gazety lub serwisy internetowe z ofertami pracy - podsuwa nazwisko możliwego kandydata i na tym koniec. Nie zepsuje to dotychczasowej znajomo ci, a być może wszyscy będą zadowoleni.
MK
Cytowane wyniki badań i wypowiedzi przedsiębiorców pochodzą z książki "Zatrudnianie po znajomości. Kapitał społeczny na rynku pracy" Bartosza Sławeckiego (Wydawnictwo C.H. Beck, 2011). Wykorzystanie za wiedzą Wydawcy.