PolskaDariusz P. oskarżony o zabicie pięciorga najbliższych

Dariusz P. oskarżony o zabicie pięciorga najbliższych

Gliwicka prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Dariuszowi P., któremu zarzuca podpalenie domu w Jastrzębiu Zdroju i zabicie w ten sposób pięciorga członków najbliższej rodziny. Mężczyźnie grozi dożywocie.

Dariusz P. oskarżony o zabicie pięciorga najbliższych
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Grygiel

12.03.2015 | aktual.: 12.03.2015 11:22

Informację o zakończeniu śledztwa i skierowaniu do sądu aktu oskarżenia przekazał prok. Piotr Żak z gliwickiej prokuratury. Sprawą zajmie się rybnicki ośrodek Sądu Okręgowego w Gliwicach.

W pożarze, do którego doszło w maju 2013 roku, zginęła żona Dariusza P. oraz czworo ich dzieci. P. został zatrzymany i aresztowany pod koniec marca 2014 r. Gliwicka prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna, który dzięki akcji ratowniczej ocalał z pożaru. W procesie P. będzie groziła kara nie mniejsza niż 12 lat więzienia, maksymalnie - dożywocia.

- Oskarżony nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Jego wyjaśnienia były zmienne w toku procesu. Zdaje się, że dostosowywał je do gromadzonego materiału dowodowego - mówił podczas briefingu w Gliwicach prok. Żak. - Po zdarzeniu (...) podjął szereg czynności mających na celu odwrócenie podejrzeń od swojej osoby. Można jednak powiedzieć, że te działania były nieudolne i - wręcz przeciwnie - wskazywały na sprawstwo Dariusza P. - zaznaczył śledczy.

Miał długi, potrzebował pieniędzy

Prokuratura nie ma wątpliwości, że to Dariusz P. podłożył ogień w domu, w którym spała jego żona i dzieci. Motywem przestępstwa miała być chęć uzyskania pieniędzy z polis. Według ustaleń śledztwa Dariusz P. na krótko przed pożarem zawarł szereg umów ubezpieczeń majątkowych i osobistych - na wysokie kwoty. Z domu usunął wartościowe przedmioty.

Z wiedzy prokuratury wynika, że oskarżony miał poważne długi. Śledczy w komunikacie podali, że chodziło o "znaczne zadłużenie w Urzędzie Skarbowym, a także z tytułu obowiązków alimentacyjnych".

Prok. Żak relacjonował podczas briefingu, że w akcie oskarżenia znalazł się zarzut "sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób w postaci pożaru, w następstwie którego sześć osób odniosło poważne obrażenia ciała, z których pięć osób zmarło oraz usiłowanie zabójstwa jednej osoby". Dowody wskazują, że oskarżony działał "w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia członków swojej rodziny".

Próbował zmylić tropy

Jednym z dowodów jest opinia biegłego z zakresu pożarnictwa, jednoznacznie wskazująca na podpalenie. Ogień podłożono w domu w sześciu miejscach. Żaluzje były zamknięte i zablokowane w taki sposób, by nie można ich było otworzyć. Opinia z zakresu mechanoskopii potwierdziła, że domu nie było śladów włamania.

Z jeszcze innej opinii biegłych, którzy badali logowania telefonu podejrzanego, wynika, że P. - wbrew swym twierdzeniom - w czasie pożaru był w pobliżu domu. Inną badaną kwestią były sms-y z pogróżkami, które P. pokazywał śledczym, aby skierować śledztwo na fałszywe tory - chodziło o zasugerowanie, że podpalaczem jest inna osoba, która miała mu grozić. Podczas śledztwa znaleziono przy nim telefon, z którego wysyłano te wiadomości.

- Tu zasięgnięto opinii biegłego lingwisty, który stwierdził, że wiadomości zarówno u odbiorcy jak i nadawcy tekstu zostały sporządzone przez tę samą osobę - wyjaśnił prok. Żak. Dodał, że ich treść porównywano też m.in. z tekstem wywiadu, którego P. udzielił dziennikarzom. - Ostatecznie oskarżony przyznał, że sam pisał do siebie te wiadomości, wiedząc że nie posiada dostatecznego alibi - dodał śledczy.

Prok. Żak przypomniał też, że w śledztwie m.in. przeprowadzono sekcję zwłok myszy podłożonej przez oskarżonego, by upozorować przypadkowe powstanie pożaru. Chodziło o zasugerowanie, że gryzoń przegryzł kable, doprowadzając do zwarcia, okazało się jednak, że zdechł wcześniej niż doszło do pożaru, na skutek urazu mechanicznego. Niezależnie od tego stwierdzono, że kabel został przecięty.

Biegli: był poczytalny

Pod koniec ub. roku prokuratura otrzymała pisemną opinię biegłych psychiatrów i psychologa, którzy przez kilka tygodni obserwowali Dariusza P. w Szpitalu Psychiatrycznym przy Areszcie Śledczym we Wrocławiu. - Biegli stwierdzili, że oskarżony w czasie popełniania czynu był poczytalny, co oznacza, że może on odpowiadać przed sądem - wskazał prok. Żak. Z komunikatu prokuratury wynika też, że biegli stwierdzili u oskarżonego cechy osobowości psychopatycznej.

Przeprowadzenie obserwacji psychiatrycznej zapowiadano już krótko po zatrzymaniu P. Wobec Dariusza P. prowadzone były wcześniej inne sprawy karne o charakterze gospodarczym. Podczas zleconych w ich ramach badań, przeprowadzonych w warunkach ambulatoryjnych, biegli uznali go za niepoczytalnego (teraz będą one weryfikowane).

Symulował chorobę

P. najprawdopodobniej symulował niepoczytalność m.in. czerpiąc wiedzę ze znalezionej u niego w domu książki "Psychiatria kliniczna i pielęgniarstwo psychiatryczne". "W jednym ze swoich listów Dariusz P. relacjonując swoje dolegliwości opierał się na znajdującym się w tym podręczniku opisie pacjentki ze schizofrenią. Swój stan psychiczny opisał jednak z pozycji lekarza (obserwatora), a nie pacjenta" - wyjaśniła w komunikacie prokuratura.

- Oskarżony podejmował działania, które miały wskazywać, że jest osobą niepoczytalną. W pewnym momencie swoich wyjaśnień wskazywał, że do pewnych działań nakłaniał go nieistniejący Waldi. Ta osoba miała mu wskazywać, aby podpalił pewne elementy wyposażenia mieszkania, aby spowodować pożar - dodał w czwartek prok. Żak.

Odnosząc się do pytań dziennikarzy prokurator przyznał, że proces Dariusza P. będzie poszlakowy. Zaznaczył jednak, że ciąg tych poszlak tworzy zamknięty łańcuch tak, że pozostałe wersje (w śledztwie szczegółowo sprawdzone) są nieprawdopodobne. Ocenił również, że obecnie nie ma podstaw dla ew. wniosku o wyłączenie jawności procesu.

Zginęło pięć osób

Do tragedii doszło 10 maja 2013 r. Powierzchnia pożaru była niewielka - ok. 15 m kw. Jego ognisko znajdowało się na piętrze domu jednorodzinnego, paliła się część schodów i szafa. W wyniku pożaru zmarło pięć osób, ocalał tylko najstarszy syn. Jak wykazała sekcja zwłok, przyczyną śmierci ofiar było zatrucie tlenkiem węgla. Na miejscu zginęła 18-letnia najstarsza córka, czterolatka - w trakcie udzielania pomocy. Potem w szpitalach w Jastrzębiu Zdroju i Cieszynie zmarli kolejno: 10-letni chłopiec i 40-letnia matka dzieci oraz 13-letnia dziewczynka.

Cała piątka spoczęła w jednym grobie na cmentarzu w Jastrzębiu Zdroju. Żegnali ich członkowie rodziny, mieszkańcy miasta i metropolita katowicki abp Wiktor Skworc, który przed tragedią odwiedził rodzinę P. podczas swej wizytacji w parafii. Podczas uroczystości pogrzebowych abp Skworc wspominał zaangażowanie rodziny P. w życie Kościoła - 10-latek był ministrantem, jego starsze siostry działały w stowarzyszeniu Dzieci Maryi, a rodzice byli związani z ruchem "Światło-Życie". P. miał opinię przykładnego ojca i wzorowego męża.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (21)