Dariusz Bruncz: Szkoda nie tylko Konstytucji, ale przede wszystkim Ewangelii
Ewangelia nie jest pigułą, którą pastorałem trzeba przepychać ludziom przez gardło, aby zrozumieli swoje prawa i obowiązki wobec Boga (jeśli są wierzący) i państwa (bez względu na swoją wiarę).
17.08.2018 | aktual.: 17.08.2018 20:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W demokratycznym państwie prawa, z którego dobrodziejstw korzystają Kościoły i związki wyznaniowe, nie może być mowy o prymacie Ewangelii nad Konstytucją i to ze względu na szacunek nie tylko dla Konstytucji, ale i samej Ewangelii.
Arcybiskup nie powiedział wszystkiego
Podczas obchodów Wniebowzięcia NMP na Jasnej Górze, metropolita częstochowski Wacław Depo przechodząc od teologicznej wykładni święta i Bitwy Warszawskiej do spraw współczesnych był łaskaw podzielić się refleksją, że oto "bardzo boleśnie” w Polsce głosi się, iż rządzi Konstytucja, a nie Ewangelia. Słowa wyartykułowano podniesionym głosem i jakby w religijnym pochwyceniu.
Abp Depo nie wyjawił co rozumie pod pojęciem Ewangelii – czy kanoniczne księgi Nowego Testamentu, czy Ewangelię w szerszym znaczeniu teologicznym, czy po prostu swoją/kościelną interpretację tego, czym ona jest, może być lub powinna być. Może stanowisko Konferencji Episkopatu Polski miałoby być Ewangelią lub poparciem dla bezwarunkowego zakazu aborcji. Ewangelia, tak droga dla wszystkich chrześcijan, staje się zakładniczką polityczno-religijnych rozważań i zamiast być narzędziem duchowej refleksji, znów stanęła w centrum politycznej naparzanki.
Arcybiskup ubolewał nad utraconą jednością, ale nie wyjawił zebranym, czym ona jest, dlaczego i w jaki sposób została utracona. Przyjmując jednak, że mieliśmy ją już w garści i wypuściliśmy, to warto zastanowić się, czy utraconą jedność odbudowuje się poprzez wciskanie ludziom Ewangelii do gardeł i wprowadzanie chociażby cienia wątpliwości, że mogłaby w jakikolwiek sposób zastąpić konstytucję lub ponad nią stać. Owo celowe pomieszanie porządków nie pomaga, a utrudnia konstruktywną dbałość o chrześcijańskie fundamenty Europy.
Nie chodzi przecież o biadolenie, jaki ten świat zły i niewrażliwy na chrześcijaństwo, jak to bardzo boli, że świat nie widzi wiary Polaka-katolika, ale o coś znacznie więcej. Ewangelia to nie dopalacz przenoszący w inny stan świadomości lub skutkujący odrzucaniem prymatu konstytucji w państwie prawa. Chrześcijaństwo to nie islam, w którym nie ma rozdziału religii od państwa, a arcybiskup to nie ajatollah na folwarku. Poszanowanie wzajemnej autonomii jest niezbędne zarówno dla dobra państwa, jak i Kościoła czy religii w ogóle.
Pogłębianie ideologicznych okopów
Świętym prawem i obowiązkiem każdego duchownego – nie tylko arcybiskupa metropolity – jest kaznodziejska swoboda, nie tylko komentowanie prawd wiary, które wyznaje, ale i kontekstu społeczno-politycznego. Wszelka próba odbierania tego prawa przez środowiska niechętne Kościołowi lub wobec niego sceptycznych, przynosi skutek odwrotny i pogłębia ideologiczne okopy.
Problemem nie jest przekonanie arcybiskupa czy kogokolwiek innego, że Ewangelia jest ważniejsza od Konstytucji. Bo dla chrześcijan zawsze była i będzie (także i dla mnie), ale co najmniej – mówiąc delikatnie - wątpliwe jest umiejscowienie Ewangelii ponad Konstytucją w kontekście zasad państwa prawa, przeżywającego kryzys konstytucyjny i którego społeczeństwo jest spolaryzowane jak nigdy dotąd właśnie w temacie Konstytucji, której przecież nikt nam nie narzucił.
Szkoda nie tylko Konstytucji, ale przede wszystkim Ewangelii.