Dał łapówkę a myślał, że to pożyczka
W głośnym procesie Andrzeja K. (55 lat), byłego dyrektora legnickiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, zeznawał w środę właściciel firmy Jaks, Jan Wleklik. Opowiadał o kulisach wręczenia byłemu szefowi MOPS 20 tys. zł łapówki.
10.12.2009 | aktual.: 10.12.2009 10:56
W 2007 r. firma Jaks wygrała przetarg na ochronę i sprzątanie obiektów MOPS. - Pod koniec roku przyszedłem podpisać z dyrektorem umowę - zeznawał Jan Wleklik. - Na powitanie Andrzej K. rzucił mimochodem, że wadium, jakie nasza firma wpłaciła, przystępując do przetargu, należało teraz przynieść na jego biurko. - Myślałem, że żartuje. Dlatego też żartem powiedziałem, że to się nie powtórzy.
Obaj panowie ponownie spotkali się w grudniu 2008 r. Jan Wleklik przyszedł do MOPS podpisać aneksy do umowy na kolejny rok. - Dyrektor już od drzwi zaczął krzyczeć, że jestem kłamcą, bo nie wywiązałem się z umowy - mówił Jan Wleklik. - Miałem przynieść mu wadium, a tego nie zrobiłem. Stwierdził, że na moje miejsce ma pięć innych firm, że są na mnie skargi.
Właściciel Jaksa zebrał 10 tys. zł i przed Bożym Narodzeniem zaniósł je dyrektorowi. Przekonywał, iż Andrzej K. był bardzo niezadowolony, że przyniósł tylko połowę kwoty. Ale podpisał wszystkie dokumenty. Ponownie odezwał się w lutym tego roku. - Znowu mnie zaatakował, że przyszedłem nieprzygotowany, bez pieniędzy - wyjaśniał Wleklik. - Powiedziałem mu, że te 10 tys. zł było pożyczką wakacyjną. Liczę, że mi ją odda.
Według Wleklika, Andrzej K. domagał się pozostałych 10 tys. zł. Dlatego po rozmowie z synem, będącym pełnomocnikiem firmy, zdecydował się na współpracę z policją. Pod koniec kwietnia Andrzej K. został zatrzymany chwilę po przyjęciu kolejnych 10 tys. zł.
Wczorajsza rozprawa toczyła się bez Andrzeja K. Oskarżony leży w szpitalu w Kamiennej Górze.
Prokuratura zarzuca byłemu dyrektorowi przyjęcie 20 tys. zł łapówki i przywłaszczenie komputera - własności MOPS.
Andrzej K. przyznał się do winy i uzgodnił z prokuratorem wyrok: dwa lata w zawieszeniu na trzy, 35 tysięcy zł grzywny, trzyletni zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych w budżetówce oraz zwrot 10 tys. zł. Sąd jednak odrzucił ten wniosek. Uznał, że sprawa jest zbyt poważna i należy ją wnikliwie rozpatrzyć. Andrzejowi K. grozi do ośmiu lat więzienia.