"Daily Mail": łatwopalne baterie litowo-jonowe na pokładzie malezyjskiego Boeinga 777
Chiński satelita wykrył obiekty unoszące się na wodzie w południowej strefie poszukiwań zaginionego 8 marca Boeinga 777 malezyjskich linii lotniczych Malaysia Airlines - poinformował malezyjski minister transportu. "The Telegraph" ujawnił zapis rozmowy między kontrolą lotu a pilotami maszyny. Samolot przewoził w luku bagażowym łatwopalne baterie litowo-jonowe - informuje "Daily Mail".
Na miejsce skierowano statki, które wezmą udział w poszukiwaniach. Jeden z wykrytych obiektów ma wymiary 22 metry na 30 metrów - dodał minister.
Na Oceanie Indyjskim trwają poszukiwania śladów zaginionego ponad dwa tygodnie temu Boeinga 777 malezyjskich linii lotniczych Malaysia Airlines. W akcji uczestniczą statki i samoloty wielu krajów. Brytyjska gazeta "Telegraph" przedstawiła zapis rozmowy między kontrolą lotu a pilotami maszyny, prowadzonej przed zniknięciem maszyny. Jej zdaniem może to być warte uwagi, gdyż jeden z pilotów powtórzył wskazania wysokości niemal w tym samym momencie, gdy wyłączono transponder.
Komunikacja przebiegała rutynowo. Dwa szczegóły zwróciły uwagę ekspertów lotniczych. O godz. 1.07 w nocy piloci poinformowali, że samolot jest na wysokości ponad 10 tys. metrów. Ten komunikat był zbędny, ponieważ powtórzono informację podaną sześć minut wcześniej. Został przekazany jednak w kluczowym momencie: właśnie o godz. 1.07 system ACARS wysłał ostatni sygnał z pokładu samolotu, zanim został - najprawdopodobniej celowo - wyłączony. Transponder został wyłączony o godz. 1.21, lecz śledczy uważają, że ACARS odłączono przed pożegnaniem pilota Fariqa Abdula Hamida o godz. 1.19 (powiedział: "W porządku, dobranoc").
Inny interesujący szczegół potwierdzający hipotezę, że zniknięcie samolotu nie było przypadkiem: przerwa w komunikacji i nagła zmiana kursu samolotu na zachód wystąpiły w momencie, gdy kontrolerzy z lotniska w Kuala Lumpur powiedzieli pilotom, by kontaktowali się z Ho Chi Minh. - Gdybym miał ukraść samolot, zrobiłbym to w tym momencie, by móc wymknąć się wieżom kontrolnym i nie zostać zauważonym z ziemi - mówi "The Telegrah" Stephen Buzdygan, były pilot Boeinga 777 linii British Airways.
Od czwartku operacja koncentruje się na południowej części oceanu, około 2,5 tys. kilometrów na zachód od australijskiego Perth, gdzie w niedzielę satelity wykryły dwa duże unoszące się na wodzie obiekty. Przy trudnych warunkach atmosferycznych obszar dokładnie obserwuje z powietrza sześć maszyn, w tym cztery wojskowe samoloty zwiadowcze Australii i Nowej Zelandii.
W sobotę dołączą do nich dwie maszyny chińskie, a w niedzielę - japońskie. Wciąż sprawdzane są najnowsze dane satelitarne.
Nie ma pewności, czy wykryte obiekty to fragmenty zaginionej maszyny; władze Malezji i Australii zastrzegły, że może to być coś zupełnie innego. - Obiekt tak dawno unoszący się na morzu (...) mógł opaść na dno - zaznaczył w sobotę australijski wicepremier Warren Truss.
- To bardzo odległy rejon, lecz zamierzamy prowadzić poszukiwania dopóki nie będziemy w pełni przekonani, że dalsze szukanie jest daremne. Ale ten dzień jeszcze nie nadszedł - powiedział Truss.
W akwenie w sobotę znajdą się także trzy statki, w tym norweski samochodowiec St Petersburg oraz jednostka zaopatrzeniowa australijskiej marynarki wojennej, HMAS Success.
- Najlepszym sposobem w tego typu operacjach są oczy i lornetka - powiedział w australijskiej telewizji ABC rzecznik armatora z Norwegii, Olav Sollie. - Obserwacje prowadzi się z mostka, położonego 25 metrów nad poziomem morza, co pozwala dobrze i daleko widzieć - tłumaczył.
Boeing 777 Malaysia Airlines z 239 osobami na pokładzie zniknął z radarów 8 marca, mniej niż godzinę po starcie z lotniska w stolicy Malezji, Kuala Lumpur. Samolot leciał do Pekinu. Koordynowane przez Malezję poszukiwania prowadzone przez wiele państw dotychczas nie przyniosły żadnych rezultatów.
Pożar na pokładzie samolotu? Kolejna hipoteza
Jak poinformował w piątek brytyjski "Daily Mail", nowe światło na tę hipotezę rzucają słowa szefa malezyjskich linii lotniczych. Ahmad Jauhari potwierdził bowiem, że samolot przewoził w luku bagażowym łatwopalne baterie litowo-jonowe.
Jak miał wyjaśniać Jauhari, śledczy nie uznali ich za niebezpieczne, ponieważ przewożone były zgodnie z zachowaniem reguł bezpieczeństwa Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego.
Zwolennicy teorii pożaru na pokładzie samolotu wskazują, że w wyniku pożaru pasażerowie mogli stracić przytomność, co mogłoby wyjaśniać fakt, że żaden z nich nie próbował kontaktować się przed tajemniczym zaginięciem z bliskimi.
Według amerykańskich władz lotniczych, w ciągu ostatnich 23 lat baterie spowodowały na pokładach samolotów ponad 140 niebezpiecznych incydentów. W pojedynczych przypadkach doprowadziło to do katastrofy, nigdy jednak nie chodziło o samoloty pasażerskie, tylko transportowe - jak w 2010 roku, gdy rozbiła się maszyna należąca do firmy UPS.