Czysty prąd za 25‑35 mld zł
Życie nie szczędzi przykrych niespodzianek.
Wynegocjowany z UE siedmioletni okres przejściowy na wdrożenie
unijnych norm emisji zanieczyszczeń przez elektrownie stoi w
sprzeczności z zapisem traktatu akcesyjnego, dotyczącym tzw. norm
krajowych - pisze "Puls Biznesu".
Według dziennika limity trucia nałożone na Polskę mają obowiązywać już od 2008 r. No i mamy problem, bo wydatki będą ogromne. Alternatywą jest zamknięcie połowy zakładów i import prądu z Francji lub Niemiec.
25-35 mld zł musi wydać energetyka na wdrożenie norm ochrony środowiska. Co gorsza, ostre limity zaczną obowiązywać dużo wcześniej niż obiecywano - podkreśla publicystka "Pulsu Biznesu" Agnieszka Berger.
"Sukces" polskich negocjatorów, którzy uzgodnili z Unią Europejską odroczenie o 7 lat terminu wdrożenia tzw. dyrektywy LCP, okazał się nic nie wart. Dyrektywa nakładająca na duże źródła energii ostre normy w zakresie emisji zanieczyszczeń ma zacząć obowiązywać w UE w 2008 r. Polskie elektrownie miały dostać więcej czasu, bo żeby wywiązać się z unijnych limitów, muszą zainwestować aż 25-35 mld zł. Dostały, ale... tylko na papierze.
"W traktacie akcesyjnym znalazł się zapis o harmonogramie ograniczania emisji zanieczyszczeń w skali kraju. Zgodnie z nim, już w 2008 r. Polska musi zmniejszyć emisję dwutlenku siarki niemal o połowę w stosunku do aktualnego poziomu. Cztery lata później redukcja powinna wynosić 60%. Te normy są co najmniej równie ostre, jak ograniczenia wynikające z dyrektywy LPC. A to oznacza, ze Unia wcale nam nie popuściła" - mówi Robert Adamczyk, szef zespołu ochrony środowiska w firmie doradczej WS Atkins-Polska.
Zdaniem eksperta, to duży błąd naszych negocjatorów.